no i kolejna sobota! witam serdecznie i zapraszam do lektury ;)
zatrzymaliśmy się tydzień temu na hotelu, teraz będzie ciąg dalszy i wstęp do tego, by dowiedzieć się czegoś ciekawego o jednym z bohaterów, a wiadomo, że matki są najlepszym źródłem informacji ;D
tytuł przewrotny... ale własnie tak teraz przedstawia się sytuacja Izabeli.
w tekście wykorzystałam piosenkę (tłumaczenie jak zwykle na dole), która będzie służyła także za podkład tego rozdziału i z niej pochodzi cytat na wstępie, który jest skierowany do Izy oczywiście od Piotra, myślę, że dobrze określa ich teraźniejsze relacje ;]
a teraz... enjoy!
,,Mogłaś być szczęśliwa, mam nadzieję, że jesteś"
Dziewczyna była zmęczona tym dniem
obfitującym w emocje, więc wyjęła szczoteczkę do zębów i pastę z zamiarem
umycia zębów i jak najszybszego położenia się spać, jednak ktoś zapukał do
drzwi. Zrobił to niepewnie i delikatnie. Domyśliła się, że to nie był starszy
mężczyzna, ale Piotrek. Przełknęła ślinę i ruszyła, by otworzyć. Pociągnęła za
klamkę i ujrzała wysokiego niebieskookiego bruneta ze smutnym spojrzeniem.
- Tak się zastanawialiśmy czy nie jest ci
potrzebna żadna pomoc? – zapytał, mierzwiąc sobie włosy, speszony.
- Nie, nie, wszystko w porządku –
odpowiedziała zdecydowanie. Chłopak zerknął na jej dłoń, w której trzymała
szczoteczkę i pastę.
- Już idziesz spać? – zapytał z nutką
zawodu.
- Taa… no wiesz, dzień pełen wrażeń –
westchnęła – z resztą nie ma co tu robić. Ty chociaż masz tatę w pokoju, a ja?
Mogłabym ewentualnie pogadać z szafą, ale trochę śmierdzi, więc nie bardzo –
zażartowała. Uśmiechnął się.
- U mnie tata też zmęczony po podróży,
więc od razu się rzucił na łóżko. Pewnie już chrapie – odpowiedział i wsłuchał
się w ciszę. Usłyszeli ciche pochrapywanie z męskiego pokoju. Zaśmiali się.
- No cóż, więc wejdź, ponudzimy się razem
– zaproponowała szatynka – oczywiście jeżeli masz ochotę – dodała pośpiesznie.
Piotrek zawahał się chwilę, ale nie miał nic lepszego do roboty. Poza tym to
jedne z ich ostatnich chwil razem. Pokiwał głową. Iza otworzyła szerzej drzwi i
wpuściła go do środka. Zatrzasnęła je ostrożnie za nim i usiadła przy nim na
łóżku. Pitek uniósł się i znów opadł na tapczan, a ten zaskrzypiał
przeraźliwie.
- Całkiem wygodny, ale strasznie skrzypi –
podsumował swój test.
- Rzeczywiście – skwitowała. Zapadła
cisza. Nie wiedzieli o czym rozmawiać. Izka dla odstresowania wsłuchała się w
muzykę, dobiegającą z sąsiedniego pokoju – ciekawe czy zasnę – powiedziała po
chwili. Chłopak spojrzał na nią pytająco – no z jednej strony chrapanie, z
drugiej muzyka i jeszcze te moje łóżko – załamała ręce. Zaczęli się śmiać.
- Całkiem fajna ta piosenka – stwierdził,
gdy przestali się śmiać. Przyznała mu rację. Oboje jako miłośnicy muzyki,
zaczęli kiwać się w jej rytm. Gdy ucichła, Piotr wyjął swój telefon.
- Znalazłem ostatnio genialną piosenkę,
wiesz? – powiedział, grzebiąc w pamięci urządzenia. Gdy w końcu udało mu się ją
odnaleźć, rozpoczął odtwarzanie i położył komórkę na łóżku. Usiedli po turecku
przodem do siebie. Iza oparła łokcie o kolana i wsparła głowę na dłoniach.
Utwór był wykonany po angielsku, ale dobrze go rozumiała. Nie miał skomplikowanego
tekstu, ale słowa bardzo mocno ją dotknęły. ,,You could be happy, I hope you
are. You made me happier, than I’d been by far. Somehow everything I own smells of
you and for the tiniest moment it's all not true. Do the things that you always
wanted to, without me there to hold you back. Don't think, just do. More than anything I want to see you go
take a glorious bite out of the whole world”* – śpiewał jakiś mężczyzna, a ona
miała wrażenie, jakby to właśnie ten, który teraz się w nią wpatruje swoimi przenikającymi
oczami, śpiewał do niej. Pomyślała, że stwierdził, że przekaże jej swoje myśli
piosenką, ale sam nie był w stanie jej wykonać, więc odtworzył jej tą. Łzy
zaczęły zbierać się jej w kącikach oczu.
Szybko je otarła i podniosła wzrok na przyjaciela. Jemu też oczy zrobiły się
wilgotne – ładna, nie? – wychrypiał cicho. Przytaknęła szybko z uśmiechem.
Uklękła i przytuliła lekko zaskoczonego chłopaka. Gdy się oderwali od siebie,
uśmiechnęli się szeroko – nie płaczmy podczas naszych ostatnich dni spędzonych
razem – powiedział, a kąciki ust Izabeli natychmiast opadły.
- Nie zmieniłeś zdania? – zapytała smutno.
Zaprzeczył. Spuściła wzrok. Rozpoczęła się kolejna piosenka. Była nieco
weselsza i szybsza. Piotrek poderwał się z łóżka i wyciągnął ku niej otwartą
dłoń. Zaskoczona spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami.
- Nie smuć – powiedział, gdy złapała go za
rękę. Pociągnął ją na ,,parkiet” i zaczęli tańczyć. Humory znów im powróciły –
a widzisz, ten hotel nie jest taki nudny jakby się wydawało – zaśmiał się,
okręcając dziewczynę wokół własnej osi. Gdy kolejny utwór się skończył, trochę
zziajana szatynka oparła się o szafę – o! Co ja widzę? Czyżbyś przekonała się
do szafy? Już nie śmierdzi? – dziewczyna zaczęła się śmiać. Podbiegła do Pitka
i w odwecie za żarty zaczęła go łaskotać. Jako silniejszy nie poddał się,
obezwładnił ją i wziął na ręce. Ukryła twarz w dłoniach, śmiejąc się do
rozpuku. Kiedy postawił ją z powrotem na podłodze, zakręciło się jej w głowie.
Przytrzymał ją delikatnie – wszystko w porządku? – zapytał z troską. Odkryła
twarz i wytknęła mu język z chytrym uśmieszkiem. Sprawiała wrażenie pijanej.
Skrzyżował ręce na piersi i pokręcił głową, rozbawiony.
- A wiesz co jest jeszcze w tym hotelu? –
zapytała znienacka.
- Nie – odpowiedział – przekonamy się? –
Izie zaświeciły się oczy. Piotrek kucnął i zachęcił ją, by weszła mu ,,na
barana”, a ona zrobiła to pośpiesznie. Otworzyli drzwi i wyjrzeli, by sprawdzić
czy aby nie ma nikogo na korytarzu. Był pusty, więc chłopak ruszył biegiem do
jego końca. Okazało się, że była tam wnęka z kanapą i fotelami, a za oszklonymi
drzwiami był balkon. Izka zeskoczyła z pleców kolegi, zdjęła buty i zaczęła
skakać na największym z mebli. Na początku chciał ją powstrzymać, ale ta chęć
szybko mu minęła. Dołączył się do dziewczyny, uciszając ją jedynie, by nie
pobudziła innych gości. Czuli się na powrót jak małe dzieci, jak wtedy kiedy
zaczęli się przyjaźnić. Piotr zrozumiał, że nawet jeśli potrzebuje przerwy, by
się pozbierać po odrzuceniu, to nie da za wygraną i będzie walczył o relacje z
szatynką. W końcu znudziło się im hasanie na kanapie i postanowili wyjść na
balkon. Mimo pory roku, nie był zamknięty. Odgarnęli śnieg i wpatrzyli się w
ciemną noc, królującą nad rozświetlonym miastem. Szybko ostygli i zaczęli drżeć
z zimna, więc powrócili na hotelowy korytarz. Izabela ziewnęła niczym lew – oj,
widzę, że chce ci się spać. Wracajmy – stwierdził i pociągnął ją do jej pokoju.
Półprzytomna pożegnała się z nim przy drzwiach i weszła niepewnym krokiem do
swojego tymczasowego miejsca zamieszkania. Umyła szybko zęby, przebrała się i
położyła się na łóżku, jednak coś ją zaczęło uwierać, więc szybko z niego
zeszła. Zauważyła telefon przyjaciela. Postanowiła przed snem jeszcze raz
wysłuchać piosenki, którą jej puścił tego wieczora. Tym razem zrobiła to z
uśmiechem na ustach. Był dla niej taki cudowny... Znów zrobiło się jej ciepło w
środku. Zbagatelizowała to i położyła się spać.
*
* *
Nie
zawiodła się na widowisku, które zgotowali im siatkarze. Bawiła się świetnie i
nie chciało się jej wracać do rzeczywistości pełnej problemów, a szczególnie do
rozzłoszczonego Johnnego. Czy tak to ma wyglądać? Że nie chce wracać do
własnego chłopaka? Oczywiście, że nie, ale nie potrafiła nic na to poradzić.
Miała po ludzku dość krzyku, wyrzutów i złości. Tęskniła za nim, a jakże, ale
równocześnie obawiała się ich kolejnego spotkania. Ostatnie słowa jakie
wypowiedział do niej przed wyjazdem na mecz nie brzmiały tak jak powinny.
Podczas drogi powrotnej do Filadelfii, stres ściskał boleśnie jej żołądek. Gdy
dojechali do domu i nadszedł czas, by pożegnać się z gośćmi, Pitek przytulił
Izę i życzył jej powodzenia. Zrozumiała, że domyśla się co ją czeka. Widać
było, że nie jest z tej całej sytuacji zadowolony, ale musiał lecieć do Polski
i już nic nie mógł poradzić. Izabela przecież go odrzuciła.
- Daj mi czas. Odezwę się. Na pewno –
powiedział na odchodnym, a w szatynce zagościła nadzieja i ogromna radość, że ich
znajomość nie jest spisana na straty. Gdy mężczyźni odjechali
na lotnisko, złapała od razu za telefon i napisała do swojego chłopaka
krótkiego smsa, że przyjechała i czy by się nie spotkali. Brunet jednak długo
nie odpisywał. To nie było w jego stylu. Może chce ją tym ukarać? Postanowiła,
że przejdzie się do niego i załatwi tą sprawę od razu. Przegryzła coś i wyszła
pośpiesznie z domu. Kiedy tak zmierzała do dawno nie odwiedzanego przez nią
domu, przypomniała sobie jak pierwszy raz tam zagościła. Wtedy też nie
odpowiadał na jej smsa. Okazało się, że wylądował w szpitalu w ciężkim stanie.
Przeraziła się. A co jeśli historia zatoczyła koło? Zapukała nerwowo do drzwi
domu Trevtnerów. Po chwili ujrzała w drzwiach matkę chłopaka.
- Och, Iza… – wydawała się zaskoczona – dzień
dobry.
- Dzień dobry, jest Johnny? – zapytała
prosto z mostu, a kobieta zmieszała się.
- Nie ma… to znaczy jest, ale tak jakby go
nie było – motała się. Izabela zmarszczyła brwi. Pani Trevtner westchnęła –
wejdź i sama zobacz – przepuściła drobną dziewczynę w drzwiach, a ta ruszyła do
pokoju, w którym ostatni raz była w feralne walentynki. Gdy dotarła na miejsce,
zobaczyła chłopaka leżącego w poprzek łóżka w samych bokserkach i jednej
skarpetce. Wyglądał na strasznie spitego.
- Jak przyszedł w nocy do domu to
myślałam, że nie wdrapie się po schodach… Śpi jak kamień już kilkanaście godzin
– powiedziała kobieta, która weszła do pomieszczenia za Izką. Szatynka podeszła
do niego, chcąc go obudzić, ale śmierdziało od niego jak z gorzelni, więc
zrezygnowała.
- Lepiej będzie jak się wyśpi… –
stwierdziła, a jego mama przyznała jej rację. Zeszły na dół, a starsza z nich
zaprosiła dziewczynę swojego syna do kuchni na herbatę.
- Więc wróciliście do siebie, tak? –
zagaiła rodzicielka Johnnego. Miała bardzo ładne, długie, czarne włosy, które
teraz falowały lekko, gdy krzątała się, robiąc im napoje.
- Tak – odpowiedziała rzeczowo Iza –
postanowiliśmy wrócić do siebie i wszystko sobie wybaczyć – ciemnowłosa
odwróciła się gwałtownie.
- A co ci ten nadpobudliwiec zrobił? –
zapytała. Najwidoczniej miała pełna świadomość natury swojego dziecka.
- A nic takiego – Izka nie chciała nic jej
wyjawiać. To jej syn powinien sam się do wszystkiego przyznać.
- Zabronił ci mówić? – kobieta pytała
twardo dalej – boisz się go? Co ci zrobił?
- Nie, nie, spokojnie proszę pani –
odpowiedziała dziewczyna szybko, uspokajając ją, ale ona nadal patrzyła na nią
podejrzliwie.
- Ale na pewno cię nie zastraszał? Nic nie
zrobił? – upewniała się jeszcze. Izabela pokręciła przecząco głową, a ona
wreszcie odetchnęła – wiesz, to dobry chłopak, ale czasem jego porywcza natura
bierze górę i robi głupoty… – tym razem Mieczkowska pokiwała głową ze
zrozumieniem. Doskonale wiedziała o co chodzi kobiecie – a tak w ogóle to
darujmy sobie tą panią. Jestem Kasia – podała licealistce dłoń, a ona ją
uścisnęła, podając swoje imię.
- A wie pani czemu jest taki? – tym razem
zapytała Izka i od razu zatknęła sobie usta dłonią, bo użyła tytułu ‘pani’ –
przepraszam, ale jakoś nie umiem się przestawić… do starszych zawsze mnie
uczono zwracać się z szacunkiem – tłumaczyła się, a pani Katarzyna się
zaśmiała.
- No dobrze, dobrze, więc niech będzie przynajmniej ‘pani Kasia’ –
odparła z uśmiechem, a Iza się zgodziła – więc jak to było z Johnnym… On zawsze
był dzieckiem bardzo żywiołowym – ponownie się zaśmiała (...)* - ,,mogłaś być szczęśliwa, mam nadzieję, że jesteś. Sprawiłaś, że byłem szczęśliwszy niż kiedykolwiek wcześniej. Jakimś sposobem wszystko co mam pachnie tobą i przez malutki moment to wszystko nie jest prawdą. Zrób wszystko co od zawsze chciałaś, beze mnie powstrzymującego cię. Nie myśl, tylko rób. Ponad wszystko chcę widzieć cię idącą, by wziąć wspaniały kęs całego świata"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz