dzień dobry ;)
rozdział rozpoczyna się małym przypomnieniem co było ostatnio, bo dziś nastąpi ciąg dalszy :P będzie trochę wspomnień, emocji, z resztą sami zobaczycie.
tytuł to pierwsze co mi przyszło na myśl po przeczytaniu fragmentu... tak się czuje Iza zapewne ;]
a w linku jest przegenialny cover piosenki Ne-yo w wykonaniu chłopaka z Glee :)
cytat kierowany oczywiście do Izabeli.
to tyle :D
więc zapraszam do zapoznania się z kolejną częścią, pozdrawiam :*
,,Tak mocno jak winisz siebie,
nie możesz być winna temu co czujesz,
nie mając przykładu miłości (...)
Jak możesz zrozumieć coś, czego nigdy nie miałaś? (...)
Widzę ból w twoich oczach.
Jest tam od jakiegoś czasu.
Chcę jedynie być tym, który będzie ci przypominał,
jak to jest się uśmiechać.
Chciałbym ci pokazać co potrafi prawdziwa miłość"
- Co zrobiłaś? – zapytał, starając się, by
jego głos brzmiał w miarę spokojnie. Iza znała go jednak na tyle dobrze, że
wiedziała, iż spokojny nie jest.
- Bo ja… bo on… myyy… emm… – miotała się
bezradnie wśród różnych stwierdzeń i słów, ale żadne nie wydawały się
odpowiednimi do przekazania swojemu chłopakowi, że całowała się z innym, mimo
że wtedy ze sobą nie byli – ale my wtedy nie byliśmy razem… no tak mi się
wydawało przynajmniej, bo tak się czułam, jakbyśmy zerwali… – usprawiedliwiała
się, a Johnny schował twarz w dłoniach, odetchnął głęboko, by nie zacząć
krzyczeć i spojrzał ponownie na Izabelę. Patrzyła w dół na swoje dłonie i
wyginała palce. Skrzyżował ręce na piersi i chrząknął, by ją pogonić – on mnie
pocałował – dokończyła cicho. Drugi raz w życiu jej ciche słowa zadudniły mu w
głowie, jakby były wykrzyczane. Coś go kłuło w środku i czuł jakby dostał
obuchem w łeb. Miała rację, zerwali, ale mimo wszystko było to dla niego
trudne.
- Szybko odnalazłaś pocieszenie – wysyczał
przez zęby pierwsze co mu przyszło na myśl. Poczuła się urażona.
- Ale to nie tak. Mówiłam ci przecież, że
to nie ja szukałam, sam mnie znalazł – tłumaczyła.
- To czemu mu od razu nie powiedziałaś, że
z nim nie będziesz? – zadał pytanie, które było niezwykle trafne i na które nie
potrafiła do końca odpowiedzieć.
- Nie wiem… może po prostu nie chciałam go
zranić? Może nie wiesz, ale wyznanie swoich uczuć nie będąc pewnym uczuć drugiej
osoby, bardzo dużo kosztuje! On jest jak chodzący ideał, a ty sam chyba
przyznasz, że nim nie jesteś! Wtedy marzyłam, żeby być zakochaną w nim, a nie w
tobie, bo ty okazałeś się nie być wart, a on był i zawsze będzie, jestem tego
pewna! Ale nie! Ja muszę kochać ciebie i zranić najlepszego przyjaciela! –
wykrzyczała wszystko co się w niej kotłowało od kilku dni. Uraziła mocno jego
dumę. Wiedział, że nie jest idealny, sam to kiedyś przyznał, ale powiedział
wtedy jej też, że chce być dla niej idealny, a chęci się przecież liczą. Z
resztą ona też nie była idealna i wyznanie, że nie jest wart jej miłości tak go
dotknęło, że nie pozwoliło mu zostać. Odwrócił się od Izy i ruszył jak najdalej
od niej. Po kilku krokach uzmysłowił sobie co powiedziała. Tamten był dla niej
ideałem, a mimo to go nie wybrała. Chciała jego. Stanął i odwrócił się. Stała
teraz kilka metrów od niego z załamanymi rękoma i z załzawionymi oczami,
pociągając nosem. Mała istota, która potrafi rzucić go na kolana, ale i wznieść
ponad chmury. Miała tak wielką władzę. A co jej ją nadało? Jego niedoskonała,
ale wielka miłość. Podszedł do niej szybko i szczelnie objął.
- Nie kochasz go? – zapytał cicho, nie
puszczając jej.
- Nie, nawet jeślibym chciała –
odpowiedziała.
- A chcesz? – pytał dalej.
- Nie. Już nie – wtuliła się w niego
mocniej – potrzebuję teraz twojego wsparcia i zrozumienia, a nie nerwów.
Zdajesz sobie sprawę, że teraz łatwo nie będzie? Ani mnie z tą sprawą z
Piotrkiem, ani nam z nowymi nami po tylu przejściach?
- Tak – odparł już całkowicie spokojnie –
sądzę, że jak już zaczęliśmy to powinniśmy sobie wszystko do końca wytłumaczyć
– stwierdził, odrywając się od dziewczyny. Pokiwała głową, więc złapali się
ponownie za dłonie i ruszyli w dalszą drogę – to pewnie teraz czas, żebym ja cos
powiedział… więc chciałem uderzyć tego twojego Polaka, bo byłem zazdrosny.
Estelle pokazała mi jak cię trzyma za rękę. I jeszcze się ze mnie śmiał… wiesz
jak tego nie lubię – przytaknęła z uśmiechem. Wiedziała – więc przepraszam. Też
za to, że przeze mnie wylądowałaś na parkiecie – ostatnie słowa wypowiedział z
trudem. Nadal nie mógł się pogodzić z tym co zrobił – nie chciałem ci nic
zrobić, ale też bardzo chciałem tamtemu dowalić – Iza pogładziła jego
przedramię, a właściwie rękaw kurtki, by okazać zrozumienie, jednocześnie mu
nie przerywając – możesz być pewna, że więcej się to nie zdarzy, tak jak nie
zdarzyło mi się nigdy wcześniej – kontynuował – no i najważniejsze, przez co
wszystko się zaczęło walić, to walentynki – Izabela przełknęła ślinę, bo nadeszła
chyba sprawa najtrudniejsza to przegadania – więc wybacz, że pozwoliłem sobie
na tak wiele, ale sądziłem, że mi pozwalasz, co z resztą jest teraz kompletnie
nieważne. To wszystko moja wina, powinienem wiedzieć, że nie ma takiej opcji i
broń Boże nie będę od ciebie tego oczekiwał. Nie waż się też nigdy myśleć, że
mnie przez to unieszczęśliwiasz, bo to totalna nieprawda – zakończył swój długi
wywód, zaskakując swoją dziewczynę. Oczywiście pozytywnie. Nie sądziła, że
będzie tak uległy i przede wszystkim weźmie całą winę na siebie. Przystanął i
zajrzał jej głęboko w oczy – mam nadzieję, że nie zrobiłem ci tym żadnej
krzywdy i że nie czujesz się teraz niekomfortowo przy mnie czy przy kimkolwiek
innym. Nie przeżyłbym chyba. Ale szczerze powiedz, wszystko ok? – ujął jej
twarz w dłonie w rękawiczkach i wpatrywał się w nią intensywnie. Uśmiechnęła
się delikatnie.
- Wszystko ok – powiedziała. A on
pocałował ją delikatnie, ponownie ujął za dłoń i ruszyli dalej.
- Byłem niesamowicie głupi, gdy myślałem,
żeby wrócić do tej relacji ze Stelle, że tak będzie mi lepiej – rzucił w
przestrzeń, jakby do siebie – pamiętasz co ci powiedziałem w szpitalu? –
zwrócił się na ponów do niej.
- Co dokładnie? – zapytała, odgrzebując w
pamięci te chwile.
- To że nie jestem idealny, ale chcę być
dla ciebie? – przypomniał. Potwierdziła – nic się nie zmieniło – powiedział z
uśmiechem. Zauważył, że także się uśmiechnęła.
- Ja też nie jestem ideałem… namęczyłeś
się ze mną, nie ma co – odpowiedziała – przepraszam, że cię raniłam. A już
szczególnie w tej szatni. Nie chciałam. Naprawdę – objął ją ramieniem.
- Wiem – odparł. Resztę spaceru spędzili
spokojnie.
*
* *
-
Heeej – powiedziała do laptopa. Na wyświetlaczu widniała dobrze znana jej
twarz.
-
Hej, coś się stało? Twój ton głosu jest podejrzany – usłyszała odpowiedź w
głośnikach. Wciągnęła głęboko powietrze, by zyskać na czasie i zaczęła układać
sobie w głowie wypowiedź.
-
Wróciłam do Johnnego – wypaliła. Postawiła na bezpośredniość. Odpowiedziała jej
cisza – halo, słyszysz mnie? – zapytała niepewnie. Głowa na ekranie pokiwała
twierdząco.
-
Słyszę, ale nie mogę uwierzyć… przecież zarzekałaś się, że do niego nie
wrócisz… przecież rzucił cię o parkiet! – wzburzyła się Joasia – i co z
Pitkiem? – dodała smutno.
-
No właśnie… – zawiesiła głos Iza – właśnie dlatego zadzwoniłam najpierw do
ciebie. Nie wiem jak mu to powiedzieć…
-
No to odwaliłaś! – odparowała drobna brunetka – ja też nie wiem jak mu możesz
to przekazać, żeby było ok. Chyba się nie da. Ale musisz to zrobić jak
najszybciej.
-
Wiem, wiem – odpowiedziała szybko Izabela – nie chciałam, żeby tak wyszło. Tam
na lotnisku to on mnie pocałował. Ja cierpiałam, a on był taki ciepły i
pomocny. Przez chwilę wierzyłam, że coś do niego czuję. Nawet nie wiesz jak
chciałam, żeby to była prawda! Jak bardzo chciałam kochać jego zamiast
Johnnego… – tłumaczyła się chaotycznie.
-
Ale dziewczyny szaleją za niegrzecznymi chłopcami, więc wróciłaś do Johnnego – stwierdziła
Asia. Szatynka ukryła twarz w dłoniach – czasu nie zawrócisz. Jeśli nie chcesz
być z Piotrkiem to mu to powiedz, zanim zrobi sobie zbyt duże nadzieje, choć
patrząc na niego to chyba już za późno…
-
Za późno? – zapytała cicho Iza.
-
Teraz już nie ma co się użalać. Musisz wziąć odpowiedzialność za swoje czyny.
Jeśli wybrałaś tego popaprańca z Ameryki, to musisz teraz zranić Pitka –
powiedziała dobitnie Joanna. Nie oszczędziła koleżanki, nigdy nie oszczędzała.
Od niej zawsze można było się spodziewać prawdy. To właśnie była cecha, która
przyciągnęła do niej Izkę. Wtedy w podstawówce i także teraz.
-
No dobrze, jak tylko się pojawi to zadzwonię – odpowiedziała Izabela i po
pożegnaniu się z przyjaciółką, rozłączyła się. Asia wpędziła ją w jeszcze
większe poczucie winy. Znów zaczęła się zastanawiać czy aby dobrze wybrała. Nie
miała takich wątpliwości jak była z Johnnym. One pojawiały się, gdy jego nie
było obok, a wszystko wokół wytykało jej błąd. Takie właśnie miała wrażenie. Że
wszystko i wszyscy nie sprzyjają ich związkowi.
*
* *
Nie
lubiła zbytnio zimy, bo gdy chciała wyjść musiała porządnie się namęczyć, by
każdą część swojego ciała odpowiednio zabezpieczyć przed zimnem. Bardzo nie
lubiła zimna. Najchętniej całą zimę spędziłaby pod ciepłym kocykiem z kubkiem
pełnym jakiejś gorącej cieczy w rękach, oglądając sobie piękne krajobrazy zimy
zza szyby. Zdecydowanie piękna zimie nie mogła odmówić. Niestety kolejny raz
była w sytuacji, w której po prostu musiała wyjść z domu. Musiała iść na spacer
jak zawsze w trudnych chwilach i spróbować ochłonąć, ogarnąć całą sytuację,
przygotować się do trudnych rozmów. Gdy już opatuliła się ze wszystkich stron i
zimne powietrze nie miało nawet maleńkiej szpary do przeciśnięcia się do jej
ciała, pociągnęła za klamkę drzwi wejściowych i wyruszyła w drogę. Nogi same ją
niosły. Wiedziały gdzie chciała się teraz znaleźć najbardziej. Po kilkunastu
minutach wkroczyła na teren miejskiego placu zabaw, który teraz świecił
pustkami z powodu zasp śniegu, niskich temperatur i przede wszystkim
popołudniowej pory. Zrzuciła śnieg z huśtawki, usiadła i odepchnęła się nogami
od podłoża. Bujając się lekko do przodu i do tyłu, odchyliła głowę do tyłu i
zamknęła oczy. Wspomnienia napłynęły niemal od razu. Pamiętała jak uwielbiała
place zabaw w Polsce. Często chodziła na nie z przyjaciółmi. Ona, Lowi, Buena,
Asia i… Piotrek. Próbowała wiele razy w głowie ułożyć sobie kwestię, którą
wypowie, gdy zobaczą się na skype. Jednak żadna z nich nie wydawała się koniec
końców odpowiednia. Uchyliła powieki i spojrzała na domek z drewna ze
zjeżdżalnią. Wyglądał prawie tak samo jak ten niedaleko jej polskiego domu.
Pamięta jak ganiała się wokół niego z Piotrkiem, gdy sobie z niego żartowała, a
on najpierw spojrzał na nią mrużąc oczy w ostrzeżeniu i wyruszał zaraz za nią w
pościg. Jak łapał ją, unosił i okręcał się z nią w ramionach wokół własnej osi.
Mimo że nie wyglądał na takiego, był silny i lubiła czuć jego siłę otaczającą ją ze
wszystkich stron. Czuła się wtedy bezpiecznie i beztrosko. Jednak miało to
wszystko bardziej wydźwięk koleżeński. Nie patrzyła na niego jak na chłopaka, w
którym mogłaby się zakochać. Kochała go, ale co najwyżej jak brata. I
zrozumiała, że to się nie zmieni. Nie mogła wybrać inaczej, nie może robić mu
nadziei, musi mu powiedzieć. Wstała gwałtownie z huśtawki, otrzepała się ze
śniegu i postanowiła szybko wrócić do domu, by odebrać niepotrzebną nadzieję
przyjacielowi. Przełknęła ślinę. Kolejny raz będzie odbierała komuś nadzieję…
Odwróciła się i spojrzała na huśtawkę. Przypomniał się jej wypad na plac zabaw
z Johnnym, któregoś pogodnego, ciepłego wieczoru. Oczami wyobraźni widziała ich
siedzących na dwóch huśtawkach obok siebie. On bujał się tak wysoko i mocno, że
cała konstrukcja aż trzeszczała. Ona bujająca się delikatniej i
z gracją. Oboje szeroko uśmiechnięci. Nagle on łapie ręką za jej łańcuch i
zaczynają bujać się we wszystkie strony. Ona krzyczy, żeby przestał, że zaraz
spadną, a on ją uspokaja ze śmiechem. Widzi jak przenoszą się na małą karuzelę,
siadają naprzeciw siebie i zaczynają się kręcić wokół małego stoliczka, który
służy także do rozpędzenia. On zaczyna kręcić ich coraz szybciej. Ona znów
zaczyna wrzeszczeć, że jej niedobrze jednocześnie się śmiejąc z rozmazanego
świata wokół nich. Johnny zaczyna zwalniać i zatrzymywać karuzelę i opada na
stoliczek między nimi zielony na twarzy i oddychając głęboko. Ona kładzie głowę
zaraz obok niego, czuje jego ciepły oddech na policzku. Postanawiają przenieść
się na ławkę i tam powoli wrócić do siebie po tym doświadczeniu. Ona kładzie
się z jednej strony na plecach tak, że nogi ma na ziemi, a on odwrotnie po
drugiej stronie ławki. Stykają się głowami, patrzą w gwiazdy. Niebo było
wyjątkowo piękne tamtego wieczoru. Tak, zdecydowanie inaczej było z Johnnym.
Może podobnie dobrze się bawiła i uśmiała się do łez, ale było inaczej. Romantyczniej. Wyjęła
telefon i spojrzała na tapetę, na której widniał właśnie on. Ten apodyktyczny,
agresywny, ale zabawny i nawet inteligentny brunet w koszulce lekko opinającej szerokie
ramiona. Uśmiechnęła się. Serce wie.
Szczerze mówiąc wcale nie dziwię się, że wybrała Johny'ego. Też bym tak postąpiła. Co do Piotrka to powinien się z tym liczyć, ponieważ wykorzystał jej słabość i chciał zrobić na złość Johny'emu. Myślę, że jej przyjaciółka ma rację - Piotrek wie, że ona nic do niego nie czuje. Tak czy tak by cierpiał, nie zależnie od tego jakby się potoczyło między nimi.
OdpowiedzUsuńgenialne ! :D zapraszam do siebie na pierwszy rozdział. http://hold-me-in-your-arms.blogspot.com/ :P
OdpowiedzUsuńtwoje opowiadania są inne od tych które czytałam, są bardziej realne, na prawdę świetnie się je czyta.
OdpowiedzUsuńdziękuję za uwagi odnośnie mojego bloga, piszę już następny rozdział więc na blogu pojawi się jutro, lub pojutrze ;)