witam serdecznie :)
mam baaardzo mało czasu i prawie nic nie pozostało z moich zapasów, więc nie zdziwcie się jak się zdarzy przestój... będę się starać, by to nie miało miejsca z resztą planuję niedługo zakończyć to opowiadanie :) w końcu już pół roku się ciągnie ;D
tytuł taki a nie inny, bo będzie dziś dużo o różnych wpływach :)
m.in. będzie dokończenie rozmowy Izy i matki Johnnego :P
cytat w nawiązaniu do tego czego się dowiecie o Johnnym ;)
enjoy! :*
,, Miałem w zwyczaju myśleć,
że przeszłość jest martwa i odeszła.
Myliłem się, tak bardzo się myliłem (...)
Byłem załamany, ale to już się skończyło"
- Ale na pewno cię nie zastraszał? Nic nie
zrobił? – upewniała się jeszcze. Izabela pokręciła przecząco głową, a ona
wreszcie odetchnęła – wiesz, to dobry chłopak, ale czasem jego porywcza natura
bierze górę i robi głupoty… – tym razem Mieczkowska pokiwała głową ze
zrozumieniem. Doskonale wiedziała o co chodzi kobiecie – a tak w ogóle to
darujmy sobie tą panią. Jestem Kasia – podała licealistce dłoń, a ona ją
uścisnęła, podając swoje imię.
- A wie pani czemu jest taki? – tym razem
zapytała Izka i od razu zatknęła sobie usta dłonią, bo użyła tytułu ‘pani’ –
przepraszam, ale jakoś nie umiem się przestawić… do starszych zawsze mnie
uczono zwracać się z szacunkiem – tłumaczyła się, a pani Katarzyna się
zaśmiała.
- No dobrze, dobrze, więc niech będzie
przynajmniej ‘pani Kasia’ – odparła z uśmiechem, a Iza się zgodziła – więc jak
to było z Johnnym… On zawsze był dzieckiem bardzo żywiołowym – ponownie się
zaśmiała – ale nabrało to negatywnego wymiaru po tym jak zostawił nas jego
ojciec – spoważniała momentalnie – pamiętam, miał wtedy 14 lat. Był zły na cały
świat, a najbardziej… na siebie. Sądził, że to jego wina. Dlatego od tamtej
pory nerwy już zawsze miał w strzępach. Próbowałam mu pomóc i wreszcie
przemówić mu do rozumu, że to nie od jest winny tylko my, ale on ciągle późno
wracał ze śladami bójek, szybko przybierał na sile. Wyżywał się na innych za to
co on wycierpiał… – westchnęła, a jej oczy stały się wilgotne. Widać, że bardzo
przeżywała przemianę syna – kiedy w końcu udało mi się go uwolnić od poczucia
winy, był już taki jaki jest. Tylko teraz stara się wyżywać na rzeczach
nieożywionych – zakończyła opowieść z delikatnym uśmiechem. Otarła szybko
pojedynczą łzę, która wydobyła się spod powieki i poderwała się z kuchennego
krzesła – chodź – złapała dziewczynę za rękę, zaprowadziła do salonu i
usadowiła na kanapie – pokażę ci coś, poprawimy sobie humorki – powiedziała i
wysunęła jedną z szuflad meblościanki. Wyjęła kilka albumów ze zdjęciami i
przysiadła się do Izy. Otworzyła pierwszy i zaczęła opowiadać jej okoliczności
w jakich były robione kolejne z nich. Były ułożone chronologicznie, więc
poznawała je wszystkie po kolei. W tym samym czasie brunet piętro wyżej
postanowił wreszcie zwlec się z łóżka. Spojrzał na zegarek. Było już po
południu. Westchnął. Poczuł suchość w gardle, więc zdjął skarpetkę, której nie
zdołał zdjąć w nocy, chwiejąc się przy tym,
i zszedł na parter. Sięgnął po szklankę, by nalać sobie wody mineralnej,
ale od razu ją odłożył. Nie było sensu brudzić szklanki. Odkręcił butelkę i
wypił całą duszkiem. Nadal czuł suchość. Kac męczył go niemiłosiernie.
Rozejrzał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu kolejnej butelki, ale żadnej nie
zauważył. Usłyszał, że ktoś rozmawia w salonie. Pomyślał, że to zapewne jego mama
z nudów zaprosiła jakąś przyjaciółeczkę na plotki i nie przejmując się tym, że
jest prawie nagi, skierował się w stronę śmiechów. Wywrócił oczami. Ciekawe co je tak bawi – pomyślał z
przekąsem. Nie lubił za specjalnie znajomych swojej rodzicielki.
- Mamo, gdzie jest… – rozpoczął pytanie,
gdy wkroczył do salonu, ale nie skończył, ponieważ zauważył, kto siedzi przy
jego matce. Ustał jak wryty.
- Co gdzie jest? – zapytała go kobieta,
ale on nie zwrócił na nią uwagi. Iza machała mu na powitanie, rozbawiona. Potarł
oczy, by upewnić się, że już nie śpi. Nie spał i nadal widział swoją dziewczynę
w swoim domu, ze swoją mamą, z albumami. Czekaj… z czym?!
- Mamo! Moje albumy? Jak mogłaś…. –
powiedział z wyrzutem i zabrał je im.
- Wiesz co? Wyglądasz teraz jak mała obrażona
dziewczynka – śmiała się Izabela. Wytknął jej język.
- Mógłbyś się ubrać – zauważyła pani
Katarzyna – wio na górę, jak ty gościa przyjmujesz? Zaraz ci znajdę wodę, bo
pewnie tego szukałeś – wygoniła syna i poszła do kuchni w poszukiwaniu napoju.
Izka już uspokojona, popijała herbatę, rozmyślając nad całym dzieciństwem
swojego ukochanego i tym co przydarzyło mu się, gdy już był nastolatkiem, a
miało na niego największy wpływ. Zmrużyła oczy. Teraz potrafiła go zrozumieć.
Jest zaborczy, bo wie jak ulotne potrafi być uczucie i szczęście. Powstrzymała
kolejne rozważania, gdy wszedł już ubrany i usiadł na drugim końcu kanapy.
Poczuła się dość dziwnie, gdy tak się od niej izolował. Pani Kasia weszła po
chwili i podała mu pełną butelkę.
- To wy sobie posiedźcie tutaj, nie będę
wam przeszkadzać. Przejdę się do sklepu, muszę coś na obiad kupić… – ostatnie
słowa powiedziała bardziej do siebie. Iza uśmiechnęła się do niej zdawkowo.
Odległość między nimi i dziwny uśmiech dziewczyny zmartwiły panią Trevtner, ale
nic nie powiedziała i wyszła z nadzieją, że wyjaśnią sobie wszystko sami na
spokojnie. Usłyszeli po kilku minutach trzaśnięcie drzwiami wejściowymi.
Zostali sami. Zapanowała głęboka cisza. Johnny odkręcił powoli butelkę i wypił
jej zawartość do połowy. Zakręcił ją i odłożył na bok. Pochylił się i ukrył
twarz w dłoniach. Głowę miał dziś wyjątkowo ciężką. Szatynka spojrzała na
niego. Nie zamierzał się odezwać? Cóż… w końcu to ona przyszła. Postanowiła coś
zrobić. Tylko co… zastanowiła się i po chwili doszła do wniosku, że chce go po
prostu przytulić po tym wszystkim czego się dziś dowiedziała o nim i jego
życiu, więc przysunęła się bliżej. Nadal nie reagował. Przytuliła się do jego
pleców i zaczęła gładzić go po ramieniu powoli i delikatnie. Czuła jak oddycha głęboko.
Po jakimś czasie wyprostował się i przyciągnął ją do swojej klatki piersiowej.
- Jestem totalnym idiotą. Nachlałem się w
nocy. Nie pamiętam jak dotarłem do domu – westchnął – tylko jakoś mnie ręka
boli – podniósł prawą dłoń, była ciut bardziej sina od drugiej.
- Coś ty robił – pokręciła głową.
- Lepsze pytanie co ty robiłaś? –
odpowiedział.
- Byłam na meczu i nic się nie stało. Nic
się także nie stanie – odpowiedziała hardo. Postanowił dalej się nie kłócić i
jej wreszcie zaufać. Pocałował ją w czoło, na co ona się uśmiechnęła i wtuliła
jeszcze bardziej w niego.
*
* *
- A jak tam Pitek? – zapytała przyjaciółkę
na wyświetlaczu.
- Nie rozmawiałaś z nim od tamtej pory? –
odpowiedziała pytaniem Joasia. Iza zaprzeczyła – zbyt wiele z nami nie
przebywa, prawdę mówiąc… Ale może to dlatego, że mu w drużynie zwiększyli ilość
treningów. Dużo gra ostatnio, bardzo dużo – wyjaśniła.
- Na pewno gra? – dopytywała Izabela.
Martwiła się o przyjaciela. Miał się do niej niedługo odezwać a minął już
miesiąc i nie dał nawet znaku życia. Rozumiała, że może być mu jeszcze trudno,
ale bała się o niego i chciała wiedzieć jak najwięcej.
- Sądzisz, że kłamie? – zapytała z
niedowierzaniem przyjaciółka. Szatynka wzruszyła ramionami – nie, nie. Na pewno
nie. Byliśmy ostatnio na meczu, widać, że dużo trenuje.
- To wszystko takie dziwne… przecież
siatkówka to było jego hobby. Nie poświęcał się temu aż tak. A co z muzyką?
Książkami? Z tą jego wrażliwością? – zastanawiała się Izka.
- No muszę przyznać, że nie jest taki jak
wcześniej – stwierdziła smutno Joanna, a emigrantka schowała twarz w dłoniach.
Jej Pituś odszedł na zawsze?
- Co ja zrobiłam… – załkała. Brunetka po
drugiej stronie połączenia nie wiedziała jak ma pocieszyć koleżankę na
odległość. Zaczęła się gorączkowo zastanawiać nad tym co powiedzieć.
- Słuchaj, musiałaś. To nie twoja wina, on
sam się zmienia. Może to i dobrze? Nie masz co się obwiniać, tak miało być –
powiedziała, ale bez przekonania, że uspokoi Mieczkowską. Ta jednak uniosła
twarz i spojrzała na wyświetlaną na laptopie postać, już nie zanosząc się
płaczem.
- Nie chciałam, żeby się zmieniał. Lubiłam
go takiego jakim był – odpowiedziała cicho.
- Lubiłaś, ale nie byłaś w stanie pokochać
– odparła Asia i w tym momencie oczy rozszerzyły się jej do rozmiarów
pięciozłotówki – właśnie!
- Ale co właśnie? – zapytała Izabela
zdziwiona zachowaniem znajomej.
- On nie stracił nadziei – stwierdziła
krótko brunetka, dumna z siebie, że doszła do tego samodzielnie. Jednak
dziewczyna po drugiej stronie nie zrozumiała – on nie próbuje zapomnieć o tym
co do ciebie czuje. On próbuje stać się takim, jakim mogłabyś go pokochać. Chce
być jak Johnny! – zakończyła wywód i klasnęła w dłonie. Tym razem Iza
zrozumiała, a usta rozwarły się jej szeroko ze zdziwienia.
- To możliwe, żeby był aż tak głupi? –
zapytała bardziej siebie aniżeli przyjaciółkę – przecież mówiłam mu, że dla
mnie jest idealny. On przecież nigdy nie będzie jak Johnny! Ani Johnny nigdy
nie stanie się nim.
- Mnie to mówisz? Najwyraźniej ci nie
uwierzył i nadal się chłopak łudzi… – odpowiedziała Joanna, a Izka westchnęła.
- Mogłabyś z nim porozmawiać? – zadała
pytanie po chwili milczenia – ja miałam mu dać czas, aż się sam odezwie, więc
na razie mam związane ręce.
- Spróbuję, ale niczego nie obiecuję –
powiedziała Asia i niedługo po tym dziewczyny zakończyły połączenie. Izka
opadła na pościel i przymknęła powieki. Z Johnnym było całkiem spokojnie. Ona
starała się nie wywoływać drak i rozumieć go, co przychodziło jej łatwiej po
usłyszeniu opowieści jego mamy na temat jego dzieciństwa i trudnego wchodzenia
w dorosłość. On starał się być łagodniejszy i nie denerwować się o byle co.
Pozostawał jedynie problem z Piotrkiem, którego jej brakowało i teraz dodatkowo
zaczęła się o niego martwić. Ktoś nagle uchylił powoli drzwi do jej pokoju i po
cichu podszedł do łóżka, kładąc się zaraz obok niej. Poznała perfumy Trevtnera.
- Muszę powiedzieć mamie, by przestała cię
wpuszczać za każdym razem jak zrobisz wielkie oczy jak kot ze Shreka –
powiedziała z uśmiechem, a chłopak poruszył się niespokojnie.
- Kobieto, nie strasz! Myślałem, że śpisz… – odpowiedział. Zaśmiała
się.
- Wybacz, kochany – otworzyła oczy,
wsparła się na ramieniu i ucałowała go w policzek – a teraz idź sobie, bo muszę
się uczyć – dodała, a Johnny udał urażonego i skierował się do drzwi. Gdy
usłyszał gromki śmiech dziewczyny, zawrócił się i pocałował ją przeciągle,
skutecznie ją uciszając. Pogroził jej palcem i rzucił krótkie ,,do jutra” na
odchodnym. Wyjrzała przez okno i obserwowała z uśmiechem jak odchodził.
następny rozdział opowiadania o Klausie i Caroline
OdpowiedzUsuńhttp://simplybemine-klaus-caroline.blogspot.com/2013/03/rozdzia-4.html
;)
p.s świetny rozdział ;)
no to się doczekałaś, kolejny rozdział
OdpowiedzUsuńhttp://simplybemine-klaus-caroline.blogspot.com
kiedy następny rozdział twojego opowiadania ?