PRZECZYTAJ ZANIM ZACZNIESZ! Odsyłam także do ogłoszeń. Ale do rzeczy. Znacie to na pewno: ,,wszystko co piszę jest fikcją..." itd, itp. Nic nie jest do końca fikcją... Żeby coś napisać, trzeba było to przeżyć lub chociaż o tym usłyszeć. I tak też jest z tym opowiadaniem. To będzie suma przeżyć moich i nie tylko moich. Bohaterowie będą mieszanką mnie i tych, których skądinąd znam. Pozdrawiam.

sobota, 26 stycznia 2013

22. Zatroskany - zakochany


tak trochę urywam ten rozdział, bo było za dużo jak na jeden raz
ciąg dalszy nastąpi oczywiście ;>
zaczęły mi się ferie, więc mam nadzieję, że napiszę sobie duże zapasy, bo już prawie nic mi nie pozostało... ach, z tą edukacją!
dziś dosyć krótko, oszczędnie ;)
dużo jest o trosce, bo to jest właśnie rzecz bardzo istotna w prawdziwej miłości :P
jak będzie dalej sama nie wiem jeszcze ^_^
tytuł a'la mini wiersz, pozwoliłam sobie na rym ;D ale równie dobrze mogłabym napisać ,,zatroskana - zakochana", bo dziś oboje występują w podobnej roli :)
piosenka jest z filmu, który chyba dopiero wyjdzie do kin, ale nie jestem pewna, pasuje do dzisiejszej tematyki
enjoy! :*
                                                                
,,Wiem, że ci zależy.
Wiem, że zawsze tak było (...)
Widzę to w sposobie jakim patrzysz.
Jakbyś wiedział o nadchodzących problemach (...)
Wiem, że nie zawsze było źle (...)
Nadal mam nadzieję,
bo tak powinno być.
I wiem, najgorsze z tego nie było wcale takie,
jakim się wydawało"

- Kto by się spodziewał. Śnieg! – odezwał się do niej Ian, gdy skończywszy lekcje, zbierała się do wyjścia przy swojej szafce.
- Ian? Dawno się nie odzywałeś – stwierdziła zaskoczona Iza. Westchnął i podrapał się w głowę speszony. To był dla niego trudny czas, próbował zapomnieć o dziewczynie, która w końcu bardzo wpłynęła na jego życie.
- No tak jakoś wyszło… wiesz, potrzebowałem trochę czasu – odpowiedział. Zdał sobie sprawę, że nie udało mu się do końca odkochać w tej drobnej szatynce, która teraz stała przed nim z nieco sfrasowaną miną.
- Rozumiem. Mam nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej między nami – powiedziała z wymuszonym uśmiechem.
- Naprawdę? Nie wyglądasz – odparł, przyglądając się jej badawczo. Uniosła jedną brew – chyba coś cię martwi – spuściła wzrok.
- No mam ostatnio trochę problemów – odpowiedziała wymijająco.
- Johnny? – zapytał. Wciągnęła głęboko powietrze i wypuściła je ze świstem.
- Na przykład – powiedziała, wciąż nie patrząc na Iana.
- To jest tego więcej? – zaskoczony oparł się o szafki. Spojrzała na niego, uśmiechając się smutno.
- No jest kilka spraw, ale nie zagłębiajmy się w to – ucięła temat.
- No dobrze. Widzę, że nie jesteś najlepiej przygotowana na dzisiejszą pogodę – zmienił temat.
- Tak… nie wzięłam ani czapki, ani rękawiczek, a moje dłonie lubią marznąć – zaśmiała się, a chłopak pokiwał ze zrozumieniem.
- A pozwolisz, że cię odprowadzę? Niestety tylko do drzwi, bo mam jeszcze lekcje… – zaproponował.
- A pozwolę, pozwolę – odpowiedziała i zaśmiała się. Gdy dochodzili do drzwi wyjściowych, Ian skończył opowiadać jej żart na poprawienie humoru, a ona zaczęła się głośno śmiać. Na dźwięk jej śmiechu ktoś, stojący do nich tyłem przy drzwiach, nagle się odwrócił. To był Johnny. Jak tylko Iza go zauważyła, coś ścisnęło ją w klatce piersiowej i jednocześnie ciągnęło w jego stronę. Wpatrywał się w nią. Ian pożegnał się z nią i gdzieś znikł, a ona stała jak wryta. Po chwili zorientowała się, że musi wyglądać głupio, stojąc na środku i gapiąc się na niego, więc ruszyła szybkim krokiem ku wyjściu. Otworzył jej drzwi. Stwierdziła, że nie chce, by z nimi było jak z innymi parami po zerwaniu, że patrzą na siebie bykiem i nie odzywają się do siebie, więc przywitała się i podziękowała, jednak nie patrząc mu w twarz. Na razie jeszcze nie potrafiła z nim do końca normalnie rozmawiać. Odpowiedział jej i  gdy wyszła, wyszedł za nią. Myślała, że serce zaraz złamie jej żebra, bo biło jak oszalałe. Jemu też serce szalało. Ciągle zastanawiał się czy się do niej odezwać i co tak właściwie powiedzieć. Zdawał sobie sprawę z tego, że nie ma wiele czasu. Zaraz dojdzie do swojego samochodu, wsiądzie i odjedzie, zostawiając go samego. Jednak jej szybko dreptająca, przygarbiona sylwetka przeszła obok wejścia na parking i skierowała się do swojego domu. Pieszo. Padający śnieg osiadał na jej włosach, przez co wyglądała jeszcze bardziej urzekająco niż zazwyczaj. Johnny, idąc za nią, oczywiście to zauważył, ale bardziej martwił się, że przeziębi się idąc bez czapki tyle drogi do domu. Nie zastanawiając się dłużej co robić, wyprzedził ją zwinnie i ustał przodem do niej. O mało co na niego nie wpadła. Zatrzymała się zdziwiona i spojrzała na niego, a on zdjął swoją czapkę i delikatnie nasunął na jej głowę, prawie zasłaniając oczy. Wyjęła swoje już zmarznięte, głęboko zanurzone w kieszeniach dłonie i chwyciła czapkę z zamiarem zdjęcia jej, jednak złapał je i odczepił od czapki. Poczuł, że są bardzo zimne, więc wyjął z kieszeni swoje rękawiczki i założył je na nie. Odwinął też szalik ze swojej szyi i owinął szczelnie jej szyję. Patrzyła oniemiała jak obchodzi się z nią jak z małym dzieckiem.
- Ani się waż cokolwiek zdejmować, oddasz mi jutro – powiedział i uśmiechnął się delikatnie. Nic nie odpowiedziała. Tylko stała, nie wyrażając żadnych uczuć. Kąciki jego ust opadły i stracił jakąkolwiek nadzieję na rozmowę z nią, więc odwrócił się i odszedł. Izabela przeanalizowała całe zajście i wybudziła się z zadziwienia dopiero po chwili. Odezwał się. Pomógł. Troszczył się. Te ciepło w jego oczach… A ona? Ona nic. Wyciągnęła rękę w stronę, którą odszedł, ale jego już dawno tam nie było. Zrezygnowana ruszyła do domu, a jedna mała łza spłynęła po jej policzku, zostawiając na nim ciepły ślad.
*  *  *
                        Nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć. Słyszała, że miłość jest czymś złożonym, czymś trudnym, ale nie sądziła, że aż tak. W Polsce przechodziła różne zauroczenia, ale to jednak tylko zauroczenia, które nie wpływały na jej życie tak bardzo i nią samą także tak nie poruszały. Powoli dosięgała ją frustracja. Ileż w końcu można znosić cierpień, własnego niezdecydowania i ciągłego napięcia?
- Czemu nie porozmawiacie o tym wszystkim? Przecież, o ile dobrze pamiętam, zawsze wyznawałaś zasadę, że najlepiej wszystko rozwiązywać rozmową – zaproponowała Gabriela Izie, która z tego wszystkiego, nie mogąc już sobie samej poradzić, postanowiła zwierzyć się jej. Nawet zlekceważyła fakt, że towarzyszyła im Rachel.
- Gabi is right. You should* posłuchać jej – wtrąciła swoje pięć groszy wspomniana blondyna. Izabela spojrzała na nią zimno, a ta od razu porzuciła zamiar dodania czegoś jeszcze.
- Ja wiem, ale jak z nim rozmawiam to staję się taka miękka i wierzę w cokolwiek mi powie, mąci mi w głowie! Może ja go już wcale nie kocham? A wiem, że jak zacznę odnawiać z nim kontakt to dojdę do wniosku, że nadal coś do niego czuję – oponowała Iza.
- Przecież już doszłaś do wniosku, że nadal go kochasz – stwierdziła Gabriela. Szatynka sapnęła niezadowolona. To była prawda.
- Wiem – odpowiedziała zawiedziona.
- No więc w czym problem? – zadała proste pytanie przyjaciółka. Iza rozejrzała się wokół zagubiona.
- No bo chciałabym, żeby to była nieprawda. Chcę go nie kochać. A miałam nadzieję, że jak będę kontaktować się tylko z Piotrkiem, a z Johnnym wcale to przeniosę te uczucia z jednego na drugiego – odparła niemal płacząc. Gabi przytuliła ją szybko i zaczęła głaskać ją po włosach.
- Z niektórymi rzeczami nie należy walczyć, bo się i tak nie zwycięży – powiedziała cicho spokojnym głosem znawczyni. W końcu była w związku już bardzo długo, znała blaski i cienie bycia razem. Szatynka oderwała się od koleżanki.
- Napisałam wczoraj do niego – powiedziała.
- No widzisz i tak chcąc nie chcąc odnawiasz z nim kontakt. Co napisałaś? – zapytała blondynka.
- No, że dziękuję za to co mi dał wczoraj – odpowiedziała Iza.
- A on? – drążyła Gabrysia.
- ,,Nie ma za co" – zacytowała Izabela. Brych spojrzała ponaglająco, by kontynuowała – no i koniec, nie odpisałam, on też nic więcej nie napisał – Brysia westchnęła – ach! – zawołała po chwili Izka.
- Co się stało? – zapytała przestraszona blondynka.
- Muszę mu to wszystko oddać przecież, zapomniałam o tym! A on może zaraz skończy lekcje i nie będzie miał w czym wrócić do domu – odpowiedziała Mieczkowska i popędziła do szafki. Gabriela pokręciła głową z uśmiechem. No przecież w czymś musiał przyjść do szkoły, więc nie musiała mu tego oddawać, ale jej troska utwierdziła Gabrysię w przekonaniu, że oni nadal się kochają, czym od razu podzieliła się ze swoją nową przyjaciółką.
Masz rację, they must love each other**  odpowiedziała jej Rachel, którą zaczęły nachodzić coraz większe wątpliwości co do jej zemsty na tej, jak się okazało, nawet całkiem miłej i fajnej dziewczynie, która miała sporo problemów i cierpień bez jej ,,pomocy”.
                        Iza podbiegła do swojej szafki i wyjęła szybko czapkę, szalik oraz rękawiczki Johnnego. Koło niej w mgnieniu oka pojawił się Ian i zabrał jej z dłoni rękawiczki.
- A to nie są męskie? Ja mam podobne… Masz dziwny styl – zaśmiał się. Dziewczyna szybko mu je zabrała.
- Tak, są męskie. Muszę je oddać, bo je wczoraj pożyczyłam – odparła.
- A od kogo? – zapytał zaciekawiony. Chrząknęła. Te imię nadal trudno jej było wypowiadać.
- Od… Johnnego – odpowiedziała po chwili. Oczy rozszerzyły się Ianowi do granic możliwości.
- To wróciliście do siebie? – zapytał, będąc ciągle w szoku.
- Nie, po prostu mi to dał, bo nie miałam – powiedziała, głęboko oddychając, by się uspokoić. Niechcący przywołał wspomnienia. Spojrzał na nią zatroskany, widząc jak to przeżywa.
- Może ja mu to oddam? – zaproponował. Zwróciła na niego wzrok. Patrzył z troską. Może miał rację… lepiej będzie, jeśli się z nim nie spotka. Musi zapomnieć, a spotkanie i być może rozmowa nie pomogą jej w tym. Przytaknęła i podała mu rzeczy. Uśmiechnął się pokrzepiająco i odszedł.
                                                   
*- Gabi ma rację. Powinnaś
**- muszą się kochać

sobota, 19 stycznia 2013

21. Reasumując...


dziś ciut krócej, ale dużo przemyśleń i ważnych kwestii ;P
tytuł odnosi się do tego co będzie się dziać dziś we wnętrzach głównych bohaterów :)
cytat można traktować jako wypowiedź i Izy i Johnnego, ma na celu zobrazowanie ogromu zagubienia w jakim się teraz znajdują.
pozdrawiam i życzę miłej lektury :*
                                                         
,,Próbowaliśmy iść razem,
ale noc stawała się coraz ciemniejsza (...)
Gdzie teraz jesteś?
Zgubiłaś się? (...)
Jesteś sama?
Boisz się? (...)
Czy zobaczę cię jeszcze? (...)
Teraz serce, które źle umiejscowiłem,
błąka się zagubione i ranne"


- Ta nowa to same kłopoty, nie? – zagadnął Ian Johnnego w szatni po zakończonym w-fie. Ten spojrzał na niego z pogardą.
- Naprawdę sądzisz, że chcę o tym rozmawiać? I to z tobą? – zakpił.
- No myślałem, że topór zakopany… byliśmy na turnieju w jednej drużynie – odparł zdziwiony Ian i usłyszał parsknięcie śmiechem.
- To się myliłeś. Nie wybaczyłem ci i zapewne to nigdy nie nastąpi, więc zostaw mnie z łaski swojej w spokoju – odpowiedział Trevtner coraz bardziej poddenerwowany, a kolega posłusznie odszedł od niego. Ian współczuł mu. W końcu jego też Iza wystawiła. Nie znał całej sytuacji, ale nie wyglądało to za ciekawie. Doszło do tego, że próbował zaatakować jej znajomego i przy okazji oberwało się jej samej.
Johnny, gdy tylko opadły mu nerwy, przycupnął na ławce i rozejrzał się po pomieszczeniu. Nienawidził go, a z drugiej strony miał do niego sentyment. Tyle się tu wydarzyło. Przypomniał sobie jak pierwszy raz się tu spotkali. Był z samych bokserkach i wyżywał się na worku treningowym, a ona przyszła, bo się martwiła. Martwiła się… wydawała mu się wtedy taka cudowna, taka idealna. Dokładnie pamięta jej reakcję, gdy uwięził ją między sobą a ścianą i zaczął całować. I wtedy go zgasiła. Pokazała prawdziwą, złą siebie. No ale wcześniej się martwiła. Więc jaka w końcu była? Dobra czy bez serca? Powinien już wtedy dać sobie z nią spokój. Powinien się domyśleć, że będą z nią same kłopoty jak to powiedział Ian. Więc czemu stało się jak się stało? No tak. Coś nie pozwalało mu zapomnieć o niej, przez co tylko oberwał i wylądował w szpitalu. I wtedy znów okazała się dobra, znów się martwiła. Później ponowny nóż w plecy, omal nie pocałowała się przy jego łóżku z Ianem, niby z tęsknoty. Ale wybaczył to, zrozumiał, bo bardzo chciał z nią być i wreszcie nastąpił ich pocałunek. Był wyjątkowy. Ale niedługo po tym uwierzyła temu debilowi, że była zakładem, a on w odpowiedzi poświęcał swoje zdrowie, by tylko nie odeszła. Pokręcił głową. Ten związek od początku był pasmem wzlotów i upadków. Ale po tym było przez dłuższy czas bardzo dobrze. Aż do walentynek… cholerne święto i te jego niewyżycie. Z drugiej strony każdy jego związek do tej pory właśnie na TYM się opierał. Dziwne było to, że mimo iż miał myśli, o których powiedział Estelle na feralnym murku, to prawdą było to, że mógłby to wszystko rzucić. Tak jak powiedział wtedy Izie, mógłby z TYM poczekać, żeby tylko zgodziła się znów z nim być. Czemu był taki do niej uwiązany? Przecież od początku nic tylko go na przemian rani i uszczęśliwia. Gdzie stary Johnny, który powiedziałby takiej ‘see ya’? Postanowił dalej się nie płaszczyć i już nie próbować. A nade wszystko nie dać żadnej dziewczynie więcej sobą rządzić. Nigdy więcej – pomyślał. Wtedy wszedł trener.
- No chłopaki, widzicie? Trzeba walczyć do końca. Nie można tracić nadziei, nawet w najgorszym położeniu, tylko wziąć dupy w troki i walczyć! – powiedział gromkim głosem, a przebierający się chłopcy głośno mu przytaknęli. Miał na myśli oczywiście walkę w sporcie, ale Johnny odczytał to jako walkę w miłości. Mowa trenera znów wprowadziła w jego głowę zamęt – pamiętajcie o szacunku do przeciwnika! – kontynuował trener, a chłopak znów odczytał to inaczej. Przypomniał sobie turniej i to jak w gniewie szarpnął Izą tak bardzo, że straciła równowagę. Spojrzał na swoje dłonie z obrzydzeniem. Jak mógł zrobić coś takiego? Do kobiet zawsze miał szacunek. Mama go tego nauczyła. Nie byłaby z niego dumna… dlatego nie przyznał się jej dokładnie dlaczego go zawiesili w poprzednim tygodniu. Szczególnym szacunkiem otaczał swoją dziewczynę. Teraz w zasadzie byłą. Co się z nim stało? Miał ochotę wybiec z szatni, znaleźć szatynkę, padnąć przed nią na kolana i błagać o wybaczenie. Opamiętał się, bo usłyszał, że trener znów o czymś mówi – nie możecie się rozpraszać, musicie skupić się na przeciwniku – przypomniał sobie jak stał przed drzwiami szkoły rano w dniu, w którym wrócił po długiej nieobecności spowodowanej pobytem w szpitalu. Czekał na nią. Szła powoli w kwiecistej spódniczce lekko falującej na delikatnym, ciepłym wietrze cała w skowronkach. Bynajmniej tak wyglądała. Wtedy sądził, że jest z nim szczęśliwa. Jak teraz to wspominał to miał te same odczucie. Przecież nie mogłaby tak dobrze udawać. Wtedy było cudownie. Jego rozmyślanie bardzo gwałtownie przerwał czyiś krzyk. Jakiś chłopak wparował do szatni i nie zważając na trenera, który nadal rozwodził się nad strategiami, zaczął krzyczeć:
- ludzie, spadł śnieg! – wszystkich wcięło. Był koniec lutego. W Filadelfii o tej porze rozpoczynała się wiosna, a nie spadał śnieg. Jednak rzeczywiście dziś rano było jakoś tak zimno…
*  *  *
- Patrz, patrz – zawołała Iza i wskazała na okno. Estelle spojrzała na coraz bardziej zimowy krajobraz za oknem. Pokręciła głową z niedowierzaniem. Dziewczęta dogadywały się z trudem. Potrafiły rozmawiać ze sobą tylko o takich głupotach typu śnieg. Ale dobre i to. Podeszła do nich Gabrysia. Es rozejrzała się ostentacyjnie na wszystkie strony.
- Nie musisz się martwić, nie ma ze mną Rachel – powiedziała Brysia, wiedząc o co chodzi przyjaciółce – bardzo ciekawe, prawda? – zmieniła temat i wskazała na okno.
- No… o ile mi wiadomo to w Filadelfii śnieg spotyka się raczej w styczniu a nie na przełomie lutego i marca – stwierdziła Izabela, a blondynki przytaknęły jej.
- Same anomalie w tym roku… kto by się spodziewał śniegu i tego, że nasza przyjaźń będzie wyglądać w ten sposób? – jak zwykle Stelle wypowiadała na głos to co wszystkie myślały. Wszystko było takie sztywne i wymuszone, każdy kontakt. Izka zaczęła o tym myśleć, wspominać czas, gdy było wszystko ja należy. Zacisnęła zęby z gniewu. Poczuła, że zaraz wybuchnie. I tak się stało.
- Powiedz czemu kumplujesz się z dziewczyną, której nienawidziłaś i która jest byłą chłopaka, który rzucił ją przeze mnie?! – zwróciła się do Gabrieli – a ty czemu udajesz, że jest w porządku skoro cały czas mi zazdrościłaś i zazdrościsz relacji z Johnnym?! – zwróciła się tym razem do drugiej koleżanki – czemu siedzicie w tych chorych kłamstwach?! Czemu nie mogę już liczyć na waszą prawdę i prostolinijność?! Po co te komplikacje?! – zakończyła wywód, który był właściwie krzykiem serca, które bardzo chciało powrotu relacji, które kiedyś miało. Osłupiałe dziewczyny nie mogły wydusić słowa. Pozostawiła je samym sobie i ruszyła na poszukiwanie jej zewu Polski, czyli Pawła, który przypominał jej polskich przyjaciół.
- Hej, co tam? Wyglądasz na wzburzoną – stwierdził, gdy tylko znalazła go na stołówce.
- No bo jestem – skwitowała. Spojrzał pytająco – denerwuje mnie to, że moja przyjaźń z Estelle i Gabrielą już nie wygląda tak jak kiedyś…
- Muszę cię zmartwić – zaczął, a dziewczyna się skwasiła – nie możesz liczyć na to, że będzie jak kiedyś. Za dużo przeszłyście po prostu. I pamiętaj, że to ty jesteś jednym z hamulców.
- Co przez to rozumiesz? – zapytała zdziwiona.
- Ty także hamujesz powrót do poprzedniego stanu rzeczy, bo nie ufasz już im tak jak wcześniej – wyjaśnił.
- Czy to takie dziwne? – zaperzyła się.
- Oczywiście, że nie, ale mówię to po to byś nie obwiniała tylko ich. Wina leży po każdej stronie i nie wyzbędziecie się tego do końca. Przecież nie wykasujecie sobie pamięci – podsumował.
- Racja – odpowiedziała. Oparła głowę na dłoni i spojrzała na padający śnieg za oknem.
- O czym tak myślisz? – zapytał Paweł po chwili, zauważając jak dziewczyna odpływa.
- A wiesz, że po raz pierwszy raz od dawna nie myślałam o niczym? – odparła ze śmiechem – po prostu sobie patrzyłam.
- Jakimś takim nieobecnym wzrokiem – drążył dalej chłopak.
- No dobrze, może pod koniec pojawił się Piotrek – odpowiedziała i wytknęła mu język.
- Wiedziałem – powiedział tryumfująco – często z nim rozmawiasz? Jesteście razem?
- Czy często to bym nie powiedziała… raz na kilka dni. Musiałam się ostatnio porządnie wziąć za naukę, więc nie mam zbyt wiele czasu z resztą tak jak on. A czy jesteśmy razem to nie wiem. Jeśli rozmawiamy to o jakiś banałach. Nie rozmawialiśmy o nas. Możliwe, że to przeze mnie. Skrzętnie omijam ten temat – przyznała.
- Czemu? – zapytał.
- Czemu, czemu… sama bym chciała wiedzieć! Nie wiem… z jednej strony to wspaniałe, że mnie kocha i chciałabym z nim być, mimo dzielących nas kilometrów, bo jest ideałem, ale z drugiej strony wiem, że ja go nie kocham. Podoba mi się właściwie wszystko w nim. I wygląd zewnętrzny i to jaki jest wewnątrz. No totalnie po prostu. Ale nie ma chemii jak to mówią. Jak mnie pocałował to było mi przyjemnie, bo to jest przyjemne same z siebie, ale nic więcej. O wiele więcej działo się we mnie, gdy całowałam się z Johnnym. Myślisz, że to źle, że ich porównuję? – zwierzyła się.
- Myślę, że nie. Dobrze, że masz punkt odniesienia. Inaczej mogłabyś zranić i siebie i jego przez związek, który nie byłby oparty na uczuciu – ocenił.
- Wiem, że na pewno nie chciałby być ze mną, gdybym go nie kochała… chyba muszę mu to powiedzieć, co? – zapytała.
- No dobrze by było – odpowiedział.
- Jeju, ale to będzie trudne… tak bardzo bym chciała kochać jego a nie Johnnego – powiedziała i spojrzała na swoje dłonie.
- Wiesz, że to tak nie działa? Nie kochamy tego kogo chcemy i kto jest tego wart – stwierdził bolesną prawdę Paweł.
- Wiem – pomyślała czy Johnny rzeczywiście nie jest wart jej miłości. Przypomniała sobie co jej wybaczał i jaki był jej często uległy. Poruszyła się niespokojnie na krześle. Coś ja zabolało. To odezwał się siniak na nodze, którego zafundował jej wyżej wymieniony na turnieju siatkówki. To było upokarzające wydarzenie i niezwykle bolesne nie tyle fizycznie co wewnętrznie. Nigdy jej nie zrobił krzywdy. Zawsze powtarzał, że nigdy tego nie zrobi. Znów miała mętlik. Nie wiedziała, że ten sam dylemat ma jej druga połowa. Każde z nich popełniło błędy, których nie odwróci.

niedziela, 13 stycznia 2013

20. Ostoja


ups... nie zdążyłam przed północą! wybaczcie mi tą późną porę, ale byłam jakby zajęta, mam dziś urodziny czy coś :P
zapasy rozdziałów niebezpiecznie zbliżają się do końca... te wszystkie wątki wydają mi się takie świeże, bo pisałam je dosyć niedawno i już wstawiam, inaczej niż było wcześniej.
dziś powróci kolejna postać i to chyba dość zaskakująco. ktoś się ucieszy ;>
i będzie ciut romantico ;P
tytuł jest w odniesieniu do tego ważnego wydarzenia, które ma poniżej miejsce, a właściwie do osoby w nim biorącej udział.
piosenka, którą baaardzo lubię już od baaardzo dawna ;) z bajki ^_^
cytat tak na prawdę mógłby być i Izy i Piotrka :p
enjoy! :*
                                                         
,,Muszę stwierdzić, że nie byłaś części mojej książki, 
ale gdy ją teraz otworzysz i spojrzysz,
zobaczysz, że jesteś początkiem i końcem każdego rozdziału (...)
Kto by się spodziewał, że będę tu
tak niespodziewanie, niezaprzeczalnie szczęśliwy
tu z tobą zaraz obok mnie"

- Mam kiełbaski dla was. Tu macie bułki i napoje. Tata da wam kijki. Jest w garażu. Dobrej zabawy – powiedziała mama Izy i wręczyła wszystkie potrzebne produkty grupie przyjaciół, która zmierzała na plażę, by zrobić sobie pożegnalne ognisko. Piotrek wziął gitarę, dziewczęta prowiant, a Łukasz kijki i podążyli w stronę rzeki. Gdy doszli na miejsce, rozpoczęli rozpalanie ogniska, a Lowi otworzył swój tajemniczy plecak. Oczom wszystkich zainteresowanych ukazały się puszki piwa. Izabela się skrzywiła. Przypomniał jej się piknik, który urządziła sobie z Gabrielą i Estelle kilka miesięcy temu i to, że obok nich odbywała się impreza z ogniem i alkoholem. Nie była zadowolona z tego, że jest teraz po tej stronie. Czyżby jej polscy znajomi nie różnili się jednak tak bardzo od tych tutejszych? W końcu każdy ma wady, jakieś niedociągnięcia. Nikt nie jest doskonały, a już na pewno nie nastolatki, które lubią się buntować i chodzić własnymi drogami. Chociaż… byli przecież pełnoletni. Mogli. Zaryzykowała i bawiła się świetnie. Powoli zaczynała rozumieć tych młodych ludzi, którzy tak często korzystali do woli ze swej młodzieńczej swobody. Zaczynała odczuwać wpływ nowej kultury, nowego środowiska. Rozpoczęła się zmiana, którą przeżyli jej znajomi w Polsce pod jej nieobecność. Teraz była kolej na nią. Otwierała się na nowe, dotąd odtrącane doznania. Jednocześnie nie pozostawiła siebie samej w koszu po drodze na plażę. Jest jaka była, aczkolwiek z pewnymi przeróbkami technicznymi. Tego jej było trzeba. Czuła, że teraz jest już gotowa na to, by stawić czoła rzeczywistości, która ją zastała.
 Po zjedzeniu wszystkich kiełbasek i zaśpiewaniu kilku znanych przyśpiewek, Pitek zaczął grać jakąś ładną, wolną piosenkę. Pozostali zaczęli rozmawiać o czymś, a Iza jak zaczarowana słuchała delikatnego, melodyjnego głosu kolegi. Kiedy skończył, zaczęła klaskać. Zaśmiał się.
- Tęskniłam za twoimi koncertami – stwierdziła szatynka. Piotr spojrzał na rzekę speszony. Pozostali nadal nie zwracali na nich kompletnie uwagi i ganiali się w najlepsze jak małe dzieci. Mógł teraz z nią porozmawiać, bo nie mieli okazji od czasu, gdy ją odnalazł w drodze powrotnej ze szkoły, a przecież dziś wieczorem wyjeżdża. Skierował wzrok na przyjaciółkę, która przypatrywała się mu z lekkim uśmiechem.
- Czemu się uśmiechasz? – zapytał.
- Bo nareszcie wiem czego chcę i wiem co mam robić – odparła. Tym razem to on się uśmiechnął. Cieszył się, że zaczyna jej się układać. Wbrew pozorom jej trudny okres doskwierał nie tylko jej. On też bardzo to przeżywał, najbardziej z przyjaciół.
- Cieszę się – odpowiedział zgodnie z prawdą – i ja także tęskniłem – dodał prawie bezgłośnie, jednak zauważył, że Izabela to usłyszała, ponieważ oderwała wzrok od reszty znajomych, aktualnie rzucających się piaskiem i wlepiła go w niego. Usiadł bliżej niej, a ona oparła swoją głowę na jego ramieniu.
- Mam wrażenie, że chciałbyś mi coś powiedzieć – powiedziała po kilku minutach ciszy.
- Skąd ten wniosek? – udawał głupiego.
- Kilka razy wciągałeś powietrze, powstrzymywałeś je i po jakimś czasie wypuszczałeś ze świstem, jakbyś rezygnował z powiedzenia czegoś. I coś szybko ci serce bije, jesteś jakiś ciepły – odpowiedziała. Westchnął. Zawsze była spostrzegawcza.
- Nie będę kłamał, bo i nie ma po co. Z resztą i tak byś się zapewne spostrzegła… – przycichł na chwilę – to prawda, chciałem ci coś powiedzieć.
- Więc? – drążyła, coraz bardziej się niecierpliwiąc. Uniosła głowę i spojrzała mu w oczy. Jej ostoja był teraz dziwnie poddenerwowany, a jego zazwyczaj napawające spokojem niebieskie oczy, jarzyły się ogniem ogniska, palącego się nieopodal i wprowadzały niepokój.
- Sądzę, że to nieważne. Istotne jest teraz to, że dajesz sobie radę i nie będę mącił ci tego spokoju – próbował się wymigać. Czuł, że to nie jest dobry moment, by dowiedziała się tego, co chciał jej powiedzieć już od dawna. Ledwo poukładała sobie życie i to właściwie jeszcze nie do końca, więc to byłoby nie fair, gdyby ją tym teraz obarczył. Powiedzieć? Nie powiedzieć? Powiedzieć? Nie powiedzieć? – bił się z własnymi myślami.
- A ja sądzę, że chcę wiedzieć – mówiła uparcie. Na szczęście dla niego, pozostali podeszli i oznajmili, że czas na nich, ponieważ mają samolot za półtorej godziny. Potulnie posprzątali po sobie i powrócili do domu. Rozpoczęła się bieganina i wielkie zamieszanie w związku z pakowaniem. Iza próbowała złapać Pitka, by wydusić wreszcie z niego to, co chciał powiedzieć, ale niestety zawsze, gdy była już blisko ten gdzieś się ulatniał. Wyraźnie jej unikał. Nie mogła dać za wygraną. Chociażby wyciągnęła to z niego dopiero na lotnisku, ale to zrobi. Miała przeczucie, że to coś ważnego. To jak na nią patrzył, a szczególnie tego wieczora… na samo wspomnienie coś ścisnęło ją w żołądku i zrobiło jej się gorąco. Tak intensywnie patrzył na nią tylko Johnny. Czyżby…
Zaraz wejdą do samolotu i znikną z jej rzeczywistości na kolejne miesiące. Ta myśl była dla niej niezwykle trudna. Dla nich także. Żegnała się z każdym po kolei. Piotrka zostawiła sobie na koniec. Wspięła się na palce i przytuliła się mocno do niego. Poczuł ból. Nie fizyczny. Nie była aż tak silna. To był ból rozstania. Tak bardzo chciał z nią zostać, opiekować się nią. Ręce zsunęły mu się bezwładnie z jej pleców z bezradności, którą poczuł. Przecież musiał wrócić do Polski. Odsunęła się lekko od niego i spojrzała zdziwiona. Ich twarze dzieliło kilka centymetrów. Nie patrzył na nią. Nie mógł. Izka ujęła jego twarz w swoją dłoń i skierowała w swoją stronę. Gdy spojrzał jej w oczy, jego momentalnie się zaszkliły. Opuściła wzrok na jego usta i powiedziała cicho:
- powiedz, co chciałeś powiedzieć – ponownie spojrzała na niego i znów na jego usta. Zaczął się do niej powoli zbliżać. Nie oponowała. Czekała. I to z niecierpliwością. Jakby czekała całe życie. Delikatnie dotknął jej warg swoimi w niemym zaproszeniu. Oddała pocałunek. Gdy oderwali się od siebie, wyszeptał:
- chciałem ci powiedzieć, że cię… – przełknął głośno ślinę – kocham – uśmiechnęła się do niego szeroko, a łzy szczęścia napłynęły jej do oczu. Przytuliła go mocno. Poczuła w sobie niewyobrażalną siłę. Czuła, że może góry przenosić. Ktoś ją kocha! I to nie byle kto. Piotruś.
*  *  *
Musiała powrócić do rzeczywistości i załatwić wszystkie sprawy. Johnny został zawieszony na tydzień, więc na pierwszy ogień pójdzie Estelle. Już kolejnego dnia na jednej z przerw po rozmowie z Pawłem i podzieleniem się tym co się wydarzyło i tym co zamierza zrobić, podeszła do dziewczyny i poprosiła ją na stronę.
- Dziękuję, że nie próbowałaś na chama się tłumaczyć i ze mną godzić, że dałaś mi czas – powiedziała Iza i obserwowała speszoną koleżankę. Ta unikała jej wzroku i odezwała się dopiero po dłuższej chwili.
- Przepraszam, że tak wyszło… ja nic mu nie proponowałam, on sam tak wyleciał – zaczęła tłumaczenia, ale szatynka machnęła tylko ręką.
- Przecież wiem – odparła.
- No dobra, ale później, gdy sądziłam, że z wami koniec i jak narobił mi tymi tekstami nadziei, to zaczęłam się do niego przystawiać… ­– zawiesiła głos Telli – przepraszam, ale chyba jednak nadal mam do niego pewną słabość.
- Rozumiem, zawsze pozostaje sentyment po uczuciu – odpowiedziała Iza – dlatego sądzę, że nic na siłę.
- To znaczy? – zapytała blondynka zbita z tropu.
- To znaczy, że nie będziemy się przyjaźnić na siłę – stwierdziła Izabela – niestety zaufanie to coś trudnego do odbudowania, sama wiesz. Chyba mnie rozumiesz?
- Jasne – powiedziała przygaszona Es. Miała nadzieję na inne zakończenie. Traciła kolejną przyjaciółkę. Ale oczywiście rozumiała Izę. Nie powinna stawiać starego uczucia do jakiegoś chłopaka ponad przyjaźń. Gdy jej była przyjaciółka odwróciła się, by odejść, ktoś się na nie rzucił i mocno przytulił. Zdążyła zauważyć tylko burzę blond włosów.
- Wreszcie! – zawołała, jak się okazało chwilę później, Gabriela. Dziewczyny patrzyły na nią szeroko otwartymi oczami, nie mogąc wyjść z szoku – no co? Nie cieszycie się? – spojrzały po sobie – co z wami? Przecież miałam się wyrwać spod jarzma matki.
- Cieszymy się, że się uwolniłaś – powiedziała Iza, gdy tylko oprzytomniała – ale jakoś tak inaczej wyglądasz…
- No tak jakbyś należała do ekipy Rachel – dodała jak zawsze bezpośrednia Stell. Gabi zaśmiała się.
- Jakbyś  zgadła – odpowiedziała, a wyżej wymieniona pojawiła się koło niej i przywitała się z nią cmoknięciem w policzek.
- To są jakieś jaja?! Jestem w ukrytej kamerze czy jak?! – uniosła się Estelle, a Iza złapała ją za ramię, by powstrzymać koleżankę od rękoczynów.
- To nie są żadne jokes, we are friends* – powiedziała nowoprzybyła. Telli szarpnęła się w jej stronę, ale uścisk Izabeli był za mocny.
- Mogłabyś nam to wytłumaczyć? – zapytała szatynka Brysię.
- Nie ma co tłumaczyć… pomagała mi jak byłam na drugim końcu Filadelfii. Te dziewczyny co je widziałyście to jej znajome. Pomogły mi przeżyć w tamtej szkole. Gdyby nie ona to nie wiem co by ze mną było – stwierdziła spokojnie blondynka.
- Nie no! Chyba nie mówisz poważnie?! Proponowałyśmy ci pomoc, ale ją odrzucałaś! A od niej przyjęłaś?! Nie widzisz co z tobą zrobiła?! Zmieniła cię w siebie, a przecież od zawsze jej nienawidzimy! Była dla nas okropna, nie pamiętasz?! – wrzeszczała rozwścieczona Es.
- Nikt mnie w siebie nie zamienił! – zaoponowała szybko Gabrysia – to że inaczej wyglądam to nie znaczy, że się zmieniłam. Jeśli nie chcesz się już ze mną przyjaźnić to powiedz to wprost, a nie szukasz winy we mnie. Z resztą jak zawsze… – ostatnie zdanie dodała ciszej. Stelle zacisnęła zęby, odwróciła się na pięcie i odeszła żwawym krokiem. Izabela odciągnęła Gabi na bok, tak by Rachel ich nie słyszała. Ona nie lubiła mówić o kimś przy nim samym, nie lubiła ranić tak jak Estelle.
- Słuchaj, jesteś pewna, że ona to dobry materiał na przyjaciółkę? – zapytała prosto z mostu. Blondynka uśmiechnęła się delikatnie.
- Tak. Pokazała mi to czynami – odpowiedziała. Iza spojrzała na Rachel, która pomachała do nich z lekkim wrednym uśmieszkiem. A może tylko tak się jej zdawało? Może jest po prostu zrażona…
- Mam nadzieję, że wiesz co robisz. I faktycznie wygląda na to, że tylko się inaczej ubierasz, a tak to jesteś ta sama – stwierdziła szatynka – a no i wiesz, że nie masz co liczyć zbytnio na aprobatę Es?
- Wiem, wiem – powiedziała przyjaciółka.
- Ja też raczej będę ostrożna co do niej – dodała Iza.
- Rozumiem – skwitowała Bryśka – coś nerwowa dziś ta Es…
- Dużo się wydarzyło jak cię nie było – oznajmiła Izabela i opowiedziała przyjaciółce całą historię.
- Kurczę… no rzeczywiście dużo mnie ominęło. To koniec twojego związku? – zapytała.
- Tak… a jak tam z twoim? Co z Damienem? – szybko zmieniła temat Iza.
- Przetrwaliśmy – odpowiedziała z uśmiechem – przyjedzie po mnie dziś, zamieszkałam z nim. Jest ode mnie starszy, skończył szkołę i pracuje. Damy sobie radę.
- Mieszkacie razem? – zszokowana dziewczyna otworzyła usta z wrażenia.
- Oj nie rób z tego jakiejś afery. Musiałam sobie jakoś poradzić… tata i babcia mnie wspierają – podsumowała blondynka i uznała temat za zakończony. Resztę dnia spędziły na przebywaniu ze sobą i z Rachel, z czego Izka nie do końca była zadowolona. Miała złe przeczucia, mimo że rozpieszczona Palmerson wydawała się uprzejma i miła. Nie była świadoma, że to tylko otoczka dla wypełnienia wreszcie misternego planu zemsty za zabranie jej Iana, który teraz dziwnie patrzył na to jak jego była dziewczyna i wybranka serca, o której jeszcze nie zapomniał, siedzą razem i rozmawiają.
                                                      
*- żarty. Jesteśmy przyjaciółkami.

sobota, 5 stycznia 2013

Blog roku 2012

Zapraszam do głosowania na mój blog:
http://blogroku.pl/2012/kategorie/can-t-find-my-way-,1kl,blog.html

Nie zmuszam, jak sądzicie, że jest wart to możecie to okazać ;)
Pozdrawiam :*

19. Upadek


witam ponownie :) przez te dni wolne się rozregulowałam i chciałam dodać już kilka dni temu, bo myślałam, że już jest sobota xD
pragnę jeszcze raz zaznaczyć, że bohaterowie nie są szablonowi, starałam się skonstruować ich tak skomplikowanie, by sprawiali wrażenie realnych, wczujcie się! ;)
piosenka w linku to ta cytowana na początku opowiadania (tłumaczenie na dole), a cytat jeszcze przed opowiadaniem będzie wyjątkowo ustami Piotrka :)
tytuł dotyczy upadku ficzycznego i psychicznego.
nie będę się więcej rozpisywać, bo nie mam czasu :P
enjoy! :*
                                                             
,,Gdy upadłaś, upadłaś w moją stronę.
Kiedy uderzyłaś w chmury, odnalazłaś mnie"

,,Oh, please don’t go, I want you so. I can’t let go for I lose control”* – łagodna melodia płynęła z głośników w jej samochodzie.  Wracała do domu. Wytrzymała dzielnie dwie ostatnie lekcje, które odbyły się po tej feralnej przerwie, na której dowiedziała się przypadkiem więcej niż by chciała. Teraz zmierzała do swojego schronu, w którym byli ludzie, których teraz bardzo potrzebowała i którzy byli świetnym lekiem na zły świat. Wysławiała w duchu swoją mamę, że ściągnęła jej kumpli do USA. Co chwilę musiała ocierać oczy z łez, by widzieć dobrze drogę. Płynęły poza jej kontrolą. Coś w środku tak bardzo jej ciążyło i sprawiało, że brakło jej tchu, promieniowało też nieznośnym bólem na całe ciało. Smutna i powolna piosenka, jakby wyjęta z ust Johnnego nie pomagała. Dźwięczały jej wciąż w uszach jego nawoływania, gdy odchodziła w stronę szkoły, a które brzmiały bardzo podobnie do jej refrenu. W pewnym momencie uznała, że musi się zatrzymać, ponieważ jej wewnętrzny stan tak bardzo wpływał na fizyczny, że mogła spowodować wypadek. Zjechała na pobocze i wysiadła z samochodu. Zachłysnęła się powietrzem. Delikatny wiatr wysuszył jej oczy, więc zaczęła szybko mrugać, aż wreszcie zamknęła powieki, a kolejny potok łez wydostał się spod nich. Oparła się plecami o maskę auta i ukryła twarz w dłoniach. Załkała. Czuła się rozdarta. Nie miała nawet sił, by myśleć o tym wszystkim. Nagle telefon zaczął wibrować jej w kieszeni. Drżącymi dłońmi wyjęła go i spojrzała na wyświetlacz. To był Pitek. Domyśliła się, że dziewczyny opowiedziały już chłopakom co się dzieje i po prostu się martwią. Postanowiła ich uspokoić. Nacisnęła zieloną słuchawkę i przyłożyła telefon do ucha.
- Halo – powiedziała zachrypniętym głosem.
- Izuś, nie strasz mnie – powiedział – co tak długo? Twoja mama powiedziała, że powinnaś już być.
- Ja… ­­– rozpoczęła cicho, odchrząknęła i po chwili zastanowienia kontynuowała – musiałam się zatrzymać, ale jestem w drodze. Będę niedługo – po tonie jej głosu wywnioskował, że nie jest dobrze. Nie mógł jej gdzieś tam zostawić samej sobie. Nie mogła teraz zostać sama.
- Gdzie jesteś? – zapytał.
- W drodze, zaraz będę – odparła, uparcie nie wyjawiając dokładnego położenia. Chciała pobyć sama.
- Gdzie dokładnie? – drążył.
- Ale ja zaraz będę… – powiedziała.
- A mnie to nie obchodzi – stwierdził stanowczo – powiedz gdzie dokładnie jesteś, a ja zaraz tam będę. I nawet nie myśl, że pozwolę ci być gdzieś tam samej. Jeśli mi nie powiesz to zacznę cię szukać.
- Nie znasz Filadelfii – odpowiedziała.
- Google earth wreszcie się do czegoś przyda – obstawał przy swoim. Iza westchnęła i podała nazwę ulicy, na której się znajdowała. Gdy się rozłączył, zadarła głowę i spojrzała w niebo. Było dziś wyjątkowo niebieskie. Niebieski zawsze kojarzył się jej ze spokojem. I z Piotrkiem. Choć to się ze sobą łączyło. Potrafił ją uspokoić, pocieszyć. Przede wszystkim był. I teraz też będzie. Jak zawsze. Kąciki jej ust uniosły się delikatnie w górę. Opuściła głowę i spojrzała na otaczającą ją rzeczywistość. Ten świat powinien dowiedzieć się o Pitku, jaki prawdziwy facet powinien być. Amerykanie powinni się nauczyć jak postępować z kobietami. Niestety ten kraj coraz bardziej udowadniał jej, że nowoczesność wcale nie jest taka różowa, a wszechobecna pseudo wolność i wypaczone wzorce potrafią tylko ranić ludzi. Zaczęła nawet współczuć tym, którzy żyją tu od urodzenia. Ona już po pół roku ma dość, a co dopiero oni musieli przejść? Nic dziwnego, że są jacy są. Musieli się jakoś na ten świat uodpornić. Przypomniała sobie o swojej ranie, którą zadał jej ten świat i błyskawicznie jej suche policzki znów zatonęły w słonych łzach. Zamknęła oczy i objęła się ramionami. Chwilę później poczuła jak ktoś obejmuję ją i przyciąga do siebie. Wtuliła twarz w miękką bluzę, która pachniała Piotrem. Bardzo lubiła jego zapach. Od kiedy powiedziała mu, że jej się podoba, kupował tylko te perfumy. Zaczął gładzić ją po włosach. Żałowała, że nie może jej czytać w myślach, wtedy nie musiałaby niczego mu mówić, a on by rozumiał i nie oczekiwał tłumaczeń jak to miał zawsze w zwyczaju. Tym razem milczał długi czas, ale nie wiedziała jak długo i zastanawiała się jak mu to wszystko powiedzieć. Wszystko co złe wypływało jej na wierzch myśli i doprowadzało do jeszcze większego płaczu. Gdy Piotrek zauważył, że zaczyna coraz bardziej zanosić się płaczem, postanowił, że spróbuje ją uspokoić, bo milczenie jej nie pomaga.
- Wiesz, że w domu czekają na ciebie Buena, Asia i Lowi. Mama i tata też. Wszyscy cię kochają i chcą dla ciebie jak najlepiej. Na nich możesz polegać. Na nas. Nie trać tego sprzed oczu i nie przejmuj się tak amerykańskimi idiotami, którzy cię nie doceniają, ponieważ masz nas, którzy cię doceniamy, a co więcej nie jesteśmy tacy jak oni – powiedział, a płacz koleżanki zrobił się cichszy. Niestety po chwili przybrał znów na sile. Odsunął dziewczynę od siebie, ujął jej twarz w swe dłonie i spojrzał jej w oczy – rozumiesz co ci powiedziałem? – zapytał powoli i wyraźnie, jakby w obawie, że nie słyszała lub nie pojęła o co chodzi. Zaśmiała się przez łzy.
- Nie mów do mnie, jakbym była niespełna rozumu – zaoponowała z uśmiechem i wytarła policzki. Chłopak puścił ją i uśmiechnął się zadowolony z siebie.
- No! Teraz jest o wiele lepiej. Wiesz, że jesteś o wiele ładniejsza jak się śmiejesz? – stwierdził, a Izabela wyszczerzyła się w odpowiedzi – niestety te czerwone oczy psują efekt – wytknął jej język. Uśmiech jej nieco zbladł. Spojrzała na niebo i z powrotem na przyjaciela. Niebieski… – pomyślała. Uśmiechnęła się do niego szeroko – mam coś na twarzy? – zapytał Pitek zdezorientowany.
- Nie, nie – odpowiedziała – jedźmy do domu.
- Ok, ale ja prowadzę – odpowiedział, a Iza rzuciła mu kluczyki. Wsiedli do samochodu i ruszyli do jej schronu.
*  *  *
Nie miała w planach weekendowego turnieju siatkarskiego w szkole. Przynajmniej nie po tym co się stało. Nastąpiło wiele zmian w jej życiu i po prostu nie miała ochoty, ani czasu. Przecież musiała ogarnąć swoje uczucia i całą przeszłość za granicą. Kolejny dzień spędziła z przyjaciółmi z Polski na wygłupach, które poprawiały jej humor i pozwalały odzyskać wiarę w ludzi oraz na pełnych emocji rozmowach na wszelkie możliwe tematy. Niestety zbliżał się ostatni dzień ich wizyty.
- Jutro późnym wieczorem mamy samolot – powiadomiła Izę Asia – musimy ten ostatni dzień jak najlepiej wykorzystać.
- Kto ma jakieś pomysły? – zapytała Izka.
- A to nie ty powinnaś mieć pomysły?  W końcu ty tu mieszkasz – odparł Lowi i wytknął język koleżance, a ta obruszyła się. Buena przypomniała sobie, że w ten weekend miał mieć miejsce turniej siatkówki. Może cała paczka nie uwielbiała tego sportu, ale wszyscy lubili czasem sobie pograć. Z resztą Izabela powinna wreszcie stawić czoła swym własnym demonom. Od tego fatalnego dnia nie była w szkole. Czas przygotować ją do walki samodzielnej, bo oni niedługo ją opuszczą.
- Może turniej? – zaproponowała Ola. O ile pozostali się ucieszyli, o tyle szatynka spojrzała na przyjaciółkę z przerażeniem – ja wiem, że to może być trudne, ale musisz wreszcie wszystkiemu sprostać.
- Ale ja na samym początku mówiłam wam, że nie zamierzam tam się wybierać – zaczęła się wykłócać Iza.
- Ale Buena ma rację. Z resztą zawsze lubiłaś grać, a przecież będziemy cały czas z tobą – odpowiedział Lowi. Piotrek patrzył współczująco na koleżankę. Wiedział, że nie przegada pozostałych i wiedział, że będzie to dla niej ciężkie przeżycie. Najchętniej zrobiłby to za nią, ale nie mógł. Rzeczywiście musiała sama sobie z tym poradzić. Izabela spojrzała z nadzieją na niego, szukając pomocy. Pokręcił głową. Sapnęła z dezaprobatą.
- Ale to wy będziecie moją drużyną – postawiła warunek, a wszyscy pokiwali ochoczo głowami. Następnego dnia podekscytowani przygotowywali się do wyjścia. Wszyscy prócz Izy. Jednak obiecała, więc musiała iść. Gdy doszli na szkolną halę, zobaczyli, że nie jest zbyt dużo chętnych. Zgłosili się jako drużyna i po kilkunastu minutach, jak tylko się przebrali, ujrzeli harmonogram rozgrywek. Świetnie się bawili na kolejnych rozgrywanych meczach. Przyjaciele w przerwach między nimi starali się zajmować czymś szatynkę, by ta nie miała zbyt wiele czasu na przemyślenia i przejmowanie się tym, że gdzieś tu są ludzie, którzy tak bardzo ją zranili. Bardzo dobrze im szło i doszli aż do finału. Przeszczęśliwa i dobrze bawiąca się Izka podbiegła do prowadzącego, by zapytać się z kim będą walczyć o zwycięstwo. Ten wskazał na drużynę znajdującą się po drugiej stronie wielkiej sali, na której odbywały się rozgrywki. Zacisnęła dłonie w pięści i zacisnęła szczęki. W tej drużynie był Johnny. I to z Es. I o dziwo także Ian. No to już wiedziała czemu doszli tak daleko. Kumple podeszli do niej, domyślając się o co chodzi. Ponieważ oczy dziewczynie zaczęły się szklić, Pitek złapał ją za dłoń i ścisnął. Spojrzała na niego. Uśmiechał się pokrzepiająco. Powoli zaczęła się uspokajać, a jej twarz rozchmurzała się. Parę przyjaciół zauważyła Estelle i pokazała całe zajście Johnnemu.
- Chyba już nie masz na co liczyć. Znalazła sobie kolejnego – powiedziała z przekąsem do niego. Spojrzał na nią oczami płonącymi gniewem. Przez chwilę myślała, że ją uderzy ze złości. Podniosła ręce w geście obronnym. Mimo że powtarzała, że jest dupkiem i już dawno o nim zapomniała oraz że żałuje chwil z nim, to wiedziała, że to nieprawda. Wszystko wróciło, a już szczególnie po tym co powiedział jej na murku, zanim zorientowali się, że Iza ich słucha. Miała nadzieję, że ma szanse, bo zdała sobie sprawę, że nie przestała żywić do niego uczuć i była zdolna do poświęcenia romantyzmu na rzecz tego czego od niej chciał. Chciała po prostu z nim na powrót być – spokojnie. Przepraszam, ja ci tylko mówię jak jest.
- Jaki laluś… rozbijemy ich w pył – odrzekł z gniewem. Rozpoczął się mecz. Izka wolała nie patrzeć na drugą stronę siatki. Na zagrywkę wszedł Piotr. Przeciwna drużyna nie spodziewając się mocnej zagrywki po posturze chłopaka, przybliżyli się do siatki. Chłopak wyrzucił piłkę wysoko w powietrze, odbił się mocno od podłoża i, frunąc jakby w zwolnionym tempie, uderzył mocno piłkę, która z niebotyczną prędkością odbiła się od pomarańczowego pola po przeciwnej stronie, na której stali zawodnicy z szeroko otwartymi oczami ze zdziwienia. Laluś zdobył as. Kto by się spodziewał. Po kolejnych wygranych zagrywkach, przy których nie mogli sobie poradzić z przyjęciem, nastąpiła akcja, która przelała czarę goryczy przeciwników. Wreszcie udało im się przyjąć. Na rozegraniu był Johnny. Niestety miał z nerwów spocone dłonie i gdy próbował ją wystawić, prześlizgnęła mu się przez palce i upadła na boisko. Stracili kolejny punkt, a mieli wreszcie szansę. Lowi i Pitek parsknęli głośno śmiechem, a przerażona Izabela spojrzała na Trevtnera. Tak jak się spodziewała był bardzo zdenerwowany. Świadczyła o tym pulsująca żyła na jego skroni i zaciśnięte szczęki. Spojrzał groźnie na chłopaków i powoli skierował się na drugą stronę boiska, nie zważając na upomnienia sędziów. Iza podbiegła szybko do Piotrka, bo zauważyła, że właśnie do niego podchodzi i stanęła przed nim.
- Zejdź mi z drogi – powiedział cicho, ale zdecydowanie, patrząc ponad nią na chłopaka, którego zasłaniała. Dziewczyna się nie ruszyła. Spojrzał w dół na nią. Była niesamowicie blisko. Nie zbiło go to jednak z pantałyku. Tym razem był zbyt wkurzony – wiesz dobrze, że w takich chwilach muszę się wyżyć. Do siłowni daleko, więc posłużę się twoim koleżką jako workiem treningowym – wycedził, mrużąc oczy. Gdy dziewczyna nie poddawała się, złapał ją za ramię i szarpnął tak, że straciła równowagę i upadła na podłogę. W tym momencie na miejscu akcji pojawili się porządkowi, którzy ściągnęli Johnnego z boiska, a przyjaciele pomogli zejść poobijanej Izie i wrócili do domu. Tak zakończył się turniej, a Johnny kolejny raz został zawieszony. 
                                                    
*- oh, proszę nie odchodź. Bardzo ciebie chcę. Nie mogę odpuścić, bo stracę kontrolę.