PRZECZYTAJ ZANIM ZACZNIESZ! Odsyłam także do ogłoszeń. Ale do rzeczy. Znacie to na pewno: ,,wszystko co piszę jest fikcją..." itd, itp. Nic nie jest do końca fikcją... Żeby coś napisać, trzeba było to przeżyć lub chociaż o tym usłyszeć. I tak też jest z tym opowiadaniem. To będzie suma przeżyć moich i nie tylko moich. Bohaterowie będą mieszanką mnie i tych, których skądinąd znam. Pozdrawiam.

sobota, 1 grudnia 2012

14. Niedomówienia


i jest :) kurcze, zapasy rozdziałów mi się kończą a ja nie mam kiedy pisać ;(
niestety matura to całkowita bzdura i to bardzo czasochłonna :P
rozdział dziś taki tam... tajemnice, niedomówienia, półprawdy, czyli proza życia.
Johnny i jego zaborczość też się pojawia ;) pamiętacie jak powiedział w szpitalu, że chce być idealny? ponoć miłość napędza do takich zmian... Estelle wątpi :D ale przeczytajcie rozdział, co ja tam wam będę... :P
a w następnym rozdziale będziemy świętować pewne święto, ale to za tydzień dopiero ;p niestety nie zawsze święta się udają.
cytat jako Johnny, piosenkę bardzo lubię ;]
pozdrawiam i przyjemnego czytania :*
                                                                    
,,Stałaś się światłem po mrocznej stronie mnie.
Miłość jest jak narkotyk, to euforia, nie lekarstwo (...)
Im więcej od ciebie dostaję, tym dziwniej się czuję (...)
Ty zostałaś moją mocą, moją przyjemnością, moim bólem.
Kochanie, jesteś dla mnie jak rosnące uzależnienie,
którego nie mogę zwalczyć"

- Gościu… nie wiem jak mamy cię przeprosić za to wszystko… powinniśmy z tobą pójść… to co, że nie pasowała nam twoja panna… nawet jej nie znamy… – przekrzykiwali się nawzajem jego koledzy. Zrobiło mu się miło, gdy zauważył, że żałują i że jest szansa na odzyskanie swojej paczki. Ale kogoś mu brakowało w tym gronie…
- Dobra, dobra. Przestańcie się już tak płaszczyć – zaśmiał się i przybił ze wszystkimi piątki – co się stało to się nie odstanie. Jakoś się wykaraskałem i jest już ok, a nawet lepiej – uśmiechnął się do swoich myśli, w których królowała oczywiście Iza – ale kogoś mi brakuje. Gdzie jest Emilie? – zadał pytanie, które go nurtowało. Jeden z jego kumpli poklepał go po plecach i powiedział:
- słuchaj, trochę się od nas odizolowała, gdy się dowiedziała, że przez nas, to znaczy bez naszego wsparcia, znalazłeś się w szpitalu. Rzadko ją spotykamy. I tak jak my nie miała odwagi się u ciebie pojawić, chociaż pewnie ona bardziej nie chciała się natknąć na tą twoją – Johnny zmarszczył brwi, więc kolega kontynuował – pamiętasz jak na ciebie wjechaliśmy, jak ona urwała się z lekcji? – zapytany pokiwał głową – nawiasem to coraz częściej się jej zdarza… ale do rzeczy. Ona już od dawna za tobą szalała chłopie, więc aktualna sytuacja jest dla niej jakby to ująć… trudna i to delikatnie powiedziawszy. Dlatego nie masz co się jej spodziewać z nami – zakończył i obserwował jak Johnny trawi wszystkie otrzymane informacje. Chłopak przypominał sobie powoli wszystkie rozmowy z Emilie… jak mógł tego nie zauważyć? A teraz z przyjaźni zapewne nici… Nagle zauważył, że idzie zakapturzona korytarzem. Rozpoznał ją bez problemu. Zatrzymała się momentalnie, gdy zobaczyła, że na nią patrzy. Patrzy jakoś inaczej. Domyśliła się, że musieli mu o wszystkim powiedzieć. Nie wiedziała co miałaby mu powiedzieć, więc odwróciła się i szybko ruszyła w popłochu w przeciwnym kierunku. Z kolei on stwierdził, że musi ją przeprosić i postarać się o to, by znów było jak kiedyś. Bardzo zależało mu na jej przyjaźni, więc ruszył w pogoń za dziewczyną. Gdy stanął przed nią, próbowała go wyminąć i ciągle uciekała gdzieś wzrokiem. Złapał ją za podbródek i nakłonił, by spojrzała na niego. Drugą ręką trzymał ją za ramię, bo chciała mu za wszelką cenę uciec.
- Moglibyśmy porozmawiać? – zapytał – i łatwiej by mi było, gdybyś na mnie patrzyła i nie wyrywała się gdzieś – uspokoiła się i spojrzała na niego spod opadającego jej na czoło kaptura. Delikatnie zdjął go jej z głowy. Po chwili zastanowienia doszła do wniosku, że się podda i kiwnęła głową – po pierwsze przepraszam, że niczego nie zauważyłem. No wiesz – znów kiwnęła głową – po drugie, jak już mówiłem pozostałym, nie mam wam niczego za złe, wiem, że zachowywałem się jak świr przez Izę, a już szczególnie rozumiem ciebie – spuściła wzrok – a po trzecie to chciałbym cię prosić, żebyś wróciła do nas, do naszej paczki. Chciałbym się nadal z tobą przyjaźnić, jeśli to tylko możliwe – spojrzała w bok i przymknęła powieki. Nie chciała przyjaźni i nie wiedziała, czy wytrzyma z Johnelą w pobliżu na dłuższą metę, ale nie chciała tak naprawdę także tracić Johnnego, więc spojrzała na niego i odpowiedziała cicho:
- dobrze – na co chłopak przytulił ją i okręcił wokół siebie. Zaśmiała się. Szkoda, że musiała powrócić do rzeczywistości równie szybko jak z niej odpłynęła. Musiała się pogodzić z tym, że takie akcje zarezerwowane są na co dzień tylko dla niejakiej Izy, która przypatrywała się wszystkiemu z pewnej odległości i nie była zadowolona z tego co widziała.
- Kojarzę ją skądś… – powiedziała do przyjaciółki Izabela.
- To Emilie. Kumpela z paczki. Musisz się pogodzić z tym, że będzie często w pobliżu twojego kochasia – odpowiedziała Stell – i dodatkowo radzę mieć ją na oku. Zawsze mi się wydawało, że ma coś do Johnnego… jeszcze wtedy, gdy ja z nim byłam.
- Oj tam, przesadzasz. Może nie jestem zachwycona z tej znajomości, ale ty to chyba masz paranoję. I ja naprawdę skądś ją… ach – wytrzeszczyła oczy Iza, gdy zobaczyła jak Johnny przytula ją i okręca wokół siebie.
- I kto tu ma paranoję… – zadrwiła Es. Szatynka machnęła ręką.
- Po prostu dobrze się znają. A tak w ogóle to… – zaczęła i nie dokończyła, gdy zobaczyła, że Emilie patrzy na nią. Patrzy w taki przerażający sposób… – to stąd ją kojarzę! – wykrzyknęła nagle – ostatnimi czasy to właśnie ona tak się dziwnie we mnie wgapiała. Przerażała mnie prawdę mówiąc…
- No i widzisz. Na pewno dlatego, że jest zazdrosna – skwitowała blondynka. Zabrzmiał dzwonek, więc skierowały się do klasy, zaprzątnięte własnymi myślami.
*  *  *
Mijały dni. Emilie zabijała wzrokiem Izę. Estelle tworzyła kolejne scenariusze o tym co może się dziać u Gabrysi. Johnny patrzył na swoją dziewczynę jak na ósmy cud świata. Izka płonęła rumieńcem na każdy komplement. Ian trzymał się na uboczu. Rachel knuła i nie zwracała uwagi na zaloty Erica. Tyler próbował pocieszyć przyjaciół. Całkowity standard. Gdy Stell minął już szlaban, zaczęła naciskać, by zakończyć tą sielankę i pojechać do Bryśki. Po kilku namowach szatynka ugięła się i postanowiły pojechać następnego dnia.
- Znów do tego wracacie? – zapytał znudzonym tonem Johnny, gdy Izabela przedstawiła mu ich plan podczas przerwy na stołówce. Es prychnęła ze złości.
- Jak zawsze ignorancki – powiedziała. Chłopak zmierzył ją pogardliwym wzrokiem.
- Ja tylko mówię, że według mnie może za bardzo się przejmujecie. Przecież ona ma swoje życie, tak? Z resztą odezwałaby się do was, gdyby chciała… – zaczął, ale nie dane mu było dokończyć myśli.
- A ty znów o tym samym! – przerwała mu Telli. Iza postanowiła ukrócić tą potyczkę.
- Halo! – zawołała, a kłócący się spojrzeli na nią. Postanowiła wykorzystać ich uwagę i zwróciła się do Johnnego – to, że jedziemy jest już ustalone, wybacz. Rozmowa z jej babcią zbytnio mnie zaniepokoiła, żebym miała to tak zostawić – spojrzała na blondynkę – a ty masz przestać być taka anty wobec niego – wskazała na bruneta. Oboje odpuścili i odwrócili się do siebie plecami. Dzieci – westchnęła w myślach Izka – i wybacz kochanie, ale przez ten wyjazd nie będziemy mogli się spotkać jutro… – starała się powiedzieć to chłopakowi jak najdelikatniej, głaszcząc go po włosach. Spojrzał na nią gniewnie i wstał gwałtownie od stołu. Był bardzo temperamentny, nie można temu zaprzeczyć.
- Jasne! Znaczy… nie ma mowy! – stwierdził hardo – w takim razie jadę z wami – dziewczyny spojrzały na siebie. Estelle pokręciła głową z dezaprobatą, ale Iza nie zwróciła na to uwagi. Uśmiechnęła się do ukochanego i pociągnęła go za rękę z powrotem na siedzenie.
- Oczywiście – odpowiedziała i zajęła się czytaniem notatek. Tym razem Es wstała od stolika i odeszła szybkim krokiem.
- A tej co? – zapytał Johnny, a Izabela wzruszyła ramionami, nie odrywając wzroku od kartek – może pójdę się zapytać co jej teraz nie pasuje? – zaproponował – widzę, że jesteś zajęta, więc…
- Byłbyś tak dobry? – zachwycona pocałowała chłopaka w policzek – tylko proszę, nie kłóćcie się… – Trevtner pokiwał głową i podążył za Telli. Rozejrzał się po korytarzu. Była już na samym końcu. Szybka skubaniutka – pomyślał i podbiegł do niej.
- O co ci znów chodzi? – zapytał, ale dziewczyna nie zwróciła na niego najmniejszej uwagi i szła dalej. Złapał ją za ramię i zatrzymał. Spojrzała na niego wkurzona.
- Nie dość ci unieszczęśliwiania mnie? Cały poprzedni rok ci nie stacza? Musisz i teraz? – wyrzuciła z siebie z poirytowaniem.
- Co? – zbity z tropu nie wiedział co więcej powiedzieć.
- Co, co… gówno! – zakpiła blondynka.
- Że niby jak cię unieszczęśliwiałem? – zapytał – przecież wtedy to… to nawet nie był prawdziwy związek… myślałem, że ty tak samo do tego podchodzisz, że to tylko, by mieć co robić na przykład wieczorami i w ogóle… – zaczął się tłumaczyć i zobaczył łzy w jej oczach. Nigdy tego nie lubił. Nie lubił ranić, a niestety często to robił. Jak się okazuje, nawet częściej niż myślał – proszę nie płacz…
- Dla ciebie to była zabawa? Opowiedz to Izie, zobaczymy czy będzie tego samego zdania co ty! – zaczęła krzyczeć. Złapał ją za ramiona, by ją uspokoić.
- Sądzę, że nie powinna się dowiedzieć – powiedział, a raczej zażądał. Prychnęła.
- No jasne. Chcesz być idealny? Nigdy nie będziesz. Nie zasługujesz na nią! Jesteś potworem! – rozkręcała się – i do tego kradniesz mi ostatnią bliską mi osobę! No powiedz, tobie nie wyglądałoby to podejrzanie?! – pokręcił głową i spuścił wzrok. Miała po części rację.
- Proszę uspokój się. Wiem, że to teraz nie wygląda dobrze, ale ja… nie chciałem, żeby to było tak! Nie chcę was rozdzielać. I dobra, nie pojadę z wami. Będziecie mieć popołudnie dla siebie, ok? – spojrzał z nadzieją na dziewczynę. Pokiwała głową.
- A ja nie powiem jakim jesteś dupkiem. Ale spróbuj ją zranić! – zagroziła mu – masz się starać! Zrozumiano?
- Jasne – odparł poważnie – jak słońce…
*  *  *
- Nie wiem jakiego rodzaju tortur użyłaś, ale podziałało! – stwierdziła uśmiechnięta Iza – dawno nie przebywałyśmy całkiem same…  – Estelle pokiwała głową. Obiecała, że nic nie powie i dotrzyma obietnicy – jesteś jakaś milcząca… – spojrzała na przyjaciółkę, która skupiała się na drodze.
- Zdaje ci się – zbyła ją Es. Szatynka zmarszczyła nos i odwróciła twarz w stronę okna samochodu. Znajoma wyraźnie coś ukrywała albo po prostu tak jak ona, bała się tego co zastanie na drugim końcu Filadelfii.
- Boisz się, co? – zapytała cicho.
- Trochę – odpowiedziała Telli. Tak naprawdę nie bała się. Raczej nie mogła się doczekać. Ale lepiej, żeby Izabela nie domyślała się treści jej rozmowy z Johnnym… Wjechały właśnie na ulicę, na której Bryśka miała teraz mieszkać. Nagle Iza zaczęła krzyczeć i machać rękoma.
- Zatrzymaj się szybko! Widzę Brysię! – wołała. Blondynka posłusznie zatrzymała się na najbliższym wolnym miejscu. Pośpiesznie opuściły auto i podbiegły do koleżanki.
- Co wy tu robicie?! – zapytała, gdy zauważyła znajome. Towarzyszyły jej dwie dziewczyny, które patrzyły na nowo przybyłe z odrazą. Zaskoczyć mógł też ich wygląd. Były wystylizowane na dziunie pokroju Rachel. Niestety tak samo wyglądała Gabriela…
- Oh, shit! Are they that stupid bitches you’re talking about? Isabela and Estelle?* – zawołała jedna z dziewcząt. Es i Iza otworzyły usta z wrażenia, a później spojrzały z wyrzutem na niegdysiejszą przyjaciółkę.
- To nieporozumienie… musiały mnie źle zrozumieć! Eee… nie powinnyście tutaj być. Mama was może zobaczyć… – zaczęła się tłumaczyć Brysia i rozglądała się w popłochu.
- Czyli twoja ,,kochana” mamusia woli dla ciebie takie przyjaciółeczki niż nas?! Dlatego wyjechaliście?! Czemu nic z tym nie zrobisz? – krzyczała wzburzona Es. Gabi utkwiła wzrok w ziemi.
- Powinnyście już jechać… – powiedziała po chwili cicho. Stell złapała ją za ramiona i potrząsnęła nią.
- Przecież to nie jesteś ty! – zawołała.
- Nie chcę, żeby zrobiła wam coś złego, ok? – wydusiła z siebie ze łzami w oczach Gabrysia – próbowałam wszystkiego, żeby się jakoś uwolnić, ale nie mogę, więc na razie udaję. Rozmowa z nimi o was – wskazała głową znajome – odbywała się przy matce i dlatego tak o was mówiłam. Jak tylko skończę 18 lat to się uwolnię… a teraz jedźcie – powiedziała stanowczo. Koleżanki pokiwały głowami na znak, że rozumieją i się zgadzają.
- Ale kontaktuj się z nami – wtrąciła Izka.
- Dobrze. Znajdę jakiś sposób – odparła Forks.
- Patologia – stwierdziła Izabela, gdy wsiadły z Estelle do samochodu i ruszyły w drogę powrotną. Nie były zbyt rozmowne do końca podróży.
                                                      
*- O cholera! To są te głupie s*ki, o których mówiłaś? Izabela i Estelle?

2 komentarze:

  1. Kolejne moje pytanie:
    Za co mama Gabrysi nie lubi tak Izy i Stelli?

    OdpowiedzUsuń
  2. Wywołuje i to wielki nie pokój...
    jeszcze to jak Gabi o niej mówi:
    "- Nie chcę, żeby zrobiła wam coś złego, ok?"
    Ale wariatka!

    OdpowiedzUsuń