PRZECZYTAJ ZANIM ZACZNIESZ! Odsyłam także do ogłoszeń. Ale do rzeczy. Znacie to na pewno: ,,wszystko co piszę jest fikcją..." itd, itp. Nic nie jest do końca fikcją... Żeby coś napisać, trzeba było to przeżyć lub chociaż o tym usłyszeć. I tak też jest z tym opowiadaniem. To będzie suma przeżyć moich i nie tylko moich. Bohaterowie będą mieszanką mnie i tych, których skądinąd znam. Pozdrawiam.

sobota, 2 lutego 2013

23. Powrót


wiecie co? te ferie to szał, zapomniałam, że dziś sobota i muszę wstawić rozdział! wszystkie dni wyglądają podobnie, gdy nie ma się codziennie innego planu lekcji...
dziś jest dłużej niż ostatnio i na samym początku jest fragment kończący poprzedni post, by wam ułatwić zrozumienie tego jako całości :)
trochę napisałam zapasu, ale to jest kropla w morzu potrzeb... nawet ferie mam pracowite! yh...
atmosfera przez cały dzisiejszy rozdział będzie falować, ale czegóż można się spodziewać, gdy jednym z głównych bohaterów jest Johnny? ;D a i Iza nie święta...
cytat ukazuje jakby nadzieję na lepsze, ale i zagrożenie gorszego
do tego wybrałam świetną porę roku na te wydarzenia! aż jestem z siebie dumna :P zima... taka znacząca aura...
cytat można traktować jako wypowiedź Izy i Johnnego, w końcu siedzą w tym wszystkim razem ;]
tytułu nie odczytujcie jedynie dosłownie (o głównym wydarzeniu tego rozdziału)
coś nie mogę się doprosić nagłówka na bloga od ,,nagłówkowego świata", to niezwykle smutne...
pozdrawiam i życzę miłej lektury :*
                                                         
,,Zima odetchnie zimnem na naszych szyjach,
śniegiem na naszych ścieżkach, gdziekolwiek się wybiera.
Wszystko co wiem o nas to, 
że piękne rzeczy nigdy się nie kończą (...)
Wyczuwam chłód w powietrzu (...)
Miłość i strata, prawda, to kosztuje więcej 
niż mogę poświęcić w tej chwili.
Może prościej jest skłamać?"

                        Iza podbiegła do swojej szafki i wyjęła szybko czapkę, szalik oraz rękawiczki Johnnego. Koło niej w mgnieniu oka pojawił się Ian i zabrał jej z dłoni rękawiczki.
- A to nie są męskie? Ja mam podobne… Masz dziwny styl – zaśmiał się. Dziewczyna szybko mu je zabrała.
- Tak, są męskie. Muszę je oddać, bo je wczoraj pożyczyłam – odparła.
- A od kogo? – zapytał zaciekawiony. Chrząknęła. Te imię trudno  było jej wypowiadać.
- Od… Johnnego – odpowiedziała po chwili. Oczy rozszerzyły się Ianowi do granic możliwości.
- To wróciliście do siebie? – zapytał, będąc ciągle w szoku.
- Nie, po prostu mi to dał, bo nie miałam – powiedziała, głęboko oddychając, by się uspokoić. Niechcący przywołał wspomnienia. Spojrzał na nią zatroskany, widząc jak to przeżywa.
- Może ja mu to oddam? – zaproponował. Zwróciła na niego wzrok. Patrzył z troską. Może miał rację… lepiej będzie, jeśli się z nim nie spotka. Musi zapomnieć, a spotkanie i być może rozmowa nie pomogą jej w tym. Przytaknęła i podała mu rzeczy. Uśmiechnął się pokrzepiająco i odszedł. A co jeśli Ian robił to w swoim własnym interesie, a nie robił tego dla jej dobra? Może się z niej nie ,,wyleczył”? Postawiła krok w stronę, w którą odszedł, ale powstrzymała kolejne. Przecież sama podjęła decyzję. Nie ma odwrotu. Postanowiła, że pójdzie się przejść i ruszyła korytarzem powolnym krokiem w przeciwną stronę. Po pewnym czasie postanowiła zatrzymać się przy oknie i poobserwować spadające płatki śniegu. Między nimi dojrzała twarz Johnnego z tym jego ciepłym spojrzeniem z wczoraj. Zamrugała. Znikł. Czyli ma tylko przywidzenia. Westchnęła. Odwróciła się i zauważyła, że zatrzymała się niedaleko wejścia do korytarza z szatniami. Co też ją  tam tak ciągnęło? Przecież to miejsce przynosiło same kłopoty… Na horyzoncie nagle pojawił się Trevtner, który na pierwszy rzut niewprawionego oka, wyglądał całkiem normalnie. Iza przyjrzała się mu jak skręcał w ciemny korytarz. Miał zaciśnięte pięści, czyli nie chciał, żeby było po nim widać, ale był zły. Ale nie rozgniewany. Zły ze smutku, bo nie pulsowała mu żyła na skroni. Tak dobrze go znała… Coś ją ciągnęło w jego stronę. Przytrzymała się parapetu, przy którym stała, jakby nie ufając samej sobie. Ale przecież poczuła nutkę zawodu, gdy dawała Ianowi rzeczy do oddania Johnnemu, chciała sama się z nim spotkać. Puściła powoli parapet, a nogi same poniosły ją pod drzwi męskiej szatni. Uchyliła drzwi i usłyszała uderzenia w worek. Uśmiechnęła się delikatnie. Wiedziała, że tak będzie. Podeszła do drzwi prowadzących do jej ukochanego. Nagle wszystko ucichło. Usłyszała po chwili jak płacze. Ścisnęło jej gardło i niemal od razu wypłynęły jej łzy. Otworzyła z rozmachem drzwi przed sobą. Spojrzał w jej stronę zaskoczony, a ona podbiegła do niego i zarzuciła ramiona wokół jego szyi. Podniósł ją i mocno do siebie przytwierdził, a ona otoczyła swoimi nogami jego biodra. Trwali tak dłuższą chwilę. W końcu gdy się oderwali od siebie i spojrzeli na siebie zaczerwienionymi oczami, przyszły myśli, które towarzyszyły im wcześniej, cierpienia i zadane rany wróciły, szczęście uleciało.
- Czemu dałaś moje rzeczy temu baranowi?! – uniósł się pierwszy Johnny.
- Jak mogłeś mną rzucić o parkiet?! – Izabela nie pozostała mu dłużna. Odetchnęli głęboko. Chłopak uciekł wzrokiem gdzieś w bok. Odezwał się dopiero po chwili namysłu.
- Chcesz być jeszcze ze mną? – zapytał. Nie wiedziała co mu odpowiedzieć, nie była pewna. Były za i przeciw. Wyciągnęła dłoń w jego stronę i dotknęła go, jakby sprawdzając czy jest tu naprawdę, czy znów ma przywidzenia. Był. Poczuła pod opuszkami ciepło bijące od niego. Przejechała palcami po jego brzuchu, aż dotarła do pępka, a później skierowała dłoń w górę, aż do serca. Przyłożyła do niego dłoń i wczuła się w jego rytm, przymknęła powieki. Johnny najpierw obserwował jej dłoń, a gdy zatrzymała się na jego sercu, spojrzał na jej twarz. Oboje czuli uniesienie panujące w nich przez ten, wydawałoby się, mało znaczący gest. Dreszcze nawiedzały ich ciała. Uchyliła powieki i powędrowała wzrokiem i dłonią do jego twarzy. Badała jego rysy, jakby była niewidząca i chciała go sobie wyobrazić. Nakreśliła linię jego ust i zatopiła dłoń w jego włosach. Zjechała nią po jego karku, wywołując kolejne dreszcze i skierowała się w dół po jego ramieniu, aż do dłoni. Uniosła ich przyłożone do siebie dłonie na wysokość klatki piersiowej. Przez chwilę przypatrywali się im w milczeniu. Wreszcie spojrzeli na siebie.
- Jeśli ty mimo wszystko nadal chcesz, to ja także – odpowiedziała z lekką chrypką. Kąciki jego ust uniosły się powoli ku górze. Przyciągnął ją delikatnie do siebie, założył za ucho zagubiony kosmyk włosów, pocałował delikatnie i przytulił. Było to jakby przypieczętowaniem ich decyzji.
- Kocham cię – wyszeptał jej w ucho.
- Ja ciebie też – odpowiedziała.
*  *  *
                        Szli sobie w stronę jej domu po zakończeniu lekcji, machając wesoło w przód i tył złączonymi dłońmi. Wokół szalały płatki śniegu. Dziś już oboje grzecznie w czapkach, szalikach i rękawiczkach. Bardzo się za sobą stęsknili przez ten cały trudny czas, więc wiele nie rozmawiali, mimo iż mieli o czym i  było tego dużo, jedynie byli ze sobą i cieszyli się swoją obecnością. Wiedzieli, że będzie trzeba kiedyś omówić to wszystko co się stało i jak ma to teraz wyglądać, ale na razie odkładali tą rozmowę. W pewnym momencie radosny wyraz twarzy Izy zmącił grymas, gdy przypomniała sobie, że teraz to już musi porozmawiać z Pitkiem na ich temat, bo może on tam karmiony nadzieją sądzi, że są razem, a przecież ona jest teraz z Johnnym i to w nim jest zakochana. Gdy chłopak zauważył, że nad czymś intensywnie myśli, postanowił zaryzykować i rozpocząć rozmowę.
- Nad czym tak myślisz? – zapytał. Nie odpowiedziała od razu. Musiała się zastanowić czy zbyć go, czy lepiej przedstawić mu całą sytuację. No bo co jeśli dowie się o tym od kogoś innego? Nie chciała więcej kłótni i problemów.
- Muszę teraz złamać kilka serc, bo wybrałam ciebie – odpowiedziała, śmiejąc się, jakby to był tylko żart. Spojrzał na nią podejrzliwie. Spoważniała.
- Naprawdę znalazłaś sobie kogoś tak szybko? Jeszcze mi powiedz, że z nim jesteś, że jedziesz na dwa fronty – czuł jak zaczyna mu się robić gorąco w środku, przystanął i zwrócił dziewczynę ku sobie. Przełknęła ślinę, wpatrując się w jego płonące gniewem oczy. Czyli zaczyna się rozliczenie z przeszłości. Myślała, że dadzą sobie trochę więcej czasu na sielankę, że te trudne rozmowy odłożą na później. Musiała go jakoś uspokoić jednocześnie przedstawiając mu całą historię, żeby później nie było problemów z niedopowiedzeniami. Poganiała siebie w myślach, by wymyślić jak to zrobić, a on zastanawiając się co takiego chce mu powiedzieć, tworzył coraz czarniejsze scenariusze, co tylko pogarszało stan jego nerwów i umniejszało szansę Izy na to, że przedstawi mu sprawę w taki sposób, że nie dojdzie do kłótni.
- To nie jest wszystko takie proste… – zaczęła, a on zacisnął w pięść dłoń, którą nie trzymał jej dłoni. To co powiedziała brzmiało jak zapowiedź czegoś złego, miał coraz gorsze przeczucia – tylko pozwól mi dokończyć, wysłuchaj mnie do końca – poprosiła, a on już upewnił się w przekonaniu, że usłyszy zaraz coś, co mu się na pewno nie spodoba. Nerwy miał w strzępach i trzymał je na wodzy ostatkami sił, a przecież jeszcze nic nie usłyszał. Pokiwał głową, obiecując, że wysłucha – to nie jest tak, że kogoś sobie znalazłam… to raczej on mnie odnalazł – rozpoczęła. Zacisnął szczęki. Czyli jednak ktoś był – pamiętasz turniej siatkarski? Byli ze mną moi znajomi z Polski – kontynuowała, z trudem dobierając słowa. Przypomniał sobie jak zobaczył jak jakiś gość trzyma ją za rękę. Czyżby to on ją ,,odnalazł”? – więc to byli moi przyjaciele. Tylko przyjaciele. Nie byłam świadoma, że jeden z nich jest we mnie zakochany… – uciekła gdzieś wzrokiem, zastanawiając się jak najłagodniej przekazać mu jej relację z Piotrkiem – ja go oczywiście nie kocham. Tego bądź pewny. Jest dla mnie po prostu ważny ze względu na naszą wieloletnią przyjaźń – zaznaczyła, by nie miał wątpliwości co do jej uczuć i że nie jedzie na dwa fronty.
- Więc w czym problem? Co w tym takiego skomplikowanego, że kochasz mnie, a nie jego? – zapytał zbity z tropu.
- Bo mu tego nie powiedziałam – odpowiedziała i zmrużyła oczy, jakby czekając na wybuch Johnnego. Jednak nic się nie stało. Jedynie oczy, w których przed chwilą przygasł ogień, znów zagorzały gniewem.
- Więc mu powiedz. Co za problem?! – uniósł się.
- No bo ja… chyba… chyba narobiłam mu nadziei i to dlatego to jest takie trudne… nie chcę go ranić, a zapewne to zrobię… – mówiła, nie patrząc na chłopaka, który przestał jej słuchać w połowie wypowiedzi, puścił jej dłoń, złapał się za głowę i odszedł kilka kroków od niej. Wiedział, czuł, że zrobiła coś ważnego, coś znaczącego. Pozostawało tylko pytanie co ma takiego na sumieniu, że nie może patrzeć mu w oczy, a tamtemu lalusiowi to narobiło tyle nadziei, że tak bardzo się przejmuje. Odwrócił się do niej, opuścił ręce i spojrzał na nią zrezygnowany. I tak się przecież niejednego jeszcze dowie.
- Co zrobiłaś? – zapytał, starając się, by jego głos brzmiał w miarę spokojnie. Iza znała go jednak na tyle dobrze, że wiedziała, iż spokojny nie jest.
- Bo ja… bo on… myyy… emm… – miotała się bezradnie wśród różnych stwierdzeń i słów, ale żadne nie wydawały się odpowiednimi do przekazania swojemu chłopakowi, że całowała się z innym, mimo że wtedy ze sobą nie byli – ale my wtedy nie byliśmy razem… no tak mi się wydawało przynajmniej, bo tak się czułam, jakbyśmy zerwali… – usprawiedliwiała się, a Johnny schował twarz w dłoniach, odetchnął głęboko, by nie zacząć krzyczeć i spojrzał ponownie na Izabelę. Patrzyła w dół na swoje dłonie i wyginała palce. Skrzyżował ręce na piersi i chrząknął, by ją pogonić – on mnie pocałował – dokończyła cicho. Drugi raz w życiu jej ciche słowa zadudniły mu w głowie, jakby były wykrzyczane. Coś go kuło w środku i czuł jakby dostał obuchem w łeb. Miała rację, zerwali, ale mimo wszystko było to dla niego trudne.
- Szybko odnalazłaś pocieszenie – wysyczał przez zęby pierwsze co mu przyszło na myśl. Poczuła się urażona.
- Ale to nie tak. Mówiłam ci przecież, że to nie ja szukałam, sam mnie znalazł – tłumaczyła.
- To czemu mu od razu nie powiedziałaś, że z nim nie będziesz? – zadał pytanie, które było niezwykle trafne i na które nie potrafiła do końca odpowiedzieć.
- Nie wiem… może po prostu nie chciałam go zranić? Może nie wiesz, ale wyznanie swoich uczuć nie będąc pewnym uczuć drugiej osoby, bardzo dużo kosztuje! On jest jak chodzący ideał, a ty sam chyba przyznasz, że nim nie jesteś! Wtedy marzyłam, żeby być zakochaną w nim, a nie w tobie, bo ty okazałeś się nie być wart, a on był i zawsze będzie, jestem tego pewna! Ale nie! Ja muszę kochać ciebie i zranić najlepszego przyjaciela! – wykrzyczała wszystko co się w niej kotłowało od kilku dni. Uraziła mocno jego dumę. Wiedział, że nie jest idealny, sam to kiedyś przyznał, ale powiedział wtedy jej też, że chce być dla niej idealny, a chęci się przecież liczą. Z resztą ona też nie była idealna i wyznanie, że nie jest wart jej miłości tak go dotknęło, że nie pozwoliło mu zostać. Odwrócił się od Izy i ruszył jak najdalej od niej. 

1 komentarz:

  1. Cała sytuacja między Johnym a Izą się bardzo skomplikowała.Ciężko im być razem,ale osobno także.Rozumiem,że Izie jest ciężko,lecz nie powinna dawać przyjacielowi nadziei.Po prostu jest to nie fair w stosunku do niego i jej uczuć.Mam nadzieję,że dogadają się jakoś w końcu. Szkoda byłoby zmarnować takie uczucie...
    Świetne opowiadanie!Bardzo mi się podoba! ;*

    OdpowiedzUsuń