PRZECZYTAJ ZANIM ZACZNIESZ! Odsyłam także do ogłoszeń. Ale do rzeczy. Znacie to na pewno: ,,wszystko co piszę jest fikcją..." itd, itp. Nic nie jest do końca fikcją... Żeby coś napisać, trzeba było to przeżyć lub chociaż o tym usłyszeć. I tak też jest z tym opowiadaniem. To będzie suma przeżyć moich i nie tylko moich. Bohaterowie będą mieszanką mnie i tych, których skądinąd znam. Pozdrawiam.

sobota, 29 grudnia 2012

18. Niechcący


możliwe, że nadszedł dzień, w którym znienawidzicie jedną z postaci ^_^
dziś jest krócej, jakoś tak przypadkiem tak wyszło... nie specjalnie, nie gryźcie :P
będzie trochę dramatu i coraz więcej przemyśleń różnych osób będzie się pojawiać :)
ostatnio (co prawda pod presją pewnej osoby xP) zaczęłam dopisywać zapasy i trochę w kropce jestem aktualnie, nie wiem jak to wszystko skończyć, ale wydumam, nie bój nic ;D
i nowość! cytat będzie jakby narratora ;]
bardzo lubię ten zespół, a za ta piosenkę baaaardzo ich cenię, jest bardzo nastrojowa i tak pięknie oddaje emocje, że po prostu wymiękam... najlepiej jej słuchać na słuchawkach :)
mam nadzieję, że będziecie zadowoleni i zaczniecie coś komentować :P
tytuł przez to, że w rozdziale wiele wydarzeń będzie się zdawało, że było niechcący właśnie ;)
zapraszam na mój drugi blog, to nie jest opowiadanie, to po prostu takie tam moje przemyślenia, klikajcie: Myślodsiewnia
pozdrawiam i milej lektury, do nowego roku! :*
                                                        
,,Ta miłość, którą czuje,
wszystko co kiedykolwiek znała
i cokolwiek o czym sądziła, że jest prawdziwe,
wydaje się, że zostało odrzucone.
Teraz jak ona będzie żyła?
To nic, ona nie chce świata (...)
po prostu odchodzi"

Nadszedł kolejny dzień szkoły. Estelle nadal naciskała, by Iza poszła na turniej, ale ona ciągle oponowała. Nie chciała brać udziału  w czymś, w czym bierze udział jej chłopak. Nie teraz. Sądziła także, że zrobiłaby mu tym zbyt dużą przykrość, a przecież jak ostatnio rozmawiali to wyrzucał jej, że daje mu niepotrzebne nadzieje, a później je brutalnie odbiera. Miał rację, ale nie robiła tego specjalnie. Postanowiła, że nie zrobi tego więcej. Porozmawia z nim, gdy już podejmie jakąś decyzję. Na razie nie zapowiadało się na to, więc nie mogła iść, bo to by było nie w porządku. Chociaż bardzo chciała rozwiązać tą chorą sytuację i móc powiedzieć coś konkretnego. Ale nie mogła. Była zawieszona w nicości. Znikąd pomocy, bo jak ktoś mógłby jej pomóc? To ona miała się zdecydować. Z jednej strony tak bardzo jej na nim zależało. Często wspominała chwile z nim. To jaki potrafił być czasem uroczy, a czasem, gdy był zdenerwowany, to był brutalny, lecz nie dla niej. O nią zawsze starał się dbać. Nigdy nie krzyczał, mimo że czasem miał wielką ochotę. Nigdy też nie podniósł na nią ręki, a przecież tak załatwiał większość spraw. Nie, gdy chodziło o nią. Z nią obchodził się jak z jajkiem. Zawsze lubił być wolny, przez nic i przez nikogo nieograniczany. Jednak jej pozwalał sobą kierować. Zdanie innych rzadko go obchodziło, ale nie, gdy to było jej zdanie. Na nie zważał zawsze. Z drugiej jednak strony, mało jej słuchał i zapewne niewiele o niej wiedział. Z tym Paweł miał rację. Tak nie powinno być. I tu właśnie powstawał zgrzyt. Niby czuła się dla niego ważna, ale z drugiej strony nie byli dla siebie przyjaciółmi. A przecież na tym polega dobry związek i przede wszystkim miłość, czyli uczucie, namiętność, ale i zrozumienie, wiedza o sobie, przyjaźń. Im więcej na ten temat myślała, tym więcej pytań chciała Johnnemu zadać. Postanowiła porozmawiać z nim. Wysłała mu smsa: Spotkajmy się tam, gdzie Ci zrobiłam największe nadzieje. Nurtuje mnie kilka pytań, na które muszę uzyskać odpowiedź. Może to Ty dziś narobisz mi tam nadziei. Skierowała się do męskiej szatni. Nagle zaczął jej dzwonić telefon. W pierwszej chwili pomyślała, że to jej chłopak i że ma może jakieś obiekcje, ale okazało się, że to była jej mama. Odebrała, zwalniając kroku.
- Mamo, to nie jest najlepszy moment – powiedziała na powitanie.
- Chyba zmienisz zdanie – odpowiedziała pewnie kobieta. Iza zmarszczyła brwi. Nie wiedziała o co może chodzić rodzicielce – mam dla ciebie mega niespodziankę! – zawołała coraz bardziej podekscytowana – macie – usłyszała jakby w oddali, a później chrobot, jakby ktoś przejmował słuchawkę – niespodzianka! – zawołała grupa nastolatków po drugiej stronie. Izabela zatrzymała się gwałtownie i zachłysnęła się powietrzem.
- Asia? Buena? Lowi? Pituś? – zapytywała z niedowierzaniem. Odpowiedział jej gromki śmiech przyjaciół. W sekundzie zapomniała o tym, co miała właśnie w planach i pognała na parking. Nie przejmując się nieobecnością na lekcjach, wsiadła do samochodu i ruszyła do domu na spotkanie z tak ukochanymi przez nią ludźmi. Ledwo wjechała na podjazd domu, wyskoczyła z auta i wparowała do budynku. Utonęła w morzu uścisków. Gdy się wyściskali, spojrzała na wszystkich po kolei. Trochę się zmienili, postarzeli. Jednak nie na tyle, by nie mogła ujrzeć w nich jej dawnych przyjaciół. Szczęście iskrzyło wszystkim w oczach. Wreszcie byli wszyscy razem. Mama wyjrzała zza pleców Asi i spojrzała na córkę podejrzliwie.
- A ty nie powinnaś być teraz przypadkiem gdzie indziej? – zapytała. Miała na myśli lekcje, ale Izabela pomyślała o czymś innym. Złapała się za głowę. Spojrzała na wyświetlacz telefonu. Jedno nieodebrane połączenie od Johnnego. Nie poszła na spotkanie, które sama zaaranżowała, i to w Tej szatni… Znów narobiła mu nadziei, a nawet tym razem tam nie poszła! Nic nie szło po jej myśli… miała świadomość, że zapewne zraniła kolejny raz osobę, na której tak jej zależało. Przecież nie zasługiwał na to. Nie mogła zawrócić czasu, więc skupiła się na chwili teraźniejszej.
- Oj, mamo. Było do mnie nie dzwonić. Chyba mnie usprawiedliwisz, co? – powiedziała z miną kota ze Shreka. Matka uśmiechnęła się delikatnie i zniknęła w kuchni.
- Coś się stało? – spytała się Buena. Szatynka pokręciła głową.
- Nic takiego… tylko pogarszam swoją już i tak nieciekawą sytuację – odpowiedziała i zaprosiła znajomych do swojego pokoju. Chłopcy zgłodnieli, więc poszli do kuchni, gdzie pani Mieczkowska przyrządzała właśnie obiad, a dziewczęta poszły za Izką, chcąc wydusić z niej wszystko na temat tej nieciekawej sytuacji. Dziewczyna posłusznie opowiedziała im wszystko od początku do końca.
- Chyba powinnaś wrócić do szkoły… – stwierdziła Asia po wysłuchaniu historii, a Ola przytaknęła.
- Leć. My wytłumaczymy chłopakom wszystko i zaczekamy na ciebie – dodała blondynka i uśmiechnęła się wspierająco.
- Tylko wiecie… – zaczęła Izabela.
- Powiemy tylko tyle ile muszę wiedzieć. Tak, tak. Jak zawsze – uściśliła Joasia. Iza uśmiechnęła się szeroko i przytuliła przyjaciółki. Złapała torbę i zbiegła na dół. Chłopcy pałaszowali właśnie w kuchni posiłek, gdy oznajmiła im, że wraca do szkoły.
- Ale czemuuuu? – zawył Lowi z pełną buzią, a mama spojrzała pytająco na córkę.
- Dziewczyny wam wytłumaczą – odpowiedziała – ciągnie mnie do wiedzy – zaśmiała się i mrugnęła w stronę matki. Gdy dotarła do szkoły, trwała już druga lekcja, na której była nieobecna. Napisała do Johnnego kolejnego smsa: Wybacz, że nie przyszłam i nie odebrałam. Coś mi wypadło. Moglibyśmy się spotkać teraz na przerwie?  Odpowiedź nadeszła dopiero po 15 minutach i nie brzmiała tak, jakby tego oczekiwała: Nie, nigdy więcej przeklętej szatni. Musiał się poczuć wyjątkowo urażony. Nie dziwiła mu się, jednak liczyła na to, że będzie bardziej ustępliwy wobec niej. Łzy napłynęły jej do oczu. Nie tak miało to wszystko wyglądać. Postanowiła, że go znajdzie i zmusi do rozmowy. Musieli wreszcie coś ze sobą zrobić, bo to zmierzało w złą stronę. Gdy zabrzmiał dzwonek, stała pod klasą, w której miał lekcję. Jak tylko ją zobaczył, zacisnął mocno pięści i nachmurzony w szybkim tempie zaczął oddalać się od niej. Podążyła za nim. Tak naprawdę nie zastanowiła się co ma mu powiedzieć. Jednakże była to sprawa drugorzędna. Teraz musiała go dogonić i spróbować porozmawiać, a zrozumiała, że to nie będzie takie łatwe. Podbiegła do niego i złapała go za rękę, lecz on ją wyszarpnął. Stanęła. Nigdy nie był tak oziębły wobec niej.
- Proszę, porozmawiaj ze mną – wołała za nim, ale nie zawracał, ani nawet nie ustał, by mogła do niego podejść. Nawet nie zwolnił. Wyszedł na zewnątrz. Ucieszył się, bo na jego ulubionym murku siedziała tylko Telli, więc mógł sobie spokojnie usiąść bez wyganiania upierdliwych pierwszoroczniaków.
- Co jest? – zawróciła się do niego dziewczyna.
- Iza chciała porozmawiać – odpowiedział.
- To nie powinieneś się cieszyć? – drążyła.
- Taa… zaraz po tym, jak mnie wystawiła i to w tym samym miejscu, gdzie zraniła mnie już dwa razy. Trzeci raz to było już dla mnie za wiele. Ona chyba sobie ze mną tylko pogrywa. Wiesz, że strasznie tego nie lubię – odparł. Stell pokiwała ze zrozumieniem. W tym momencie zbliżyła się do nich Izabela, ale nie zauważyli tego, ponieważ siedzieli tyłem do wejścia do szkoły.
- Nie sądzę, żeby tobą pogrywała. Ona naprawdę cię kocha. Inaczej nie wytrzymałaby z tobą – stwierdziła Es – nie to co ja.
- Wiesz, coraz częściej myślę, że ta miłość to dla mnie za ciężka sprawa. Chyba wrócę do poprzedniego trybu – podsumował Johnny.
- Czyli seks i nic więcej? – zdziwiła się Estelle.
- Taa… nasz związek to były czasy. Oczywiście dla mnie. Myślałem wtedy, że dla ciebie też… ten celibat mnie powoli wykańcza. Chętnie bym do nas teraz powrócił. Wszystko było łatwiejsze, gdy co dzień no wiesz – zaśmiał się i spojrzał na byłą dziewczynę, a ona na niego, zdziwiona. Wówczas zauważyli kątem oka, że ktoś za nimi stoi. Spojrzeli na Izę, która wpatrywała się w nich z oczami pełnymi łez. Chłopak szybko wstał i złapał ją za ramiona, gdy zauważył, że powoli się cofa, ledwo utrzymując równowagę.
- I to j-j-j-ja cię r-r-ranię?! – zawyła, dławiąc się łzami. Patrzył na nią, coraz bardziej żałując, że w ogóle ma coś takiego jak język – od-d-d jak d-dawna tak s-s-sądzisz?! – machnęła ręką z stronę Stelle na znak, że chodzi o powrót do niezobowiązującego związku.
- Nie, ja… – zaczął, ale nie pozwoliła mu dojść do słowa.
- Nie kłam! – krzyknęła. Przymknął powieki.
- Od… – zawahał się. Wiedział, że musi powiedzieć prawdę, ale z drugiej strony to tylko pogorszy sprawę – od walentynek… ale sama kazałaś mi się zastanowić nad naszym związkiem! – tłumaczył się. Odepchnęła jego ręce i schyliła się. Trudno było jej oddychać. Kucnął przed nią – ale ja zniosę wszystko, jeśli tylko zechcesz nadal ze mną być – powiedział cicho – to prawda, że brak mi tego i dlatego gadam głupoty, ale jeśli nie chcesz, nie będzie. Do ślubu, tak? – kontynuował.
- Co dzień… i to z Es… – odpowiedział mu szept. Wyprostowała się i spojrzała na chłopaka. Już nie łkała, ale łzy nadal jej leciały, nie umiała nad nimi zapanować – jesteś ze mną nieszczęśliwy. Nie pasuję do tej waszej amerykańskiej kultury i do ciebie. Nie będę cię więcej ranić, ani ty mnie – powiedziała stanowczo – bądź… – zastanowiła się – zaspokojony przez Estelle – dodała i odeszła zdecydowanym krokiem.

2 komentarze:

  1. Albo ja jestem jakaś inna albo nie wiem..ale dziwie sie zachowaniu Izy..
    to co było z Es...to było mineło..wiec nie powinnam się przejmowac tym co usłyszała...ja inaczej bym to zinterpretowała

    OdpowiedzUsuń
  2. ja to inaczej zrozumiałam.
    Żee jest poprostu głodny seksu...a to nie znaczy ze na poważnie chce do niej wrócić...

    OdpowiedzUsuń