PRZECZYTAJ ZANIM ZACZNIESZ! Odsyłam także do ogłoszeń. Ale do rzeczy. Znacie to na pewno: ,,wszystko co piszę jest fikcją..." itd, itp. Nic nie jest do końca fikcją... Żeby coś napisać, trzeba było to przeżyć lub chociaż o tym usłyszeć. I tak też jest z tym opowiadaniem. To będzie suma przeżyć moich i nie tylko moich. Bohaterowie będą mieszanką mnie i tych, których skądinąd znam. Pozdrawiam.

sobota, 23 lutego 2013

26. Moja!


no i mamy kolejną sobotę :) coś jakoś żadnych komentarzy... no ale nie dla nich to piszę, więc no :P mam nadzieję, że ktoś czyta tylko po prostu nie chce mu się komentować ;]
mam mało czasu wolnego, więc nie czytam zbyt wielu blogów, na wielu też jest jakaś dziwna przerwa we wstawianiu, nie wiem co jest :/
dziś rozpoczynamy króciutkim przypomnieniem. sytuacja jest ogółem taka, że przyjechał Piotrek, a Johnny postanowił odwiedzić swoją dziewczynę i o. dalszy siąg poniżej ;)
piosenka trochę starsza dziś ;p cytat od Johnnego można powiedzieć :)
tytuł rozdziału w nawiązaniu do sportu, z którym jest związany Johnny i jego zaborczością co do Izy ;D
pozdrawiam :*
                                                            
,,Chcę mieć cię blisko,
gdzie możesz zostać na zawsze (...)
Nikt nie pojmuje co czuję do ciebie (...)
Wiem, że są ludzie, którzy przeszukują świat,
by znaleźć coś takiego jak my mamy.
Wiem, że ludzie będą próbować rozdzielić coś tak prawdziwego"

Przerażona wybiegła z pokoju i zatrzymała się w połowie schodów. Nieco niżej stał Piotrek. Johnny stał na środku przedpokoju z mocno zaciśniętymi pięściami, a pani Mieczkowska, która najwyraźniej otworzyła drzwi przybyszowi, stała nadal, trzymając kurczowo klamkę, zszokowana. Zapewne Trevtner nie postąpił z nią jak dżentelmen.
- Nikt?! – zadał pytanie Johnny prawie krzycząc, wskazując na Piotra – to ma być nikt?! – dziewczyna zgromiła go wzrokiem.
- Chodź na górę, a nie sceny robisz – odpowiedziała zimno. Chłopak posłusznie ruszył ku schodom, minął Pitka, patrząc na niego groźnie i skierował się za Izabelą do jej pokoju – czemu się wydzierasz w moim domu, co? – zapytała, nie patrząc nawet na niego. Zbiła go z pantałyku. To on tu jest zły? To przecież on kłamała.
- Pierwszy – zaczął uniesionym głosem, ale usłyszał chrząknięcie, więc rozpoczął ponownie już ciszej – pierwszy o coś zapytałem.
- Nie chciałam cię denerwować, jak widzisz trafnie – odparła z wyrzutem – sama nie wiedziałam, że przyjedzie – dodała ciszej. Podszedł do niej i ująwszy ją za podbródek, podniósł twarz z zaczerwienionym nosem i oczami. Patrzyła na niego smutno. Znów w nim zawrzało. Złapała go za rękaw i pokręciła głową. Wiedziała, że chce dorwać chłopaka znajdującego się na parterze, by mu zrobić krzywdę za to, że płakała.
- Przecież się nawet nie ruszyłem – stwierdził.
- Ale ja wiem co chciałeś zrobić – odpowiedziała pewnie.
- Niby co? – zapytał.
- Nie udawaj głupiego, chciałeś ruszyć na dół do Piotrka – powiedziała. Westchnął.
- Czemu ty mnie tak dobrze znasz? – rzucił retoryczne pytanie.
- Sam dałeś się poznać, więc teraz nie biadol – stwierdziła z delikatnym uśmiechem. Pogłaskał wierzchem dłoni jej policzek i delikatnie pocałował – wiesz, że sobie nagrabiłeś u mojej mamy? – powiedziała, a on się zaśmiał.
- Jestem czarujący, wszystko odkręcę – odparł.
- Czarujący powiadasz? – zakpiła. A on udał urażonego.
- W końcu musiałem czymś cię uwieść, nie? – odparował.
- No właśnie… tylko co to było? – droczyła się z nim nadal. Zmrużył oczy i zrobił cwaniacką minę. Zbliżył się do niej i zaczął wędrować dłońmi po jej plecach i karku, całując jednocześnie jej szyję. Westchnęła. Było jej całkiem przyjemnie, ale nagle przestał i spojrzał na nią rozbawiony.
- Więc już wiesz co to było? – zapytał. Zaśmiała się – no to dobrze. A teraz powróćmy do sprawy. Co się stało, że płakałaś? – dopytywał już z poważna miną. Dziewczyna także spoważniała.
- Powiedziałam mu już. Nie było łatwo, więc dlatego płakałam – odpowiedziała rzeczowo, czym zdziwiła odrobinę chłopaka.
- To tyle? Nie rozwiniesz? – zadał kolejne pytania.
- Nigdy cię szczegóły nie obchodzą. Przecież nawet kilka minut temu byłeś gotów bez zastanowienia pobiec się lać z moim przyjacielem, nie wiedząc praktycznie nic. Żeby tylko się bić. Nigdy pocieszyć, posłuchać. Najpierw bić – wypowiedziała zarzut, który już od dawna jej ciążył. Spuścił wzrok i cofnął się. Myślała, że wyjdzie z jej pokoju, odejdzie urażony, ale on usiadł na jej łóżku, zwiesił głowę i ukrył ją w dłoniach.
- Naprawdę tak sądzisz? – odezwał się w końcu. Potwierdziła – przecież wiesz, że taki właśnie jestem – mówił bardziej do swoich kolan niż do niej.
- Ale mógłbyś dla mnie naginać trochę swoje zasady – odpowiedziała.
- Przecież już i tak się zmieniłem! – odparł zdenerwowany – ty potrzebujesz takiego – machnął dłonią w stronę schodów – wrażliwego Polaczka, który by dla ciebie potrafił nawet przestać być sobą. To ty nie jesteś ze mną szczęśliwa, a nie ja z tobą – powiedział, nawiązując do ich rozmowy, w której zerwali, kilka tygodni temu. Zszokowana Iza nie mogła przez dłuższą chwilę wypowiedzieć słowa.
- Nawet tak nie mów – powiedziała, gdy pierwszy szok minął. Spojrzał wreszcie na nią. Miała zaciśnięte pięści. Wstał i złapał jej małe piąstki. Rozluźnił jej palce i pociągnął na łóżko. Opadła na nie powoli, a on zawisł nad nią.
- Wiesz, że nie będę zawsze taki jakbyś chciała – wyszeptał, patrząc jej w oczy – taki mam charakter. Nie zmienisz mnie do końca. Nie będę tym twoim ideałem – kiwnął głową w stronę drzwi. Zrozumiała, że chodzi mu o Pitka – choć nie wiem jakbym się starał, nie będę nim. Nawet nie chcę. To nie byłbym już ja. Rozumiesz? – pokiwała delikatnie głową.
- I nie proszę cię o to. W końcu to ty wygrałeś, a nie on – odpowiedziała z uśmiechem. Pochylił się i połączył ich usta. Gdy już chciał się oderwać od dziewczyny, ta zatopiła dłonie w jego włosach i przytrzymała go. Zaczęli całować się coraz żarliwiej. Szatynka jednak przerwała po chwili pocałunek i lekko odepchnęła Johnnego – muszę wracać na dół.
- Ja chyba nigdy cię do końca nie zrozumiem – pokręcił głową.
- Nie musisz – mrugnęła do niego, a on się zaśmiał – muszę teraz iść i posprzątać na dole ten sajgon, który narobiłeś – prychnął – no co? Myślisz, że obejdą się bez żadnych wyjaśnień?
- Damy radę. Nie przesadzaj – odpowiedział.
- Damy? – odparła zdziwiona.
- Tak. Mam zamiar wytłumaczyć się osobiście – powiedział. Skwasiła się.
- To nie jest dobry pomysł… jeszcze zdążysz się wytłumaczyć i zrobić lepsze wrażenie – odpowiedziała zdecydowanie. Złapał ją w pasie i przyciągnął do siebie.
- Ale czemuuuu? – wymruczał jej do ucha. Uśmiechnęła się. Czasem potrafił być taki uroczy…
- Nie pamiętasz kto jest tam na dole? – puścił dziewczynę z nachmurzoną miną – oj, bez takich. Ty sobie pójdziesz teraz grzecznie do domciu, my pojedziemy na mecz, on wyjedzie i będzie koniec.
- Jaki mecz? Razem?! – zapytał zaskoczony. Odetchnęła ciężko. Teraz się zacznie – przemknęło jej przez myśl.
- Siatkówki. Reprezentacja Polski gra w Waszyngtonie. Niewiarygodna okazja, a oni mają dla mnie bilet. Jedna doba i będę z powrotem – powiedziała rzeczowo, głaszcząc delikatnie jego ramię.
- Jedna doba? Znaczy będziecie gdzieś razem spać? – pytał dalej, udając spokojnego.
- No wynajęli sobie hotel i już dziś wieczorem będą tam jechać, bo mecz jest rano, więc jeśli chcę się z nimi zabrać, muszę jechać dziś do hotelu – mówiła jak najłagodniej potrafiła. Zacisnął szczęki.
- A jeśli powiem ci, że się nie zgadzam? – powiedział po chwili. Wzruszyła ramionami.
- Nigdy nie broniłam ci mieć swojego zdania – powiedziała, żartując, ale od razu zrozumiała, że przesadziła.
- Czyli masz koło dupy co myślę?! – naskoczył na nią. Spojrzała w dół na swoje dłonie i zaczęła zastanawiać się co powiedzieć. Musiała dokładnie ważyć słowa.
- Nie no przecież wiesz, że nie… – zaczęła – tylko oni już mają bilet. Na pewno nie był tani. Dla mnie to też nie jest łatwa sytuacja, ale bardzo chcę tam być! Zależy mi na tym!
- Związek to są też poświęcenia – stwierdził chłodno.
- Związek to też zaufanie! – odparła z mocą. Spojrzał na nią spode łba.
- Co bym nie powiedział to ty i tak zrobisz jak będziesz chciała, co nie? – zapytał. Zaczęła wyginać z nerwów palce. Czemu ich rozmowy opierają się głównie na kłótniach?!
- Johnny, to przecież nie jest tak, że nic dla mnie nie znaczy to czego ty chcesz albo co sądzisz, ale zrozum, że nie masz się o co denerwować. Przecież będziemy tam z jego tatą cały czas, a on z resztą nie jest z tych co odbijają dziewczyny – powiedziała pewnie. Nagle coś się jej przypomniało – pamiętasz walentynki? Nie spędziliśmy ich całych razem. A czemu? Bo ty byłeś ze swoimi kumplami i Emilie. EMILIE! Ale ja ci nie zabraniałam, potulnie się zgodziłam. Ten dzień, a właściwie wieczór, mógłby potoczyć się inaczej, gdybyś całego dnia nie spędził z nimi – ostatnie wypowiedziała z wyrzutem. Chłopak zrobił się lekko czerwony na twarzy.
- Teraz będziesz mnie wpędzać w wyrzuty sumienia? – wycedził. Izie zaszkliły się oczy. Nie tego chciała.
- Nie… przestań! – wybuchła nagle – jesteś wiecznie zły i zazdrosny o byle co! Nic nie pasuje! Nic ci powiedzieć nie można! – dyszała ciężko jak po przebiegnięciu maratonu, a on przeszedł się nerwowym krokiem po jej pokoju, zatrzymał się i spojrzał na nią już bez śladów gniewu.
- Baw się dobrze – powiedział bezbarwnym głosem i wyszedł spokojnie z pokoju. Słyszała jak schodził po schodach, życzył wszystkim dobrej nocy i zatrzasnął za sobą drzwi wejściowe. Stała w osłupieniu. Co tak w ogóle się przed chwilą stało? Odpędziła ogrom myśli i zeszła na parter do rodziców i gości.
*  *  *
                        Nie podróżowała zbyt wiele. Ostatnim razem wyjeżdżała gdzieś dalej, gdy szukała Gabrysi. Aktualnie siedziała na tylnym siedzeniu niezbyt dużego samochodu, który sunął po lekko ośnieżonej drodze do Waszyngtonu. Patrzyła na zimowy krajobraz za oknem, zastanawiając się co to dalej będzie z jej związkiem, z jej przyjaźniami, z jej życiem. Piotr siedział na miejscu pasażera przy kierowcy, którym był jego tata. Co jakiś czas oglądał się do tyłu, by sprawdzić czy Izabela przypadkiem gdzieś nie wypadała po drodze, bo siedziała cicho i nic się nie odzywała.
- Pewnie nie możesz się już doczekać, co? – spróbował rozpocząć rozmowę ojciec Pitka, ale zamyślona dziewczyna nie zareagowała – Iza, jesteś tam?
- Tak, tak. Przepraszam, zamyśliłam się – odpowiedziała pośpiesznie, gdy usłyszała swoje imię.
- A o czym tak myślisz? Pewnie nie możesz się doczekać meczu – stwierdził mężczyzna nieświadom niczego.
- Ależ oczywiście – odpowiedziała zgodnie z prawdą, choć to nie było głównym przedmiotem jej myśli. Dorosły porzucił zamiar dalszej konwersacji i skupił się na drodze. Reszta podróży minęła sprawnie i bez większych problemów. Gdy zatrzymali się pod hotelem, wysiedli z samochodu i wkroczyli do recepcji. Dostali dwa zamawiane pokoje, jeden dwuosobowy dla spokrewnionych mężczyzn, a drugi jednoosobowy dla Izy, które mieściły się obok siebie.
- No to daleko do siebie nie będziemy mieli – zaśmiał się ojciec Pitka, gdy wchodzili do swoich pokoi.
- W rzeczy samej – odpowiedziała dziewczyna, nie odwzajemniając zbytnio entuzjazmu. Rzuciła torbę z rzeczami na niewielkie łóżko, stojące pod jedną ze ścian i zajrzała do szafy, stojącej po drugiej stronie pokoju. Jak zawsze to bywa w takich miejscach, pachniało w niej co najmniej niezachęcająco. Postanowiła, że pozostawi swoje rzeczy w torbie. Było późno, więc ustalili, że darują sobie kolację w hotelu. Z resztą wszyscy najedli się do syta jeszcze u Mieczkowskich. Mama Izabeli się o to postarała. Dziewczyna była zmęczona tym dniem obfitującym w emocje, więc wyjęła szczoteczkę do zębów i pastę z zamiarem umycia zębów i jak najszybszego położenia się spać, jednak ktoś zapukał do drzwi. Zrobił to niepewnie i delikatnie. Domyśliła się, że to nie był starszy mężczyzna, ale Piotrek. Przełknęła ślinę i ruszyła, by otworzyć. 

sobota, 16 lutego 2013

25. Kontrastowi dżentelmeni


i ponownie rozdział będzie trochę taki jakby niedokończony... pozostawię was na tydzień w  ciekawości ;)
dziś pojawi się ktoś ciekawy :P znów będzie emocjonalnie.
tytuł taki trochę przewrotny ;D zwróciłam w tym fragmencie uwagę na ogromną różnicę między Johnnym i Piotrkiem.
piosenka aktualnie pasuje wręcz idealnie do Pitka :)
enjoy! :*
                                                        
,,Spędziliśmy trochę czasu
przechadzając się razem (...)
po prostu myśląc o tych dniach pełnych radości,
kiedy nasze serca zaczynały bić szybciej.
Przypomniałem sobie twój uśmiech z dawnej przeszłości (...)
Nie ma czegoś takiego jak ja i ty,
więc czemu nawet próbuję?"

                        Już miała wejść z powrotem do domu, gdy usłyszała jak jakiś samochód zatrzymuje się na ich podjeździe. Przecież tata dawno wrócił z pracy – pomyślała Iza. Odwróciła się powoli i ujrzała jak z samochodu z wypożyczalni przy lotnisku wysiada chłopak, którego niedawno widziała, a teraz spodziewała się zobaczyć go jedynie na ekranie swojego laptopa. Po nim wysiadł jego ojciec. Izabela wytrzeszczyła oczy i zaczęła się nerwowo rozglądać, jakby szukała miejsca do schowania się. Mężczyźni zauważyli ją i pomachali jej na przywitanie. Odmachała cała spięta z lekko sztucznym uśmiechem na twarzy. Podeszli do niej. Pitek pocałował ją w policzek. Zarumieniła się, zerkając na tatę Piotrka, czy aby nie zauważył znaczącego gestu, ale on tylko przeszedł obok nich i wszedł do domu, którego drzwi zostały właśnie otwarte przez panią Mieczkowską.
- Witamy, witamy. Wchodźcie. Iza, co tak stoisz i nie wpuszczasz gości? Pewnie zmęczeni po podróży – mama Izy zaczęła nawijać jak szalona. Szatynka zamknęła drzwi i rozebrała się powoli. Nie wiedziała co robić, jak się zachowywać. Nie wiedziała nic o tej wizycie. Goście i rodzice zdążyli przenieść się już do salonu. Izka wahając się, weszła do pomieszczenia i spojrzała pytająco na matkę – co tak patrzysz? My także nic nie wiedzieliśmy o tej wizycie, ale jak najbardziej się cieszymy – najpierw zwróciła się do córki, a później do mężczyzn, którzy rozsiedli się w fotelach naprzeciw pana Mieczkowskiego, który aktualnie uśmiechał się delikatnie do dziewczyny z zagubionym wyrazem twarzy.
- My tylko na chwilę, mamy zarezerwowany pokój w hotelu – rozpoczął tata Piotrka, a powietrze z Izy uszło delikatnie.
- Nawet nie chcę nic słyszeć o żadnym hotelu! – uniosła się mama, a Izabela nachmurzyła się. Polacy i ta ich gościnność – pomyślała.
- My byśmy chętnie zostali, ale nie możemy… ten hotel jest w Waszyngtonie – odpowiedział mężczyzna, a mama zdziwiona uniosła brew. Izabela ponownie wypuściła powietrze ze świstem – przylecieliśmy na mecz polskiej reprezentacji w siatkówce, będą grali z USA w Waszyngtonie. Wylądowaliśmy w Filadelfii, bo Piotrek bardzo się upierał, by was odwiedzić. Stwierdziłem, że przecież będziemy bliżej niż dalej, więc możemy zahaczyć – odwrócił się od rodziców i spojrzał na dziewczynę wciąż w spięciu obserwującą rozwój sytuacji – nie myśl, że o tobie zapomnieliśmy, mamy dla ciebie bilet, więc jeśli tylko rodzice się zgodzą to możesz z nami jechać – powiedział z szerokim uśmiechem, sądząc, że ucieszy dziewczynę. Rzeczywiście, gdyby nie trudna sytuacja z Pitkiem, ucieszyłaby się bardzo. Uwielbiała siatkówkę, a mecz reprezentacji był nie lada gratką. Teraz jednak uśmiechnęła się krzywo i odwróciła twarz w stronę matki. W niej była ostatnia nadzieja. Jak się nie zgodzi, usunie problem.
- Ależ oczywiście, że puścimy Izę. Przecież to taka szansa! Może się już nie zdarzyć, a ona tak lubi siatkówkę – odpowiedziała ochoczo pani Mieczkowska, pierwszy raz zawodząc swoje dziecko przez swoją zgodę na coś. Iza posłała jej spojrzenie pełne żalu. Kobieta zupełnie nie zrozumiała o co chodzi. Poszła do kuchni, uprzednio zbierając zamówienia na coś do picia. Izabela przycupnęła przy ojcu i uśmiechnęła się blado do chłopaka naprzeciwko. Odwdzięczył się jej entuzjastycznie. Marzyła o tym, by ktoś ją stąd ewakuował. W chwili, gdy rozmyślała nad tym jak uciec z domu, poczuła jak telefon zaczął jej wibrować w kieszeni spodni. Wyjęła go i zerknęła ukradkiem na wyświetlacz. Dzwonił Johnny. Uśmiechnęła się i wyszła szybkim krokiem na korytarz. Jej tata i starszy gość nie zwrócili na to uwagi i dalej rozmawiali o czymś w najlepsze, a Piotr odprowadził ją wzrokiem. Zastanawiał się kto taki wywołał uśmiech na twarzy jego… no właśnie, kogo? Przyjaciółki? Przecież na lotnisku nie wyglądali na przyjaciół. Z drugiej jednak strony nie zdecydowali się oficjalnie na związek. Od ostatniego spotkania na żywo przeprowadzili tylko kilka rozmów na skype i żadne konkretne deklaracje nie padły z ust ani jego, ani jej. Postanowił uregulować tą sprawę. Wstał z miejsca. Tym razem starsi mężczyźni przerwali rozmowę ze sobą i zwrócili się do chłopaka.
- Gdzieś się wybierasz? – zapytał go ojciec.
- A tak tylko na chwilę… porozmawiać z Izą – odpowiedział niepewnie. Zaczął go brać stres przed poważną rozmową.
- Ach… no dobrze – zaaprobował jego tata i powrócił do pogawędki jak gdyby nigdy nic. Jego syn skierował się powoli ku korytarzowi. Zobaczył Izkę, która przechadzała się po pomieszczeniu z telefonem przy uchu i rozmawiała z kimś cicho. Oparł się o futrynę drzwi, skrzyżował ręce na klatce piersiowej i zaczął ją obserwować. Słyszał strzępki rozmowy.
- Nie, nie. Lepiej nie… – powiedziała. Można było zauważyć, że się stresowała. Potarła dłonią o swoje czoło – nic, po prostu… och, niedawno się przecież widzieliśmy… – w tym momencie zobaczyła, że się jej przygląda i przełknęła ślinę. Pokazał palcem na schody i skierował się w tamtą stronę, by dać jej znać, że będzie czekał na nią w jej pokoju, nie chciał jej przeszkadzać – co, co? Nie, nic. Nikt, nie. Nie, bardzo cię proszę – mówiła dalej do telefonu coraz bardziej zdenerwowana i przestraszona. Zaczął się o nią martwić. Co jeśli nadal ma kłopoty? A co jeśli nadal ten idiota z turnieju ją dręczy? Rozmyślał nad tym wszystkim, siedząc na jej łóżku i przyglądając się jej pokojowi. Był regał zastawiony książkami, biurko zasłane milionem kartek i karteczek, wielka szafa, by pomieścić wszystkie rzeczy dziewczyny, wysokie lustro ze zdjęciami rodziny wsadzonymi za ramkę i dwuosobowe, wygodne łóżko, na którym właśnie siedział. Pokój wyglądał bardzo podobnie do tego w Polsce. Odchylił się do tyłu i ułożył wygodnie z rękami pod głową. Zobaczył zdjęcia ich paczki przyklejone do sufitu. To także zgadzało się z polskim pokojem. Bardzo lubił w niej to, że jest wciąż taka sama, że nie jest za bardzo podatna na wpływy i jest stanowcza, ale jednocześnie niesztywna i potrafi się dostosować, jednakże nie przekraczając pewnych granic. Podniósł się, a jego wzrok padł na kolaż zawieszony na ścianie nad biurkiem. Zawsze lubiła mieć wokół siebie zdjęcia, a szczególnie swoich bliskich. Podszedł, by się przyjrzeć. Zobaczył zdjęcia jej dwóch przyjaciółek, Estelle i Gabrieli, które chyba już nimi nie były, oraz… jej i Johnnego, jeszcze z czasów, gdy byli razem. Czemu tego nie zdjęła? Czemu to nadal tu wisi? Usłyszał jak, szurając kapciami, wchodzi do pokoju, więc odwrócił się szybko w jej stronę. Zatrzymała się przed nim. Zauważyła czemu się przyglądał. Zerknęła na niego, ale od razu odwróciła wzrok, speszona.
- Dlaczego wciąż masz jego zdjęcia? – zapytał Pitek zdezorientowany. Była pewna, że o to zapyta, jednak mała iskierka nadziei, że pominie to, tliła się gdzieś w niej, bo odpowiedź na to pytanie była trudna. Spojrzała na dłonie, które zaczęły się jej pocić z nerwów. Nie była pewna czy Johnnemu nie wpadnie do głowy, by ją odwiedzić, bo bardzo tego chciał, gdy rozmawiała z nim jeszcze kilka minut temu. Miałoby to fatalne skutki. No i nie przygotowała się na rozmowę z Piotrkiem twarzą w twarz. Była pod ścianą.
- Może usiądziemy? – zaproponowała, chcąc zyskać na czasie. Kiwnął głową i usiadł na miejscu, na którym siedział uprzednio. Było jeszcze ciepłe. Iza przycupnęła niedaleko niego – chyba to nie jest najważniejsza sprawa do wyjaśnienia – rozpoczęła. Pitek spojrzał na nią zmrużonymi oczami – jejciu… nie spodziewałam się, że tak szybko spotkamy się ponownie. Z jednej strony cieszę się, że cię widzę, ale z drugiej strony znacznie utrudniłeś mi sprawę – zaśmiała się nerwowo – ale to dobrze, że mamy możliwość porozmawiania na żywo – chłopak przytaknął i ujął jej dłoń. Uśmiechnęła się delikatnie, a on przysunął się do niej i objął ramieniem. Na początku poddała się mu, czuła się dobrze blisko niego, ale już po chwili przypomniała sobie, że musi go odrzucić, a odwlekanie tego i korzystanie z jego uczucia nie jest w porządku. Więc oderwała się od niego ze szklistymi oczami, złapała jego ręce i położyła na jego kolanach. Patrzył pytająco. Pokręciła głową i wstała z miejsca. Podeszła do okna i ustała tyłem do niego – przyjaźnimy się od tak dawna – westchnęła. Musiała ponownie podjąć próbę wyjaśnienia całej sprawy – a ja nawet nie potrafię powiedzieć ci prawdy prosto w twarz – powiedziała z wyrzutem. Piotrek domyślił się, że ta prawda będzie dla niego bolesna, że jego sen o szczęśliwym związku z przyjaciółką przeminie, ale postanowił być twardy, a że mimo wszystko kochał tą istotkę, wpatrującą się aktualnie w krajobraz za oknem, postanowił jej to ułatwić. Wstał i ustał za nią tak, że odbicie jego twarzy w szybie znajdowało się koło jej odbicia, w które teraz się wpatrywał.
- Powiedz to do odbicia – powiedział z lekką chrypką. Czuła, że domyślił się, co takiego chce mu powiedzieć. Przełknęła ślinę. Atmosfera była tak gęsta, że miała trudności z oddychaniem. Chociaż miał rację z tym odbiciem. Była w stanie powiedzieć to do szyby, która przecież wyglądała jak on. Ratował jej honor. Była pełna podziwu, że jest w stanie to dla niej zrobić.
- Więc – rozpoczęła, a usta jej odbicia zaczęły się ruszać. Odbicie chłopaka przymknęło powieki – wróciłam do Johnnego. Mimo tego wszystkiego co zrobił, nadal darzę go uczuciem, jakim nie potrafiłam obdarzyć ciebie, choć wiedz, że wytrwale próbowałam zakochać się w tobie, a jego wyrzucić z życia. Nigdy nie sądziłam, że będę musiała cię zranić, a już szczególnie wtedy, gdy zdobędziesz się na ryzykowne okazanie uczuć, bo przecież wiem sama jakie to trudne i jak wielkie nadzieje człowiek wtedy ma – odbicie Piotra otworzyło oczy i uśmiechnęło się smutno – jesteś ideałem, wiesz? Znajdziesz wspaniałą dziewczynę, która nie będzie na tyle głupia, by wybrać innego – zaśmiała się, pociągając nosem i odwróciła się do niego. Chciała się do niego przytulić, ale on odsunął się od niej, co było wynikiem jego ogromnej walki wewnętrznej, ogromnego samozaparcia. Jego serce błagało o zgodę rozum, ale on odpowiedział stanowcze nie.
- Mam nadzieję, że długo nie zwlekałaś z tym – powiedział beznamiętnie, wpatrując się w dziewczynę przenikliwie, aż przeszły ją dreszcze.
- Nie – odpowiedziała krótko. Tego właśnie oczekiwał. Prostej prawdy, bez znieczulenia.
- Nie sądź, że nasze zaproszenie na mecz jest wycofane. Mam nadzieję, że wybierzesz się z nami, bo to świetna okazja. Ja dam sobie radę. Tylko… – zawiesił głos i przeniósł wzrok gdzieś ponad Izę – jeśli mógłbym cię o coś prosić – szatynka pokiwała energicznie głową. Była w stanie zgodzić się na wszystko czego chce, czuła, że jest mu to winna – zawieśmy kontakt na pewien czas. Muszę… się pozbierać – wielka gula utknęła jej w gardle. Wiedziała, że nie będzie łatwo, ale miała nadzieję na lepszy koniec. Co jeśli ten ‘pewien czas’ będzie się wydłużał? Co jeśli dawna relacja już nigdy nie wróci? Nawet w gorszej wersji? Załkała cicho.
- Yhm – odpowiedziała jedynie, a Pitek odwrócił się i wyszedł z pokoju. Słyszała jak schodzi po schodach. Usłyszała także jak ktoś dzwoni do drzwi. Opadła na łóżko i zaniosła się płaczem, ale od razu ucichła, bo usłyszała na dole głos Johnnego. Przerażona wybiegła z pokoju i zatrzymała się w połowie schodów. Nieco niżej stał Piotrek. Johnny stał na środku przedpokoju z mocno zaciśniętymi pięściami, a pani Mieczkowska, która najwyraźniej otworzyła drzwi przybyszowi, stała nadal, trzymając kurczowo klamkę, zszokowana. Zapewne Trevtner nie postąpił z nią jak dżentelmen...

sobota, 9 lutego 2013

24. Wyrok? Winna!


dzień dobry ;)
rozdział rozpoczyna się małym przypomnieniem co było ostatnio, bo dziś nastąpi ciąg dalszy :P będzie trochę wspomnień, emocji, z resztą sami zobaczycie.
tytuł to pierwsze co mi przyszło na myśl po przeczytaniu fragmentu... tak się czuje Iza zapewne ;]
a w linku jest przegenialny cover piosenki Ne-yo w wykonaniu chłopaka z Glee :)
cytat kierowany oczywiście do Izabeli.
to tyle :D
więc zapraszam do zapoznania się z kolejną częścią, pozdrawiam :*
                                                      
,,Tak mocno jak winisz siebie,
nie możesz być winna temu co czujesz,
nie mając przykładu miłości (...)
Jak możesz zrozumieć coś, czego nigdy nie miałaś? (...)
Widzę ból w twoich oczach.
Jest tam od jakiegoś czasu.
Chcę jedynie być tym, który będzie ci przypominał,
jak to jest się uśmiechać.
Chciałbym ci pokazać co potrafi prawdziwa miłość"

- Co zrobiłaś? – zapytał, starając się, by jego głos brzmiał w miarę spokojnie. Iza znała go jednak na tyle dobrze, że wiedziała, iż spokojny nie jest.
- Bo ja… bo on… myyy… emm… – miotała się bezradnie wśród różnych stwierdzeń i słów, ale żadne nie wydawały się odpowiednimi do przekazania swojemu chłopakowi, że całowała się z innym, mimo że wtedy ze sobą nie byli – ale my wtedy nie byliśmy razem… no tak mi się wydawało przynajmniej, bo tak się czułam, jakbyśmy zerwali… – usprawiedliwiała się, a Johnny schował twarz w dłoniach, odetchnął głęboko, by nie zacząć krzyczeć i spojrzał ponownie na Izabelę. Patrzyła w dół na swoje dłonie i wyginała palce. Skrzyżował ręce na piersi i chrząknął, by ją pogonić – on mnie pocałował – dokończyła cicho. Drugi raz w życiu jej ciche słowa zadudniły mu w głowie, jakby były wykrzyczane. Coś go kłuło w środku i czuł jakby dostał obuchem w łeb. Miała rację, zerwali, ale mimo wszystko było to dla niego trudne.
- Szybko odnalazłaś pocieszenie – wysyczał przez zęby pierwsze co mu przyszło na myśl. Poczuła się urażona.
- Ale to nie tak. Mówiłam ci przecież, że to nie ja szukałam, sam mnie znalazł – tłumaczyła.
- To czemu mu od razu nie powiedziałaś, że z nim nie będziesz? – zadał pytanie, które było niezwykle trafne i na które nie potrafiła do końca odpowiedzieć.
- Nie wiem… może po prostu nie chciałam go zranić? Może nie wiesz, ale wyznanie swoich uczuć nie będąc pewnym uczuć drugiej osoby, bardzo dużo kosztuje! On jest jak chodzący ideał, a ty sam chyba przyznasz, że nim nie jesteś! Wtedy marzyłam, żeby być zakochaną w nim, a nie w tobie, bo ty okazałeś się nie być wart, a on był i zawsze będzie, jestem tego pewna! Ale nie! Ja muszę kochać ciebie i zranić najlepszego przyjaciela! – wykrzyczała wszystko co się w niej kotłowało od kilku dni. Uraziła mocno jego dumę. Wiedział, że nie jest idealny, sam to kiedyś przyznał, ale powiedział wtedy jej też, że chce być dla niej idealny, a chęci się przecież liczą. Z resztą ona też nie była idealna i wyznanie, że nie jest wart jej miłości tak go dotknęło, że nie pozwoliło mu zostać. Odwrócił się od Izy i ruszył jak najdalej od niej. Po kilku krokach uzmysłowił sobie co powiedziała. Tamten był dla niej ideałem, a mimo to go nie wybrała. Chciała jego. Stanął i odwrócił się. Stała teraz kilka metrów od niego z załamanymi rękoma i z załzawionymi oczami, pociągając nosem. Mała istota, która potrafi rzucić go na kolana, ale i wznieść ponad chmury. Miała tak wielką władzę. A co jej ją nadało? Jego niedoskonała, ale wielka miłość. Podszedł do niej szybko i szczelnie objął.
- Nie kochasz go? – zapytał cicho, nie puszczając jej.
- Nie, nawet jeślibym chciała – odpowiedziała.
- A chcesz? – pytał dalej.
- Nie. Już nie – wtuliła się w niego mocniej – potrzebuję teraz twojego wsparcia i zrozumienia, a nie nerwów. Zdajesz sobie sprawę, że teraz łatwo nie będzie? Ani mnie z tą sprawą z Piotrkiem, ani nam z nowymi nami po tylu przejściach?
- Tak – odparł już całkowicie spokojnie – sądzę, że jak już zaczęliśmy to powinniśmy sobie wszystko do końca wytłumaczyć – stwierdził, odrywając się od dziewczyny. Pokiwała głową, więc złapali się ponownie za dłonie i ruszyli w dalszą drogę – to pewnie teraz czas, żebym ja cos powiedział… więc chciałem uderzyć tego twojego Polaka, bo byłem zazdrosny. Estelle pokazała mi jak cię trzyma za rękę. I jeszcze się ze mnie śmiał… wiesz jak tego nie lubię – przytaknęła z uśmiechem. Wiedziała – więc przepraszam. Też za to, że przeze mnie wylądowałaś na parkiecie – ostatnie słowa wypowiedział z trudem. Nadal nie mógł się pogodzić z tym co zrobił – nie chciałem ci nic zrobić, ale też bardzo chciałem tamtemu dowalić – Iza pogładziła jego przedramię, a właściwie rękaw kurtki, by okazać zrozumienie, jednocześnie mu nie przerywając – możesz być pewna, że więcej się to nie zdarzy, tak jak nie zdarzyło mi się nigdy wcześniej – kontynuował – no i najważniejsze, przez co wszystko się zaczęło walić, to walentynki – Izabela przełknęła ślinę, bo nadeszła chyba sprawa najtrudniejsza to przegadania – więc wybacz, że pozwoliłem sobie na tak wiele, ale sądziłem, że mi pozwalasz, co z resztą jest teraz kompletnie nieważne. To wszystko moja wina, powinienem wiedzieć, że nie ma takiej opcji i broń Boże nie będę od ciebie tego oczekiwał. Nie waż się też nigdy myśleć, że mnie przez to unieszczęśliwiasz, bo to totalna nieprawda – zakończył swój długi wywód, zaskakując swoją dziewczynę. Oczywiście pozytywnie. Nie sądziła, że będzie tak uległy i przede wszystkim weźmie całą winę na siebie. Przystanął i zajrzał jej głęboko w oczy – mam nadzieję, że nie zrobiłem ci tym żadnej krzywdy i że nie czujesz się teraz niekomfortowo przy mnie czy przy kimkolwiek innym. Nie przeżyłbym chyba. Ale szczerze powiedz, wszystko ok? – ujął jej twarz w dłonie w rękawiczkach i wpatrywał się w nią intensywnie. Uśmiechnęła się delikatnie.
- Wszystko ok – powiedziała. A on pocałował ją delikatnie, ponownie ujął za dłoń i ruszyli dalej.
- Byłem niesamowicie głupi, gdy myślałem, żeby wrócić do tej relacji ze Stelle, że tak będzie mi lepiej – rzucił w przestrzeń, jakby do siebie – pamiętasz co ci powiedziałem w szpitalu? – zwrócił się na ponów do niej.
- Co dokładnie? – zapytała, odgrzebując w pamięci te chwile.
- To że nie jestem idealny, ale chcę być dla ciebie? – przypomniał. Potwierdziła – nic się nie zmieniło – powiedział z uśmiechem. Zauważył, że także się uśmiechnęła.
- Ja też nie jestem ideałem… namęczyłeś się ze mną, nie ma co – odpowiedziała – przepraszam, że cię raniłam. A już szczególnie w tej szatni. Nie chciałam. Naprawdę – objął ją ramieniem.
- Wiem – odparł. Resztę spaceru spędzili spokojnie.
*  *  *
- Heeej – powiedziała do laptopa. Na wyświetlaczu widniała dobrze znana jej twarz.
- Hej, coś się stało? Twój ton głosu jest podejrzany – usłyszała odpowiedź w głośnikach. Wciągnęła głęboko powietrze, by zyskać na czasie i zaczęła układać sobie w głowie wypowiedź.
- Wróciłam do Johnnego – wypaliła. Postawiła na bezpośredniość. Odpowiedziała jej cisza – halo, słyszysz mnie? – zapytała niepewnie. Głowa na ekranie pokiwała twierdząco.
- Słyszę, ale nie mogę uwierzyć… przecież zarzekałaś się, że do niego nie wrócisz… przecież rzucił cię o parkiet! – wzburzyła się Joasia – i co z Pitkiem? – dodała smutno.
- No właśnie… – zawiesiła głos Iza – właśnie dlatego zadzwoniłam najpierw do ciebie. Nie wiem jak mu to powiedzieć…
- No to odwaliłaś! – odparowała drobna brunetka – ja też nie wiem jak mu możesz to przekazać, żeby było ok. Chyba się nie da. Ale musisz to zrobić jak najszybciej.
- Wiem, wiem – odpowiedziała szybko Izabela – nie chciałam, żeby tak wyszło. Tam na lotnisku to on mnie pocałował. Ja cierpiałam, a on był taki ciepły i pomocny. Przez chwilę wierzyłam, że coś do niego czuję. Nawet nie wiesz jak chciałam, żeby to była prawda! Jak bardzo chciałam kochać jego zamiast Johnnego… – tłumaczyła się chaotycznie.
- Ale dziewczyny szaleją za niegrzecznymi chłopcami, więc wróciłaś do Johnnego – stwierdziła Asia. Szatynka ukryła twarz w dłoniach – czasu nie zawrócisz. Jeśli nie chcesz być z Piotrkiem to mu to powiedz, zanim zrobi sobie zbyt duże nadzieje, choć patrząc na niego to chyba już za późno…
- Za późno? – zapytała cicho Iza.
- Teraz już nie ma co się użalać. Musisz wziąć odpowiedzialność za swoje czyny. Jeśli wybrałaś tego popaprańca z Ameryki, to musisz teraz zranić Pitka – powiedziała dobitnie Joanna. Nie oszczędziła koleżanki, nigdy nie oszczędzała. Od niej zawsze można było się spodziewać prawdy. To właśnie była cecha, która przyciągnęła do niej Izkę. Wtedy w podstawówce i także teraz.
- No dobrze, jak tylko się pojawi to zadzwonię – odpowiedziała Izabela i po pożegnaniu się z przyjaciółką, rozłączyła się. Asia wpędziła ją w jeszcze większe poczucie winy. Znów zaczęła się zastanawiać czy aby dobrze wybrała. Nie miała takich wątpliwości jak była z Johnnym. One pojawiały się, gdy jego nie było obok, a wszystko wokół wytykało jej błąd. Takie właśnie miała wrażenie. Że wszystko i wszyscy nie sprzyjają ich związkowi.
*  *  *
                        Nie lubiła zbytnio zimy, bo gdy chciała wyjść musiała porządnie się namęczyć, by każdą część swojego ciała odpowiednio zabezpieczyć przed zimnem. Bardzo nie lubiła zimna. Najchętniej całą zimę spędziłaby pod ciepłym kocykiem z kubkiem pełnym jakiejś gorącej cieczy w rękach, oglądając sobie piękne krajobrazy zimy zza szyby. Zdecydowanie piękna zimie nie mogła odmówić. Niestety kolejny raz była w sytuacji, w której po prostu musiała wyjść z domu. Musiała iść na spacer jak zawsze w trudnych chwilach i spróbować ochłonąć, ogarnąć całą sytuację, przygotować się do trudnych rozmów. Gdy już opatuliła się ze wszystkich stron i zimne powietrze nie miało nawet maleńkiej szpary do przeciśnięcia się do jej ciała, pociągnęła za klamkę drzwi wejściowych i wyruszyła w drogę. Nogi same ją niosły. Wiedziały gdzie chciała się teraz znaleźć najbardziej. Po kilkunastu minutach wkroczyła na teren miejskiego placu zabaw, który teraz świecił pustkami z powodu zasp śniegu, niskich temperatur i przede wszystkim popołudniowej pory. Zrzuciła śnieg z huśtawki, usiadła i odepchnęła się nogami od podłoża. Bujając się lekko do przodu i do tyłu, odchyliła głowę do tyłu i zamknęła oczy. Wspomnienia napłynęły niemal od razu. Pamiętała jak uwielbiała place zabaw w Polsce. Często chodziła na nie z przyjaciółmi. Ona, Lowi, Buena, Asia i… Piotrek. Próbowała wiele razy w głowie ułożyć sobie kwestię, którą wypowie, gdy zobaczą się na skype. Jednak żadna z nich nie wydawała się koniec końców odpowiednia. Uchyliła powieki i spojrzała na domek z drewna ze zjeżdżalnią. Wyglądał prawie tak samo jak ten niedaleko jej polskiego domu. Pamięta jak ganiała się wokół niego z Piotrkiem, gdy sobie z niego żartowała, a on najpierw spojrzał na nią mrużąc oczy w ostrzeżeniu i wyruszał zaraz za nią w pościg. Jak łapał ją, unosił i okręcał się z nią w ramionach wokół własnej osi. Mimo że nie wyglądał na takiego, był silny i lubiła czuć jego siłę otaczającą ją ze wszystkich stron. Czuła się wtedy bezpiecznie i beztrosko. Jednak miało to wszystko bardziej wydźwięk koleżeński. Nie patrzyła na niego jak na chłopaka, w którym mogłaby się zakochać. Kochała go, ale co najwyżej jak brata. I zrozumiała, że to się nie zmieni. Nie mogła wybrać inaczej, nie może robić mu nadziei, musi mu powiedzieć. Wstała gwałtownie z huśtawki, otrzepała się ze śniegu i postanowiła szybko wrócić do domu, by odebrać niepotrzebną nadzieję przyjacielowi. Przełknęła ślinę. Kolejny raz będzie odbierała komuś nadzieję… Odwróciła się i spojrzała na huśtawkę. Przypomniał się jej wypad na plac zabaw z Johnnym, któregoś pogodnego, ciepłego wieczoru. Oczami wyobraźni widziała ich siedzących na dwóch huśtawkach obok siebie. On bujał się tak wysoko i mocno, że cała konstrukcja aż trzeszczała. Ona bujająca się delikatniej i z gracją. Oboje szeroko uśmiechnięci. Nagle on łapie ręką za jej łańcuch i zaczynają bujać się we wszystkie strony. Ona krzyczy, żeby przestał, że zaraz spadną, a on ją uspokaja ze śmiechem. Widzi jak przenoszą się na małą karuzelę, siadają naprzeciw siebie i zaczynają się kręcić wokół małego stoliczka, który służy także do rozpędzenia. On zaczyna kręcić ich coraz szybciej. Ona znów zaczyna wrzeszczeć, że jej niedobrze jednocześnie się śmiejąc z rozmazanego świata wokół nich. Johnny zaczyna zwalniać i zatrzymywać karuzelę i opada na stoliczek między nimi zielony na twarzy i oddychając głęboko. Ona kładzie głowę zaraz obok niego, czuje jego ciepły oddech na policzku. Postanawiają przenieść się na ławkę i tam powoli wrócić do siebie po tym doświadczeniu. Ona kładzie się z jednej strony na plecach tak, że nogi ma na ziemi, a on odwrotnie po drugiej stronie ławki. Stykają się głowami, patrzą w gwiazdy. Niebo było wyjątkowo piękne tamtego wieczoru. Tak, zdecydowanie inaczej było z Johnnym. Może podobnie dobrze się bawiła i uśmiała się do łez, ale było inaczej. Romantyczniej. Wyjęła telefon i spojrzała na tapetę, na której widniał właśnie on. Ten apodyktyczny, agresywny, ale zabawny i nawet inteligentny brunet w koszulce lekko opinającej szerokie ramiona. Uśmiechnęła się. Serce wie.

niedziela, 3 lutego 2013

Zmiana nagłówka ;)

Postanowiłam dłużej nie czekać na to, aż ktoś zdecyduje się poświęcić mi trochę czasu i stworzyć dla mnie nagłówek i zrobiłam go sama. Jest motyw zimy, który aktualnie rządzi w opowiadaniu :) Johnny wpatrzony w swoje kochanie, które jest dla niego jakby światłem, choć wątłym jak ta świeczułka :P no i napis shelter /schron/ nie bez kozery właśnie na postaci Johnnego, która też jest trochę rozmazana, jakby była duchem. Może ten motyw będzie znaczący? Sama nie wiem ;]
Mam nadzieję, że się podoba. Starałam się ^_^ choć wiem, że nie jestem profesjonalistką...
Pozdrawiam :*

sobota, 2 lutego 2013

23. Powrót


wiecie co? te ferie to szał, zapomniałam, że dziś sobota i muszę wstawić rozdział! wszystkie dni wyglądają podobnie, gdy nie ma się codziennie innego planu lekcji...
dziś jest dłużej niż ostatnio i na samym początku jest fragment kończący poprzedni post, by wam ułatwić zrozumienie tego jako całości :)
trochę napisałam zapasu, ale to jest kropla w morzu potrzeb... nawet ferie mam pracowite! yh...
atmosfera przez cały dzisiejszy rozdział będzie falować, ale czegóż można się spodziewać, gdy jednym z głównych bohaterów jest Johnny? ;D a i Iza nie święta...
cytat ukazuje jakby nadzieję na lepsze, ale i zagrożenie gorszego
do tego wybrałam świetną porę roku na te wydarzenia! aż jestem z siebie dumna :P zima... taka znacząca aura...
cytat można traktować jako wypowiedź Izy i Johnnego, w końcu siedzą w tym wszystkim razem ;]
tytułu nie odczytujcie jedynie dosłownie (o głównym wydarzeniu tego rozdziału)
coś nie mogę się doprosić nagłówka na bloga od ,,nagłówkowego świata", to niezwykle smutne...
pozdrawiam i życzę miłej lektury :*
                                                         
,,Zima odetchnie zimnem na naszych szyjach,
śniegiem na naszych ścieżkach, gdziekolwiek się wybiera.
Wszystko co wiem o nas to, 
że piękne rzeczy nigdy się nie kończą (...)
Wyczuwam chłód w powietrzu (...)
Miłość i strata, prawda, to kosztuje więcej 
niż mogę poświęcić w tej chwili.
Może prościej jest skłamać?"

                        Iza podbiegła do swojej szafki i wyjęła szybko czapkę, szalik oraz rękawiczki Johnnego. Koło niej w mgnieniu oka pojawił się Ian i zabrał jej z dłoni rękawiczki.
- A to nie są męskie? Ja mam podobne… Masz dziwny styl – zaśmiał się. Dziewczyna szybko mu je zabrała.
- Tak, są męskie. Muszę je oddać, bo je wczoraj pożyczyłam – odparła.
- A od kogo? – zapytał zaciekawiony. Chrząknęła. Te imię trudno  było jej wypowiadać.
- Od… Johnnego – odpowiedziała po chwili. Oczy rozszerzyły się Ianowi do granic możliwości.
- To wróciliście do siebie? – zapytał, będąc ciągle w szoku.
- Nie, po prostu mi to dał, bo nie miałam – powiedziała, głęboko oddychając, by się uspokoić. Niechcący przywołał wspomnienia. Spojrzał na nią zatroskany, widząc jak to przeżywa.
- Może ja mu to oddam? – zaproponował. Zwróciła na niego wzrok. Patrzył z troską. Może miał rację… lepiej będzie, jeśli się z nim nie spotka. Musi zapomnieć, a spotkanie i być może rozmowa nie pomogą jej w tym. Przytaknęła i podała mu rzeczy. Uśmiechnął się pokrzepiająco i odszedł. A co jeśli Ian robił to w swoim własnym interesie, a nie robił tego dla jej dobra? Może się z niej nie ,,wyleczył”? Postawiła krok w stronę, w którą odszedł, ale powstrzymała kolejne. Przecież sama podjęła decyzję. Nie ma odwrotu. Postanowiła, że pójdzie się przejść i ruszyła korytarzem powolnym krokiem w przeciwną stronę. Po pewnym czasie postanowiła zatrzymać się przy oknie i poobserwować spadające płatki śniegu. Między nimi dojrzała twarz Johnnego z tym jego ciepłym spojrzeniem z wczoraj. Zamrugała. Znikł. Czyli ma tylko przywidzenia. Westchnęła. Odwróciła się i zauważyła, że zatrzymała się niedaleko wejścia do korytarza z szatniami. Co też ją  tam tak ciągnęło? Przecież to miejsce przynosiło same kłopoty… Na horyzoncie nagle pojawił się Trevtner, który na pierwszy rzut niewprawionego oka, wyglądał całkiem normalnie. Iza przyjrzała się mu jak skręcał w ciemny korytarz. Miał zaciśnięte pięści, czyli nie chciał, żeby było po nim widać, ale był zły. Ale nie rozgniewany. Zły ze smutku, bo nie pulsowała mu żyła na skroni. Tak dobrze go znała… Coś ją ciągnęło w jego stronę. Przytrzymała się parapetu, przy którym stała, jakby nie ufając samej sobie. Ale przecież poczuła nutkę zawodu, gdy dawała Ianowi rzeczy do oddania Johnnemu, chciała sama się z nim spotkać. Puściła powoli parapet, a nogi same poniosły ją pod drzwi męskiej szatni. Uchyliła drzwi i usłyszała uderzenia w worek. Uśmiechnęła się delikatnie. Wiedziała, że tak będzie. Podeszła do drzwi prowadzących do jej ukochanego. Nagle wszystko ucichło. Usłyszała po chwili jak płacze. Ścisnęło jej gardło i niemal od razu wypłynęły jej łzy. Otworzyła z rozmachem drzwi przed sobą. Spojrzał w jej stronę zaskoczony, a ona podbiegła do niego i zarzuciła ramiona wokół jego szyi. Podniósł ją i mocno do siebie przytwierdził, a ona otoczyła swoimi nogami jego biodra. Trwali tak dłuższą chwilę. W końcu gdy się oderwali od siebie i spojrzeli na siebie zaczerwienionymi oczami, przyszły myśli, które towarzyszyły im wcześniej, cierpienia i zadane rany wróciły, szczęście uleciało.
- Czemu dałaś moje rzeczy temu baranowi?! – uniósł się pierwszy Johnny.
- Jak mogłeś mną rzucić o parkiet?! – Izabela nie pozostała mu dłużna. Odetchnęli głęboko. Chłopak uciekł wzrokiem gdzieś w bok. Odezwał się dopiero po chwili namysłu.
- Chcesz być jeszcze ze mną? – zapytał. Nie wiedziała co mu odpowiedzieć, nie była pewna. Były za i przeciw. Wyciągnęła dłoń w jego stronę i dotknęła go, jakby sprawdzając czy jest tu naprawdę, czy znów ma przywidzenia. Był. Poczuła pod opuszkami ciepło bijące od niego. Przejechała palcami po jego brzuchu, aż dotarła do pępka, a później skierowała dłoń w górę, aż do serca. Przyłożyła do niego dłoń i wczuła się w jego rytm, przymknęła powieki. Johnny najpierw obserwował jej dłoń, a gdy zatrzymała się na jego sercu, spojrzał na jej twarz. Oboje czuli uniesienie panujące w nich przez ten, wydawałoby się, mało znaczący gest. Dreszcze nawiedzały ich ciała. Uchyliła powieki i powędrowała wzrokiem i dłonią do jego twarzy. Badała jego rysy, jakby była niewidząca i chciała go sobie wyobrazić. Nakreśliła linię jego ust i zatopiła dłoń w jego włosach. Zjechała nią po jego karku, wywołując kolejne dreszcze i skierowała się w dół po jego ramieniu, aż do dłoni. Uniosła ich przyłożone do siebie dłonie na wysokość klatki piersiowej. Przez chwilę przypatrywali się im w milczeniu. Wreszcie spojrzeli na siebie.
- Jeśli ty mimo wszystko nadal chcesz, to ja także – odpowiedziała z lekką chrypką. Kąciki jego ust uniosły się powoli ku górze. Przyciągnął ją delikatnie do siebie, założył za ucho zagubiony kosmyk włosów, pocałował delikatnie i przytulił. Było to jakby przypieczętowaniem ich decyzji.
- Kocham cię – wyszeptał jej w ucho.
- Ja ciebie też – odpowiedziała.
*  *  *
                        Szli sobie w stronę jej domu po zakończeniu lekcji, machając wesoło w przód i tył złączonymi dłońmi. Wokół szalały płatki śniegu. Dziś już oboje grzecznie w czapkach, szalikach i rękawiczkach. Bardzo się za sobą stęsknili przez ten cały trudny czas, więc wiele nie rozmawiali, mimo iż mieli o czym i  było tego dużo, jedynie byli ze sobą i cieszyli się swoją obecnością. Wiedzieli, że będzie trzeba kiedyś omówić to wszystko co się stało i jak ma to teraz wyglądać, ale na razie odkładali tą rozmowę. W pewnym momencie radosny wyraz twarzy Izy zmącił grymas, gdy przypomniała sobie, że teraz to już musi porozmawiać z Pitkiem na ich temat, bo może on tam karmiony nadzieją sądzi, że są razem, a przecież ona jest teraz z Johnnym i to w nim jest zakochana. Gdy chłopak zauważył, że nad czymś intensywnie myśli, postanowił zaryzykować i rozpocząć rozmowę.
- Nad czym tak myślisz? – zapytał. Nie odpowiedziała od razu. Musiała się zastanowić czy zbyć go, czy lepiej przedstawić mu całą sytuację. No bo co jeśli dowie się o tym od kogoś innego? Nie chciała więcej kłótni i problemów.
- Muszę teraz złamać kilka serc, bo wybrałam ciebie – odpowiedziała, śmiejąc się, jakby to był tylko żart. Spojrzał na nią podejrzliwie. Spoważniała.
- Naprawdę znalazłaś sobie kogoś tak szybko? Jeszcze mi powiedz, że z nim jesteś, że jedziesz na dwa fronty – czuł jak zaczyna mu się robić gorąco w środku, przystanął i zwrócił dziewczynę ku sobie. Przełknęła ślinę, wpatrując się w jego płonące gniewem oczy. Czyli zaczyna się rozliczenie z przeszłości. Myślała, że dadzą sobie trochę więcej czasu na sielankę, że te trudne rozmowy odłożą na później. Musiała go jakoś uspokoić jednocześnie przedstawiając mu całą historię, żeby później nie było problemów z niedopowiedzeniami. Poganiała siebie w myślach, by wymyślić jak to zrobić, a on zastanawiając się co takiego chce mu powiedzieć, tworzył coraz czarniejsze scenariusze, co tylko pogarszało stan jego nerwów i umniejszało szansę Izy na to, że przedstawi mu sprawę w taki sposób, że nie dojdzie do kłótni.
- To nie jest wszystko takie proste… – zaczęła, a on zacisnął w pięść dłoń, którą nie trzymał jej dłoni. To co powiedziała brzmiało jak zapowiedź czegoś złego, miał coraz gorsze przeczucia – tylko pozwól mi dokończyć, wysłuchaj mnie do końca – poprosiła, a on już upewnił się w przekonaniu, że usłyszy zaraz coś, co mu się na pewno nie spodoba. Nerwy miał w strzępach i trzymał je na wodzy ostatkami sił, a przecież jeszcze nic nie usłyszał. Pokiwał głową, obiecując, że wysłucha – to nie jest tak, że kogoś sobie znalazłam… to raczej on mnie odnalazł – rozpoczęła. Zacisnął szczęki. Czyli jednak ktoś był – pamiętasz turniej siatkarski? Byli ze mną moi znajomi z Polski – kontynuowała, z trudem dobierając słowa. Przypomniał sobie jak zobaczył jak jakiś gość trzyma ją za rękę. Czyżby to on ją ,,odnalazł”? – więc to byli moi przyjaciele. Tylko przyjaciele. Nie byłam świadoma, że jeden z nich jest we mnie zakochany… – uciekła gdzieś wzrokiem, zastanawiając się jak najłagodniej przekazać mu jej relację z Piotrkiem – ja go oczywiście nie kocham. Tego bądź pewny. Jest dla mnie po prostu ważny ze względu na naszą wieloletnią przyjaźń – zaznaczyła, by nie miał wątpliwości co do jej uczuć i że nie jedzie na dwa fronty.
- Więc w czym problem? Co w tym takiego skomplikowanego, że kochasz mnie, a nie jego? – zapytał zbity z tropu.
- Bo mu tego nie powiedziałam – odpowiedziała i zmrużyła oczy, jakby czekając na wybuch Johnnego. Jednak nic się nie stało. Jedynie oczy, w których przed chwilą przygasł ogień, znów zagorzały gniewem.
- Więc mu powiedz. Co za problem?! – uniósł się.
- No bo ja… chyba… chyba narobiłam mu nadziei i to dlatego to jest takie trudne… nie chcę go ranić, a zapewne to zrobię… – mówiła, nie patrząc na chłopaka, który przestał jej słuchać w połowie wypowiedzi, puścił jej dłoń, złapał się za głowę i odszedł kilka kroków od niej. Wiedział, czuł, że zrobiła coś ważnego, coś znaczącego. Pozostawało tylko pytanie co ma takiego na sumieniu, że nie może patrzeć mu w oczy, a tamtemu lalusiowi to narobiło tyle nadziei, że tak bardzo się przejmuje. Odwrócił się do niej, opuścił ręce i spojrzał na nią zrezygnowany. I tak się przecież niejednego jeszcze dowie.
- Co zrobiłaś? – zapytał, starając się, by jego głos brzmiał w miarę spokojnie. Iza znała go jednak na tyle dobrze, że wiedziała, iż spokojny nie jest.
- Bo ja… bo on… myyy… emm… – miotała się bezradnie wśród różnych stwierdzeń i słów, ale żadne nie wydawały się odpowiednimi do przekazania swojemu chłopakowi, że całowała się z innym, mimo że wtedy ze sobą nie byli – ale my wtedy nie byliśmy razem… no tak mi się wydawało przynajmniej, bo tak się czułam, jakbyśmy zerwali… – usprawiedliwiała się, a Johnny schował twarz w dłoniach, odetchnął głęboko, by nie zacząć krzyczeć i spojrzał ponownie na Izabelę. Patrzyła w dół na swoje dłonie i wyginała palce. Skrzyżował ręce na piersi i chrząknął, by ją pogonić – on mnie pocałował – dokończyła cicho. Drugi raz w życiu jej ciche słowa zadudniły mu w głowie, jakby były wykrzyczane. Coś go kuło w środku i czuł jakby dostał obuchem w łeb. Miała rację, zerwali, ale mimo wszystko było to dla niego trudne.
- Szybko odnalazłaś pocieszenie – wysyczał przez zęby pierwsze co mu przyszło na myśl. Poczuła się urażona.
- Ale to nie tak. Mówiłam ci przecież, że to nie ja szukałam, sam mnie znalazł – tłumaczyła.
- To czemu mu od razu nie powiedziałaś, że z nim nie będziesz? – zadał pytanie, które było niezwykle trafne i na które nie potrafiła do końca odpowiedzieć.
- Nie wiem… może po prostu nie chciałam go zranić? Może nie wiesz, ale wyznanie swoich uczuć nie będąc pewnym uczuć drugiej osoby, bardzo dużo kosztuje! On jest jak chodzący ideał, a ty sam chyba przyznasz, że nim nie jesteś! Wtedy marzyłam, żeby być zakochaną w nim, a nie w tobie, bo ty okazałeś się nie być wart, a on był i zawsze będzie, jestem tego pewna! Ale nie! Ja muszę kochać ciebie i zranić najlepszego przyjaciela! – wykrzyczała wszystko co się w niej kotłowało od kilku dni. Uraziła mocno jego dumę. Wiedział, że nie jest idealny, sam to kiedyś przyznał, ale powiedział wtedy jej też, że chce być dla niej idealny, a chęci się przecież liczą. Z resztą ona też nie była idealna i wyznanie, że nie jest wart jej miłości tak go dotknęło, że nie pozwoliło mu zostać. Odwrócił się od Izy i ruszył jak najdalej od niej.