witam kolejnym rozdziałem, zbliżamy się niebezpiecznie do końca moich zapasów... to smutne. kiedy mam więcej czasu teraz to mam gorączkę i nie mam ochoty myśleć i o. dupa blada.
żadnego komentarza ostatnio nie było, to też smutne :(
dziś w rozdziale zmagania z uprzedzeniami i ze wstydem, powróci także jeden z bohaterów ;)
i taki morał z tej dzisiejszej mojej bajeczki, że pomimo wszystko musi dojść do tytułowej konfrontacji, trzeba zawsze wszystko sobie wyjaśnić.
cytat można traktować zarówno jako 'Izowy', ale i 'Johnnowy' ;P
zapraszam do lektury :*
,,Nie chcę zamknąć moich oczu, nie chcę zasnąć,
bo będę tęsknić (...)
Bo nawet kiedy śnię o tobie,
najsłodszy sen nigdy nie wystarczy (...)
Nie chcę pominąć żadnego uśmiechu.
Nie chcę pominąć żadnego pocałunku.
Cóż, chcę tylko być z tobą"
Biegła ile
sił w nogach, nie patrząc przed siebie. To i tak było bezcelowe, ponieważ łzy
rozmazywały jej obraz. Chciała znaleźć się teraz w domu, w miękkiej pościeli i
nie myśleć już o tym wszystkim. Było tego po prostu za wiele. Nie wytrzymywała
już. Czyżby chwila szczęścia tak bardzo ją przytłoczyła? Wszelkie przemyślenia
i maraton w kierunku domu przerwało jej zderzenie. Bynajmniej nie z
rzeczywistością. Okazało się, że ktoś wybrał się akurat tamtędy na spacer.
- Nic ci się nie stało? – zapytał zafrasowany
chłopak, przytrzymując Izę za ramiona, by się nie przewróciła, bo
niebezpiecznie się zachwiała. Od ciągłego płaczu miała zawroty głowy i problem
z równowagą – o Boże, Iza, to ty?! Czemu płaczesz? – wykrzyknął, gdy tylko ją
rozpoznał. Zdziwiona dziewczyna przetarła wilgotne oczy i spojrzała na
nieznajomego. Okazał się nim Paweł. Uśmiechnęła się delikatnie i odetchnęła z
ulgą. Nie wiedziała czemu, ale nie chciałaby w tej chwili z nikim innym się
spotkać. Paweł był wyjątkowy. Czuła się z nim komfortowo. Miała go za świetnego
przyjaciela. Takiego od serca. Wybrał sobie genialną porę na spacer.
- Nic takiego… – nie wiedziała jak mu to
wszystko powiedzieć, więc wyraziła swoją aktualną potrzebę – możesz mnie
przytulić? – spojrzał na nią zdziwiony, ale po chwili przyciągnął ją do siebie
delikatnie i podzielił się z nią swoim ciepłem. Zaczął ją lekko kołysać, jak to
mają w zwyczaju matki uspokajające dziecko. Złe myśli gdzieś odpłynęły, serce
powoli się uspokajało, a umysł uwalniał od wspomnień. Oderwała się od kolegi i
uśmiechnęła się do niego w podzięce.
- Sądzę, że zrobiłoby ci się lepiej,
gdybyś powiedziała co się stało. Może nawet mógłbym ci jakoś pomóc – stwierdził
Paweł zachęcająco. Nie była pewna czy jest gotowa cokolwiek powiedzieć. Może to
zdarzenie wydawało się błahe, może nic nieznaczące, ale nie dla niej. Ona była
inna. Wciągnęła powietrze i już miała zacząć mówić, ale nie potrafiąc dobrać
odpowiednich słów, by opisać tą peszącą sytuację, spłonęła rumieńcem i
wypuściła ze świstem zgromadzone wcześniej powietrze.
- Chyba potrzebuję jeszcze chwili… –
powiedziała wreszcie.
- No wiesz, jeśli nie chcesz to nic na
siłę – odpowiedział, dostrzegając jak się męczy.
- Nie, nie, nie o to chodzi. Zgadzam się z
tobą, że powinnam z kimś porozmawiać i ty wydajesz się dobrą osobą do tego, ale
muszę się zastanowić jak to ubrać w słowa, bo to dla mnie dosyć delikatny
temat… – wytłumaczyła – może się przejdziemy? Dotlenię się i może będę
efektywniej myśleć.
- Jasne – zgodził się i ruszyli ulicą. Już
po kilku krokach mózg zaczął Izie sprawnie działać i postanowiła rozpocząć
opowieść.
- Wiesz, że jestem z Johnnym? – zapytała
na wstępie, a chłopak pokiwał głową – poprztykał się ostatnio ze swoimi
znajomymi i próbował znów z nimi odbudować więź. Umówili się, że spędzą razem
dzień jak dawniej. Wybrali dzień dzisiejszy.
- Ale przecież dziś walentynki! – przerwał
jej Paweł. Uśmiechnęła się delikatnie.
- Właśnie, ale stwierdziłam, że nie mogę
mu zabraniać niczego i mimo wszystko mogę oddać im go na jeden dzień, nawet
jeśli to święto zakochanych, którego nigdy nie obchodziłam, a miałam nadzieję,
że wreszcie zacznę. Ale nic. Spędziłam wieczór z przyjaciółką – opowiadała
dalej.
- U Gabrieli? – zapytał. Dziewczyna
posmutniała. Nie wiedział dlaczego.
- Nie… u Estelle, a o Gabrieli to może
opowiem ci innym razem – blondyn pokiwał głową na zgodę – w pewnym momencie
Johnny pojawił się u niej, bo wiedział, że tam właśnie jestem. Miał bukiet róż.
Były piękne – rozmarzyła się na chwilę, przypominając sobie jak wyglądały –
poszliśmy do niego, bo jego mamy nie było i stwierdził, że nikt nie będzie nam
przeszkadzał. Wtedy jeszcze nie domyślałam się co miał tak naprawdę na myśli –
głos uwiązł jej w gardle. Przełknęła ślinę i spojrzała na przyjaciela. Patrzył
przed siebie z poważną miną i zmrużonymi oczami – dobrze się razem bawiliśmy…
łaskotanie takie tam bzdety… zaniósł mnie do swojego pokoju i położył na łóżku
– zauważyła kątem oka, że Paweł zacisnął dłonie w pięści – zaczęliśmy się
całować i w ogóle… zazwyczaj nie pozwalałam mu na tak wiele. Nie wiem czemu
dziś tak było. Nie powiem, że nie było mi przyjemnie. Było całkiem… hmmm…
inaczej? Nigdy czegoś takiego nie doświadczyłam. Zapomniałam o całym świecie.
Zapomniałam o swoich zasadach… Kiedy chciał zdjąć ze mnie koszulkę,
oprzytomniałam. Odepchnęłam go od siebie, a gdy chciał znów się do mnie
zbliżyć, uciekłam. Może to się tobie wydawać głupie, ale… – rozpoczęła myśl,
ale jej przerwał.
- Nie sądzę, że to było głupie –
powiedział z hardą miną, wciąż wpatrując się wprzód – nie powinien sobie
pozwalać na zbyt dużo.
- A może to moja wina? Nie powinnam
pozwalać mu na tyle… – zamyśliła się. Chłopak zatrzymał się. Zatrzymała się i
ona i spojrzała na niego zdziwiona.
- Słuchaj. To, że tutejsze panienki są
niezwykle łatwe, nie znaczy, że ty jesteś taka sama. Jako twój chłopak powinien
wiedzieć jaka jesteś. A na pewno nie taka jak najwidoczniej sądził. Na twoim
miejscu przemyślałbym ten związek – stwierdził i ruszył dalej. Poszła za nim –
i nie sądź, że mówię to od tak sobie. Ja znam bardzo dobrze swoją dziewczynę –
na te słowa oczy Izy powiększyły się diametralnie.
- To ty masz dziewczynę? – zapytała
zszokowana. Spojrzał na nią rozbawiony jej reakcją.
- A co, myślałaś, że już nie nadaję się
dla żadnej? – odpowiedział pytaniem. Zrobiło się jej głupio. To wyraźnie
brzmiało jak aluzja do tego, że go jakiś czas temu nie wybrała. Spuściła wzrok.
- Hej, no przestań. Żartowałem. Tak
naprawdę to powinienem być ci wdzięczny , bo nie wiem co to by było, gdybyś
wybrała wtedy inaczej – odparł i trącił ją łokciem. Spojrzała na niego już
rozchmurzona – ja wtedy mówiłem prawdę, że zgadzam się z tobą. Nie pasowaliśmy
do siebie. Nie czuliśmy chemii. Nie zmieniłem zdania i nie zmienię. Przyjaźń to
dla nas najlepsza droga. No tylko popatrz teraz na nas – kontynuował z szerokim
uśmiechem. Miał całkowitą rację.
- Co ja bym bez ciebie jako mojego
najlepszego przyjaciela zrobiła? – zadała retoryczne pytanie Izabela i rzuciła
się na kumpla – a tak właściwie to dziś są przecież walentynki… co ty tu
robisz? – zapytała, gdy zakończyli okazywać swoją radość z odnowienia
przyjaźni.
- Wracam z randki. Jest jakby – spojrzał
na zegarek – prawie 24.
- Naprawdę?! – krzyknęła przerażona
szatynka – rodzice mnie zabiją… – stwierdziła i ruszyła pędem w stronę domu –
do jutra – zawołała do Pawła, pomachała mu i znikła za rogiem uliczki.
*
* *
Dzień po
walentynkach, a jej kochane skowronki nie ćwierkają razem? Coś tu nie grało…
Popatrzyła badawczo na koleżankę. Wyglądała normalnie. Lekko się uśmiechała i
rozmawiała ożywiona z ich koleżanką z klasy, ale cały czas też się ukradkiem
rozglądała. Jednak nie tak jakby czekała, aż kogoś zobaczy, tylko jakby… obawiała
się kogoś zobaczyć. Nie widziała jej od rana z Johnnym, więc czyżby chodziło o
niego? Cóż takiego się stało? Podeszła do niej i odciągnęła ją od wścibskich
uszu.
- Co jest? – wyszeptała pytanie, patrząc
uporczywie na przyjaciółkę, która rozglądała się nerwowo dookoła.
- Nic – odpowiedziała jej Iza zdawkowo.
- Nic?! Myślisz, że jestem ślepa? –
wysyczała w jej stronę Telli. Szatynka sapnęła niezadowolona. Nie uśmiechało
się jej opowiadanie tego wszystkiego ponownie.
- Dobierał się do mnie, więc uciekłam –
nakreśliła krótko sytuację przyjaciółce. Ta chwilę patrzyła na nią wyczekująco,
jakby sądziła, że będzie coś więcej, albo że powie, że żartowała.
- To niby ten dramat, przez który przed
nim wiejesz? – zaśmiała się blondynka. Iza skarciła ją spojrzeniem.
- To poważne! Mogłabyś się nie śmiać? –
zaperzyła się.
- A to ci cnotka-niewydymka! – śmiała się
dalej w głos koleżanka, za co dostała w głowę.
- Mogłabyś zejść ciut z tonu? – odparła
zażenowana Izka – co cię tak dziwi? Czekam z tym do ślubu!
- Ja rozumiem, ale nie sądzisz, że to nie
mnie powinnaś to powiedzieć? A ty zamiast postawić sprawę jasno, ukrywasz się
po kątach – odpowiedziała Stell.
- Ja wiem… ale trochę obawiam się naszego
spotkania… – powiedziała cicho szatynka.
- A wiesz co ci może pomóc? Konfrontacja z
zaskoczenia! – zawołała Es z wyrazem twarzy wyrażającym: ‘ale jestem genialna’.
Podbiegła do idącego nieopodal Johnnego i już chciała pchnąć go w ramiona
Izabeli, gdy okazało się, że jej już nie ma w tym miejscu, gdzie ją zostawiła
dosłownie kilka sekund temu.
- Co tobie? – zapytał brunet, gdy odzyskał
równowagę po tym, jak go pchnęła.
- Chciałam zorganizować konfrontację, ale
niestety za damę serca wybrałeś sobie chyba strusia pędziwiatra… – stwierdziła
zawiedziona Estelle.
- Co? Iza była tutaj? – zapytał zdziwiony
– szukam jej od rana wszędzie…
- No była tu jeszcze pół minuty temu –
odparła blondynka – a tak w ogóle to odwaliłeś ci powiem… naprawdę sądziłeś, że
uda ci się z nią? Ona to nie ja. Ostrzegałam cię, byś nie robił jej krzywdy!
- Nie rozumiesz! – krzyknął zdenerwowany –
nie zrobiłbym nic wbrew jej woli. Ale ona… przynajmniej tak sądziłem… dała mi
zielone światło!
- Jesteś pewien? – zadała nurtujące go
pytanie. Teraz już niczego tak naprawdę nie był pewny i tak też jej odpowiedział – nie wiedziałeś, że
to typ cnotki?
- Nie! Niczego nie wiedziałem! Możesz dać
mi spokój?! Już dość sam siebie dołuję przez wspomnienie jej strachu w oczach… to
mnie prześladuje – odpowiedział ze smutkiem i odszedł powoli. Poczuł czyiś
wzrok na sobie. Był wręcz palący. Spojrzał w bok. Paweł wpatrywał się w niego
wrogo. Prychnął. Czyżby kolo jeszcze się
nie pogodził z tym, że to mnie wybrała? – pomyślał. Powód był jednak inny.
Gdy tylko minął rozgniewanego blondyna i skręcił w boczny korytarz, na
horyzoncie pojawiła się biegnąca Izka. Podbiegła do przyjaciela.
- Jest tu gdzieś Johnny? – zapytała
zdyszana.
- Był przed chwilą, ale poszedł w tamtą
stronę – odpowiedział i wskazał ręką korytarz, w którym zniknął chłopak.
- To super – sapnęła. Bieniek spojrzał na
nią zdezorientowany.
- Sądziłem, że go szukasz – odparł.
- Nie, nie… staram się go unikać –
sprostowała.
- Boisz się z nim teraz przebywać? –
zapytał. Zamyśliła się.
- Tak naprawdę to nie wiem… boję się z nim
teraz porozmawiać. Nie wiem co miałabym mu teraz powiedzieć. Na pewno będzie
oczekiwał wyjaśnień, a na razie mnie na nie po prostu nie stać – odpowiedziała
zrezygnowana.
- Więc nie chodzi o to, że się go teraz boisz?
– upewniał się przyjaciel.
- Nie, nie. Możesz sądzić, że jestem
głupia – przerwało jej sapnięcie dezaprobaty – ale chyba miłość mi przysłoniła
racjonalne myślenie. Nigdy się go nie bałam i nadal mu ufam. Wtedy… po prostu
emocji było za dużo. Teraz jak o tym… o nim myślę to wiem, że nie zrobiłby mi
nic złego – spojrzał na nią sceptycznie.
- Więc wszystko spoko tylko nie wiesz co
powiedzieć… – podsumował i zaczął nad tym myśleć – może po prostu powiedz
,,zapomnijmy o tym co było, ale wiedz, że nie możesz liczyć na coś tego typu
ode mnie przed ślubem”?
- Hahah, fajna koncepcja – zaśmiała się
dziewczyna, ale od razu spoważniała i rozejrzała się nerwowo – chyba słyszałam
gdzieś jego głos.
- Ale ty masz te zmysły – powiedział z
uznaniem kolega – widzę go na końcu korytarza.
- O nie – zawołała i schowała się za
Pawłem.
- Sądzę, że nie powinnaś odwalać takich
szopek. Jeśli nie wiesz co mu powiedzieć to przynajmniej to mu powiedz. Mimo że
zachował się jak niewrażliwy dupek, powinnaś mu ulżyć w cierpieniach i dać
chociaż znak życia. Poproś by dał ci trochę czasu na przemyślenie wszystkiego,
was – poradził – a przede wszystkim wyłaź stamtąd. Zbliża się. Masz szansę.
Masz mnie blisko jakby co – dziewczyna wyjrzała powoli zza przyjaciela, a gdy
zobaczyła swojego chłopaka zmierzającego w jej stronę, przełknęła głośno ślinę.
Spojrzała na blondyna.
- Masz rację – powiedziała i wyszła na
spotkanie Johnnemu. Ten zacisnął pięści. Wyglądał strasznie. Był zagniewany.
Przeniósł spojrzenie z dziewczyny na chłopaka, za którym się jeszcze przed
chwilą chowała i już chciał wyminąć Izę i ruszyć na biedaka, gdy złapała go
mocno i powiedziała zdecydowanie:
- chodź – siłownia –
przemknęło jej przez myśl. To zawsze mu pomagało.
Według mnie rozmowa jest rozwiązaniem na wszystko.. Czuje, ze jeszcze pomiedzy tą dwójką będzie sielankowo;))
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowości na siatkowka-jedyna-miloscia.blogspot.com otaz na milosne-poswiecenie.blogspot.com. Zaległości jeśli się uda nadrobię na dniach. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń