no i mamy kolejną sobotę :) coś jakoś żadnych komentarzy... no ale nie dla nich to piszę, więc no :P mam nadzieję, że ktoś czyta tylko po prostu nie chce mu się komentować ;]
mam mało czasu wolnego, więc nie czytam zbyt wielu blogów, na wielu też jest jakaś dziwna przerwa we wstawianiu, nie wiem co jest :/
dziś rozpoczynamy króciutkim przypomnieniem. sytuacja jest ogółem taka, że przyjechał Piotrek, a Johnny postanowił odwiedzić swoją dziewczynę i o. dalszy siąg poniżej ;)
piosenka trochę starsza dziś ;p cytat od Johnnego można powiedzieć :)
tytuł rozdziału w nawiązaniu do sportu, z którym jest związany Johnny i jego zaborczością co do Izy ;D
pozdrawiam :*
,,Chcę mieć cię blisko,
gdzie możesz zostać na zawsze (...)
Nikt nie pojmuje co czuję do ciebie (...)
Wiem, że są ludzie, którzy przeszukują świat,
by znaleźć coś takiego jak my mamy.
Wiem, że ludzie będą próbować rozdzielić coś tak prawdziwego"
Przerażona wybiegła z pokoju i zatrzymała
się w połowie schodów. Nieco niżej stał Piotrek. Johnny stał na środku
przedpokoju z mocno zaciśniętymi pięściami, a pani Mieczkowska, która
najwyraźniej otworzyła drzwi przybyszowi, stała nadal, trzymając kurczowo
klamkę, zszokowana. Zapewne Trevtner nie postąpił z nią jak dżentelmen.
- Nikt?! – zadał pytanie Johnny prawie
krzycząc, wskazując na Piotra – to ma być nikt?! – dziewczyna zgromiła go
wzrokiem.
- Chodź na górę, a nie sceny robisz –
odpowiedziała zimno. Chłopak posłusznie ruszył ku schodom, minął Pitka, patrząc
na niego groźnie i skierował się za Izabelą do jej pokoju – czemu się
wydzierasz w moim domu, co? – zapytała, nie patrząc nawet na niego. Zbiła go z
pantałyku. To on tu jest zły? To przecież on kłamała.
- Pierwszy – zaczął uniesionym głosem, ale
usłyszał chrząknięcie, więc rozpoczął ponownie już ciszej – pierwszy o coś
zapytałem.
- Nie chciałam cię denerwować, jak widzisz
trafnie – odparła z wyrzutem – sama nie wiedziałam, że przyjedzie – dodała
ciszej. Podszedł do niej i ująwszy ją za podbródek, podniósł twarz z
zaczerwienionym nosem i oczami. Patrzyła na niego smutno. Znów w nim zawrzało.
Złapała go za rękaw i pokręciła głową. Wiedziała, że chce dorwać chłopaka
znajdującego się na parterze, by mu zrobić krzywdę za to, że płakała.
- Przecież się nawet nie ruszyłem –
stwierdził.
- Ale ja wiem co chciałeś zrobić –
odpowiedziała pewnie.
- Niby co? – zapytał.
- Nie udawaj głupiego, chciałeś ruszyć na
dół do Piotrka – powiedziała. Westchnął.
- Czemu ty mnie tak dobrze znasz? – rzucił
retoryczne pytanie.
- Sam dałeś się poznać, więc teraz nie
biadol – stwierdziła z delikatnym uśmiechem. Pogłaskał wierzchem dłoni jej
policzek i delikatnie pocałował – wiesz, że sobie nagrabiłeś u mojej mamy? – powiedziała, a on się zaśmiał.
- Jestem czarujący, wszystko odkręcę – odparł.
- Czarujący powiadasz? – zakpiła. A on
udał urażonego.
- W końcu musiałem czymś cię uwieść, nie?
– odparował.
- No właśnie… tylko co to było? – droczyła
się z nim nadal. Zmrużył oczy i zrobił cwaniacką minę. Zbliżył się do niej i
zaczął wędrować dłońmi po jej plecach i karku, całując jednocześnie jej szyję.
Westchnęła. Było jej całkiem przyjemnie, ale nagle przestał i spojrzał na nią
rozbawiony.
- Więc już wiesz co to było? – zapytał.
Zaśmiała się – no to dobrze. A teraz powróćmy do sprawy. Co się stało, że
płakałaś? – dopytywał już z poważna miną. Dziewczyna także spoważniała.
- Powiedziałam mu już. Nie było łatwo,
więc dlatego płakałam – odpowiedziała rzeczowo, czym zdziwiła odrobinę
chłopaka.
- To tyle? Nie rozwiniesz? – zadał kolejne
pytania.
- Nigdy cię szczegóły nie obchodzą.
Przecież nawet kilka minut temu byłeś gotów bez zastanowienia pobiec się lać z
moim przyjacielem, nie wiedząc praktycznie nic. Żeby tylko się bić. Nigdy
pocieszyć, posłuchać. Najpierw bić – wypowiedziała zarzut, który już od dawna
jej ciążył. Spuścił wzrok i cofnął się. Myślała, że wyjdzie z jej pokoju,
odejdzie urażony, ale on usiadł na jej łóżku, zwiesił głowę i ukrył ją w
dłoniach.
- Naprawdę tak sądzisz? – odezwał się w
końcu. Potwierdziła – przecież wiesz, że taki właśnie jestem – mówił bardziej
do swoich kolan niż do niej.
- Ale mógłbyś dla mnie naginać trochę
swoje zasady – odpowiedziała.
- Przecież już i tak się zmieniłem! –
odparł zdenerwowany – ty potrzebujesz takiego – machnął dłonią w stronę schodów
– wrażliwego Polaczka, który by dla ciebie potrafił nawet przestać być sobą. To
ty nie jesteś ze mną szczęśliwa, a nie ja z tobą – powiedział, nawiązując do
ich rozmowy, w której zerwali, kilka tygodni temu. Zszokowana Iza nie mogła
przez dłuższą chwilę wypowiedzieć słowa.
- Nawet tak nie mów – powiedziała, gdy
pierwszy szok minął. Spojrzał wreszcie na nią. Miała zaciśnięte pięści. Wstał i
złapał jej małe piąstki. Rozluźnił jej palce i pociągnął na łóżko. Opadła na
nie powoli, a on zawisł nad nią.
- Wiesz, że nie będę zawsze taki jakbyś
chciała – wyszeptał, patrząc jej w oczy – taki mam charakter. Nie zmienisz mnie
do końca. Nie będę tym twoim ideałem – kiwnął głową w stronę drzwi. Zrozumiała,
że chodzi mu o Pitka – choć nie wiem jakbym się starał, nie będę nim. Nawet nie
chcę. To nie byłbym już ja. Rozumiesz? – pokiwała delikatnie głową.
- I nie proszę cię o to. W końcu to ty
wygrałeś, a nie on – odpowiedziała z uśmiechem. Pochylił się i połączył ich
usta. Gdy już chciał się oderwać od dziewczyny, ta zatopiła dłonie w jego
włosach i przytrzymała go. Zaczęli całować się coraz żarliwiej. Szatynka jednak
przerwała po chwili pocałunek i lekko odepchnęła Johnnego – muszę wracać na dół.
- Ja chyba nigdy cię do końca nie
zrozumiem – pokręcił głową.
- Nie musisz – mrugnęła do niego, a on się
zaśmiał – muszę teraz iść i posprzątać na dole ten sajgon, który narobiłeś –
prychnął – no co? Myślisz, że obejdą się bez żadnych wyjaśnień?
- Damy radę. Nie przesadzaj –
odpowiedział.
- Damy? – odparła zdziwiona.
- Tak. Mam zamiar wytłumaczyć się osobiście
– powiedział. Skwasiła się.
- To nie jest dobry pomysł… jeszcze
zdążysz się wytłumaczyć i zrobić lepsze wrażenie – odpowiedziała zdecydowanie.
Złapał ją w pasie i przyciągnął do siebie.
- Ale czemuuuu? – wymruczał jej do ucha.
Uśmiechnęła się. Czasem potrafił być taki uroczy…
- Nie pamiętasz kto jest tam na dole? –
puścił dziewczynę z nachmurzoną miną – oj, bez takich. Ty sobie pójdziesz teraz
grzecznie do domciu, my pojedziemy na mecz, on wyjedzie i będzie koniec.
- Jaki mecz? Razem?! – zapytał zaskoczony.
Odetchnęła ciężko. Teraz się zacznie
– przemknęło jej przez myśl.
- Siatkówki. Reprezentacja Polski gra w
Waszyngtonie. Niewiarygodna okazja, a oni mają dla mnie bilet. Jedna doba i
będę z powrotem – powiedziała rzeczowo, głaszcząc delikatnie jego ramię.
- Jedna doba? Znaczy będziecie gdzieś razem
spać? – pytał dalej, udając spokojnego.
- No wynajęli sobie hotel i już dziś
wieczorem będą tam jechać, bo mecz jest rano, więc jeśli chcę się z nimi
zabrać, muszę jechać dziś do hotelu – mówiła jak najłagodniej potrafiła.
Zacisnął szczęki.
- A jeśli powiem ci, że się nie zgadzam? –
powiedział po chwili. Wzruszyła ramionami.
- Nigdy nie broniłam ci mieć swojego
zdania – powiedziała, żartując, ale od razu zrozumiała, że przesadziła.
- Czyli masz koło dupy co myślę?! –
naskoczył na nią. Spojrzała w dół na swoje dłonie i zaczęła zastanawiać się co
powiedzieć. Musiała dokładnie ważyć słowa.
- Nie no przecież wiesz, że nie… – zaczęła
– tylko oni już mają bilet. Na pewno nie był tani. Dla mnie to też nie jest łatwa
sytuacja, ale bardzo chcę tam być! Zależy mi na tym!
- Związek to są też poświęcenia –
stwierdził chłodno.
- Związek to też zaufanie! – odparła z
mocą. Spojrzał na nią spode łba.
- Co bym nie powiedział to ty i tak
zrobisz jak będziesz chciała, co nie? – zapytał. Zaczęła wyginać z nerwów
palce. Czemu ich rozmowy opierają się głównie na kłótniach?!
- Johnny, to przecież nie jest tak, że nic
dla mnie nie znaczy to czego ty chcesz albo co sądzisz, ale zrozum, że nie masz
się o co denerwować. Przecież będziemy tam z jego tatą cały czas, a on z resztą
nie jest z tych co odbijają dziewczyny – powiedziała pewnie. Nagle coś się jej
przypomniało – pamiętasz walentynki? Nie spędziliśmy ich całych razem. A czemu?
Bo ty byłeś ze swoimi kumplami i Emilie. EMILIE! Ale ja ci nie zabraniałam,
potulnie się zgodziłam. Ten dzień, a właściwie wieczór, mógłby potoczyć się
inaczej, gdybyś całego dnia nie spędził z nimi – ostatnie wypowiedziała z
wyrzutem. Chłopak zrobił się lekko czerwony na twarzy.
- Teraz będziesz mnie wpędzać w wyrzuty
sumienia? – wycedził. Izie zaszkliły się oczy. Nie tego chciała.
- Nie… przestań! – wybuchła nagle – jesteś
wiecznie zły i zazdrosny o byle co! Nic nie pasuje! Nic ci powiedzieć nie
można! – dyszała ciężko jak po przebiegnięciu maratonu, a on przeszedł się
nerwowym krokiem po jej pokoju, zatrzymał się i spojrzał na nią już bez śladów
gniewu.
- Baw się dobrze – powiedział bezbarwnym
głosem i wyszedł spokojnie z pokoju. Słyszała jak schodził po schodach, życzył
wszystkim dobrej nocy i zatrzasnął za sobą drzwi wejściowe. Stała w osłupieniu.
Co tak w ogóle się przed chwilą stało? Odpędziła ogrom myśli i zeszła na parter
do rodziców i gości.
*
* *
Nie
podróżowała zbyt wiele. Ostatnim razem wyjeżdżała gdzieś dalej, gdy szukała
Gabrysi. Aktualnie siedziała na tylnym siedzeniu niezbyt dużego samochodu,
który sunął po lekko ośnieżonej drodze do Waszyngtonu. Patrzyła na zimowy
krajobraz za oknem, zastanawiając się co to dalej będzie z jej związkiem, z jej
przyjaźniami, z jej życiem. Piotr siedział na miejscu pasażera przy kierowcy,
którym był jego tata. Co jakiś czas oglądał się do tyłu, by sprawdzić czy
Izabela przypadkiem gdzieś nie wypadała po drodze, bo siedziała cicho i nic się
nie odzywała.
- Pewnie nie możesz się już doczekać, co?
– spróbował rozpocząć rozmowę ojciec Pitka, ale zamyślona dziewczyna nie
zareagowała – Iza, jesteś tam?
- Tak, tak. Przepraszam, zamyśliłam się –
odpowiedziała pośpiesznie, gdy usłyszała swoje imię.
- A o czym tak myślisz? Pewnie nie możesz
się doczekać meczu – stwierdził mężczyzna nieświadom niczego.
- Ależ oczywiście – odpowiedziała zgodnie
z prawdą, choć to nie było głównym przedmiotem jej myśli. Dorosły porzucił
zamiar dalszej konwersacji i skupił się na drodze. Reszta podróży minęła
sprawnie i bez większych problemów. Gdy zatrzymali się pod hotelem, wysiedli z
samochodu i wkroczyli do recepcji. Dostali dwa zamawiane pokoje, jeden
dwuosobowy dla spokrewnionych mężczyzn, a drugi jednoosobowy dla Izy, które
mieściły się obok siebie.
- No to daleko do siebie nie będziemy
mieli – zaśmiał się ojciec Pitka, gdy wchodzili do swoich pokoi.
- W rzeczy samej – odpowiedziała dziewczyna, nie odwzajemniając zbytnio
entuzjazmu. Rzuciła torbę z rzeczami na niewielkie łóżko, stojące pod jedną ze
ścian i zajrzała do szafy, stojącej po drugiej stronie pokoju. Jak zawsze to
bywa w takich miejscach, pachniało w niej co najmniej niezachęcająco.
Postanowiła, że pozostawi swoje rzeczy w torbie. Było późno, więc ustalili, że
darują sobie kolację w hotelu. Z resztą wszyscy najedli się do syta jeszcze u
Mieczkowskich. Mama Izabeli się o to postarała. Dziewczyna była zmęczona tym
dniem obfitującym w emocje, więc wyjęła szczoteczkę do zębów i pastę z zamiarem
umycia zębów i jak najszybszego położenia się spać, jednak ktoś zapukał do
drzwi. Zrobił to niepewnie i delikatnie. Domyśliła się, że to nie był starszy
mężczyzna, ale Piotrek. Przełknęła ślinę i ruszyła, by otworzyć.