taki prezent na święta - trochę dłuższy niż zazwyczaj rozdział :)
no i czas na rozmowę ;>> od niej się rozpoczyna rozdział
pojawią się nowi ludzie :D <ekscytacja> xD wyhaczcie linki
ciekawe czy ktoś pozna tego kogoś pod linkiem 'Piotrek' ;)
jestem z siebie dumna, bo napisałam trochę zapasów :P teraz będzie wolne, więc postaram się napisać jak najwięcej, żeby nie było żadnej niezaplanowanej przerwy.
i dziś was zaskoczę! piosenka będzie polska ;]
oczywiście jak zawsze będzie to bardziej wymagająca muzyka, nie jakiś byle jaki radiowy gniot, a mianowicie mam dla was (według mnie) współczesną poezję śpiewaną :D tzn. HAPPYSAD
tytuł związany z nowymi postaciami tak tylko podpowiem.
życzę radosnego i dobrze przeżytego obchodu narodzin Jezusa :* wszystkiego dobrego robaczki, miłej lektury
,, Wtedy dopada mnie i łapie za kark,
zaciska pięści i rzuca na piach.
Zamykam oczy i z całej siły wołam we świat,
a złośliwe echo niesie tak:
bo ona, ona różne ma imiona.
Jedni wołają ją miłość, inni zgaga pieprzona"
Pociągnęła go w stronę ciemnego korytarza
z szatniami. Gdy weszli do męskiej szatni, wyrwał się jej. Spojrzała na niego.
Żyła przestała mu pulsować na skroni. Trochę się uspokoił. Jego ciężki oddech
zwalniał i stawał się bardziej płytki. Usiadła na ławeczce przy ścianie i
czekała. Sama dobrze nie wiedziała na co. Tępo wpatrywała się w ścianę
naprzeciw i myślała. W końcu zerknęła na bruneta. Patrzył na nią. Miał łzy w
oczach. Nigdy nie widziała płaczącego chłopaka. Coś ścisnęło ją za gardło. Nie
mogła długo na niego patrzeć, więc szybko odwróciła wzrok.
- Pewnie nie wiesz co przechodziłem, jak
się czułem, gdy patrzyłaś na mnie wtedy ze strachem, gdy uciekłaś, gdy teraz
chowałaś się przede mną za tym knypkiem – mówił cicho, ale wyraźnie. Brzmiał
niżej niż zazwyczaj, jakby mówił z głębi. Słychać było, że połyka łzy, próbuje
być twardy. Efektu dodawało niewielkie echo powstające w pustej szatni.
- Musisz zrozumieć, że nie jestem łatwą do
zrozumienia osobą. Jestem wrażliwa… wybacz, że uciekłam. To z nadmiaru emocji
to wszystko. Moim celem nie było twoje złe samopoczucie. Uwierz. Jestem inna,
przyznaję, dlatego trudno mnie zrozumieć. Dziś bałam się konfrontacji. Nie
wiedziałam co ci powiedzieć. Teraz mogę powiedzieć, a raczej poprosić cię o
trochę czasu na przemyślenie tego wszystkiego no i nas. Tobie też radzę zastanowić
się nad związkiem ze mną. Widzisz sam, że nie jest łatwo, a to dopiero początek
– słowa wypływały powoli z jej ust, jakby same wiedziały co teraz powinno
zabrzmieć, jakby mózg nie brał w tym przedsięwzięciu udziału. Czuła się jakby
słuchała kogoś z boku – wierzę, że nie chciałeś mi nic złego zrobić. Ufam ci
nadal – ostatnie słowa wyszeptała. Kucnął przed nią i ujął jej dłonie w swoje.
Z nerwów były zimne jak lody.
- Skoro mi ufasz to nad czym chcesz się
zastanawiać? – zapytał spokojnie, bez wyrzutów. Spojrzała w jego zaczerwienione
oczy. Uśmiechnął się smutno – ja jestem pewien już teraz, nie muszę nad niczym
myśleć.
- Ale ja już nie – odpowiedziała
zdecydowanie i wstała z ławki. Minęła go i skierowała się w stronę wyjścia.
- Nienawidzę tej szatni. To w niej za
każdym razem dajesz mi nadzieję, a później odchodzisz zostawiając mnie z niczym
– stwierdził wciąż nie ruszając się z poprzedniej pozycji. Zatrzymała się przed
wyjściem i skierowała na Johnnego wzrok. Głowę miał opuszczoną, a oczy
zamknięte. Wyglądał jak człowiek, którego opuściła wszelka nadzieja. I takim
właśnie był.
*
* *
Czuła jakby
głęboki cień padł na jej życie. Nie widziała nic przed sobą. Przyszłość była
taka niepewna i mroczna. Za sobą także nie miała dobrych widoków, bo
przeszłość, jej dotychczasowe decyzje przysłaniały jej wszelkie dobre
wspomnienia i jakiekolwiek pozytywy życia. Wierzgała całym ciałem i przecinała
rękami powietrze wokół siebie, by jakoś przegonić tą nieznośną ciemność, ale
ona nie ustępowała…
Mama Izy
wparowała do pokoju córki, gdy tylko usłyszała jej krzyk. Okazało się, że krzyczy
przez sen i rzuca się po całym łóżku. To nie był pierwszy raz. Ten sam koszmar
męczył jej dziecko już od kilku dni. Mniej więcej od walentynek. Czyżby to
miało jakiś związek? Ojciec Izabeli pojawił się za plecami matki i zajrzał do
środka pokoju. Spojrzał na żonę zatroskanym wzrokiem.
- Coraz częściej myślę, że Ameryka to
jednak był błąd… – powiedział cicho i odszedł zasmucony. Rodzicielka, którą
męczyły takie same myśli jak tatę Izki, podeszła do dziewczyny i złapała ją
mocno. Po kilku trudnych nocach dobrze wiedziała co robić, by uspokoić córkę.
Iza ostatnio
budziła się bardziej zmęczona niż była przed zaśnięciem. Ledwo przytomna
chodziła po szkolnych korytarzach, miała problemy ze skupieniem, przez co i
słabsze oceny. Rodzice zaczęli na poważnie martwić się o córkę. Nie inaczej
było z jej przyjaciółmi.
- Nie rozmawiałaś z nim od wtedy? –
zapytał kolejny raz Paweł. Pokręciła głową – a powinnaś. Może jakbyś zamknęła
choć jedną sprawę to mogłabyś wreszcie normalnie spać.
- Nie sądzę, by to pomogło… mam wrażenie,
że ponownym kontaktem z nim pogorszyłabym tylko sprawę… – wymamrotała.
- O, idzie Stell. Może ona ci przemówi do
rozumu – odpowiedział chłopak, gdy tylko zauważył znajomą w pobliżu. Estelle
podeszła do nich z wielkim uśmiechem na twarzy. Rzadko się z nim rozstawała.
Izka bardzo jej tego zazdrościła w tym momencie.
- Nadal nie chce gadać z Johnnym? –
zwróciła się do kolegi.
- Nie, bo ponoć mogłoby to tylko pogorszyć
sprawę. Rozumiesz coś z tego? – zapytał.
- Zawsze był problem ze zrozumieniem jej
percepcji – odpowiedziała Telli, wskazując głową na przyjaciółkę.
- Hej! Rozmawiacie, jakby mnie tu wcale
nie było – zaperzyła się Izabela.
- Bo takie właśnie ostatnio sprawiasz
wrażenie. Niby jesteś, a jakby cię nie było – odparła blondynka.
- Ciałem, ale nie duchem – dodał Paweł, a
Es pokiwała głową, popierając kolegę – ouu, patrzcie kto zmierza ku nam –
powiedział po chwili, gdy zauważył idącego w ich stronę wspomnianego przez nich
przed chwilą bruneta. Telli widziała na kogo chłopak zwrócił uwagę, a wiedząc
jak zapewne zareaguje jej koleżanka, szybko złapała ją za nadgarstek. Iza
spojrzała za siebie, by dostrzec o kogo im chodzi i zgodnie z przewidywaniami
Stell chciała zwiać, jednak nie miała jak. Uścisk koleżanki był za silny.
- Zapraszam was na towarzyski turniej
siatkówki halowej w ten weekend. Każdy może wziąć udział. Drużyny będą budowane
z wszystkich chętnych. Ta akcja została zorganizowana w ramach promowania piłki
siatkowej wśród młodzieży – powiedział Johnny oficjalnym tonem, gdy tylko
dotarł do znajomych i rozdał im ulotki. Zerknął na szatynkę w nadziei, że ta
ośmieli się wreszcie do niego odezwać, ta jednak wpatrywała się uparcie w swoje
buty i siedziała cicho – zapraszam, ja będę – rzucił na odchodnym z nadzieją,
że jego ukochana się stawi.
- Musisz iść – stwierdziła Estelle do
przyjaciółki, jakby to było niepodważalnym faktem.
- Nie
– odparła hardo Izabela i szybko odeszła od przyjaciół. Nie lubiła, gdy
coś nie działo się po jej myśli. A właśnie teraz tak było. Jeszcze zaledwie dwa
miesiące temu miała dwie świetne przyjaciółki i spokój z chłopakami. Tydzień
temu miała oddaną przyjaciółkę i udany związek. Wczoraj miała idealnego
przyjaciela i przyjaciółkę. Dziś miała wrażenie, że straciła już wszystko. Cały
spokój z niej uchodził. Ostatkami sił łapała jego resztki, ale chyba straciła
już wszystko. Ukochany ją zawiódł. Kolejni przyjaciele ją zwodzili. Zawód
zamieniał się w smutek. Smutek w niepokój. Niepokój w gniew. Gniew w oschłość.
Utkwiła w kole. Oni ją zawodzili, a ona ich raniła oschłością. I tak wkoło. Nie
wiedziała czemu tak z nią jest. Może to był jej mechanizm obronny? Może czas
wreszcie zatrzymać te diabelskie koło i wysiąść?
Poczuła
nagłą potrzebę czegoś innego, odbicia się od tego co jest w niej i wokół niej.
Wspomniała polskich przyjaciół. Miała wrażenie, że z nimi wszystko było
łatwiejsze, że wszystko wyglądało w Polsce całkowicie inaczej. Kontaktowała się
z nimi sporadycznie. Może to był błąd? Postanowiła, że zaraz po powrocie ze
szkoły się z nimi skontaktuje. Akurat będzie u nich wieczór. Zapewne będą go
spędzać razem, bo mają ferie. Jak postanowiła tak i uczyniła. Weszła na skype i
zadzwoniła do dostępnej przyjaciółki.
- Heeej – powitała ją cała paczka. Czyli
jej przewidywania były trafne. Machali do niej energicznie, przepychając się
przed ekranem, by tylko ją zobaczyć. Oczy napełniły jej się łzami. Byli tacy
kochani… wzruszona uśmiechała się do nich szeroko. Gdy zauważyli, że płacze,
spoważnieli, usiedli spokojnie i patrzyli na nią badawczo.
- Coś się stało? – zapytał Lowi. Lowi to
był tak naprawdę Łukasz. Jak cała paczka miał 18 lat i był pełen życia. Mimo że
nie lubił zbytnio sportu, miał idealne ciało. Był rudy,
ale nie czuł się z tego powodu nieswojo, a wręcz uwielbiał swoje włosy, które
genialnie komponowały się z jego brązowymi oczami. Był przystojny, więc nie
narzekał na brak zainteresowania ze strony płci żeńskiej. Lubił mawiać, że
trzeba w życiu spróbować wszystkiego. Kierując się tą zasadą, często zmieniał
dziewczyny. Typowy lowelas. I to dlatego zyskał przydomek Lowi. Takie
zdrobnienie. Teraz jego ruda czupryna zasłaniała prawie cały widok, a jego
urzekające oczy wpatrywały się w kamerkę internetową.
- Nic takiego… tylko bardzo się cieszę, że
was widzę. I to wszystkich! – odpowiedziała Iza i wytarła mokre policzki.
- Czyli nic ci tam w tej Ameryce nie
zrobili? – dopytywał. Spojrzała w dół na swoje splecione dłonie. Nie lubiła
kłamać i zazwyczaj tego nie robiła, a już szczególnie nie im. Więc co miała im
powiedzieć? Że ten kraj rujnuje jej psychikę? Że nie może spać po nocach? Gdy
ponownie spojrzała na ekran, Lowi siedział już na miejscu. Patrzyli po sobie ze
zmartwionymi minami. Asia, najlepsza polska przyjaciółka Izabeli, poderwała się
i zbliżyła do kamerki.
- Źle ci tam, prawda? – zapytała prosto z
mostu. Szatynka nie wiedziała gdzie podziać wzrok. Po chwili zastanowienia
pokiwała lekko głową – to wracaj jak najprędzej do nas – odparła dziewczyna i
uśmiechnęła się delikatnie.
- Gdyby to było takie łatwe to byłabym już
u was dawno… – odpowiedziała Iza.
- Ale co się dzieje? Może to tylko
przejściowe. Tęsknota ci przejdzie – powiedziała Buena, czyli Ola. Ona
otrzymała ksywkę z powodu swojej miłości do batoników Kinder Bueno. Była
szczupłą wysoką blondynką, a zaprzyjaźniła się z pozostałymi z paczki przez
przypadek. I to nie byle jaki. Jako że była bardzo ładna, Łukasz nie pogardził
i nią i w końcu dołączyła do szlachetnego i ogromnego grona jego byłych. Była
osobą bardzo dumną, więc nie potrafiła zaakceptować faktu, że ktoś z nią
zerwał. Wytoczyła wojnę Lowiemu, a pozostali przyjaciele próbowali załagodzić
sytuację i wtedy zbliżyła się do nich. Po zawarciu pokoju nadal się czasem
spinali, ponieważ oboje nie lubią dawać za wygraną i są złośliwi. Mimo wszystko
potrafią być dla siebie także przyjaciółmi.
- To chyba więcej niż tęsknota… po prostu
z wami w Polsce było mi łatwiej i lepiej, więc pomyślałam, że powinnam się z
wami skontaktować. Ładujecie mnie pozytywna energią – odpowiedziała, na co
wszyscy się do niej szeroko uśmiechnęli. Nawet Pitek, czyli Piotrek, który
dotąd siedział cicho i się nie wybijał. Był chyba najrozsądniejszy z nich
wszystkich. Lubił siatkówkę jak Izka. To właśnie ona go nią zaraziła. Iza
lubiła go przekornie nazywać zdrobniale Pituś, ponieważ był bardzo wysoki i
wyglądał dojrzale jak na swój wiek. Miał ciemne włosy, które zawsze były w
nieładzie, co dodawało mu niesamowitego uroku. Nie był tak przystojny jak
Łukasz, ale się tym nie przejmował. Wolał słuchać o podbojach kolegi niż sam
być łamaczem serc. Miał niebieskie oczy, które przyciągały wzrok. Był
inteligentny i odróżniał się wieloma rzeczami od przyjaciół i pozostałych
rówieśników. Inaczej się wypowiadał, inne rzeczy go interesowały. Jego
specyficzny styl bycia i miłość do muzyki przyciągała wiele dziewczyn, ale na
żadną z nich nie zwracał szczególnie uwagi, bo był od dawna zakochany w jednej
ze swych przyjaciółek.
- Nadal nie powiedziałaś co się takiego
dzieje – stwierdził jak zwykle błyskotliwy Piotrek.
- Jest tego tak wiele… nic nie idzie tak
jak bym tego oczekiwała… nie jestem chyba przygotowana na taką życiową klęskę –
wyznała Izabela – nie daję rady. Chciałabym to zostawić i uciec stąd.
- No to na co czekasz? – wtrącił Lowi.
- Nie mogę tak po prostu sobie lecieć do
Polski! – zaoponowała szatynka.
- No to było tak od razu! My przylecimy do
ciebie! Mamy ferie, więc spakujemy się i niedługo będziemy. Trzeba tylko
skombinować kasę na bilety… – zaczęli się przekrzykiwać i rozmawiać między
sobą, jak to wszystko zorganizują.
- Hej! – krzyknęła Iza. Spojrzeli na nią
zdziwieni, że uniosła głos – nie zapędzacie się? Bilety są za drogie. Nie macie
wiz. I w ogóle sądzę, że rodzice was nie puszczą…
- Hola, hola – zawołał Łukasz – wizy mamy
– wyszczerzył się dumny z siebie – mamy prawie po osiemnaście lat, więc rodzice
to nie byłby taki problem – spojrzał po znajomych, a oni ochoczo pokiwali
głowami – kasa też się znajdzie, mamy odłożone trochę. Istnieją też dziadkowie
– zaśmiał się.
- No tak, wy wszyscy przyjeżdżający do
mnie to sensowniejszy pomysł niż ja jedna do was – odpowiedziała z ironią
Izabela.
- Bella chica! Tęsknimy tak jak ty, więc dla nas ta
podróż to będzie przyjemność. Już od dawna chcieliśmy się gdzieś wyrwać, nie? –
powiedziała Asia, a pozostali chętnie się z nią zgodzili. Joanna była drobną
kobietką z kobiecymi krągłościami. Miała kręcone włosy i czekoladowe
oczy. Znała się z Izką od podstawówki. Rozumiały się niemal bez słów. Bardzo
lubiła rysować i miała do tego talent. Lubiła także uczyć się języków. Bardzo
chciała umieć śpiewać, niestety od zawsze miała z tym problem. Była typem
człowieka, któremu słoń nadepnął na ucho.
- Ale to za duży problem! Macie nie
przyjeżdżać! Wyrzucicie tylko kasę. Jedźcie gdzieś na ferie, a nie tam… –
twardo oponowała szatynka. Gdy zakończyła rozmowę, nie była pewna na czym
stanęło. Jednak ostatecznie stwierdziła, że wybiła im to z głowy. Poszła na dół
do kuchni, ponieważ nie zdążyła nawet zjeść, gdy przyszła ze szkoły, tylko od
razu ruszyła do swojego pokoju, by porozmawiać z przyjaciółmi. Weszła do pomieszczenia,
a apetyczny zapach zagościł w jej nozdrzach. Uśmiechnęła się do mamy i
poprosiła o posiłek. Kobieta spojrzała na nią podejrzliwie.
- Coś ty taka w skowronkach? Dawno cię
takiej nie widziałam – powiedziała.
- Rozmawiałam z moją paczką z Polski –
odpowiedziała dziewczyna zgodnie z prawdą – chcieli do mnie przylecieć, ale ich
od tego odwiodłam. Co prawda tęsknię, ale to za duży wydatek. Nie mogą się dla
mnie tak poświęcać.
- No tak… ale pewnie chciałabyś się z nimi
spotkać, co? – zapytała matka. Dziewczyna pokiwała głową, bo miała usta pełne
jedzenia. Gdy skończyła jeść i poszła z powrotem do pokoju, rodzicielka
zadzwoniła do znajomych córki.
- Wiem, że chcecie przylecieć. Sądzę, że
jesteście jej teraz potrzebni. Macie ferie, prawda? A co jakbyśmy wam ten
wyjazd sfinansowali? Przylecielibyście?
Jak ja bym chciała mieć przyjaciółkę której mama funduje mi wycieczki.:D
OdpowiedzUsuńWiadomo przyjaciele z Polski są najlepsi!