PRZECZYTAJ ZANIM ZACZNIESZ! Odsyłam także do ogłoszeń. Ale do rzeczy. Znacie to na pewno: ,,wszystko co piszę jest fikcją..." itd, itp. Nic nie jest do końca fikcją... Żeby coś napisać, trzeba było to przeżyć lub chociaż o tym usłyszeć. I tak też jest z tym opowiadaniem. To będzie suma przeżyć moich i nie tylko moich. Bohaterowie będą mieszanką mnie i tych, których skądinąd znam. Pozdrawiam.

sobota, 15 grudnia 2012

16. Konfrontacja


witam kolejnym rozdziałem, zbliżamy się niebezpiecznie do końca moich zapasów... to smutne. kiedy mam więcej czasu teraz to mam gorączkę i nie mam ochoty myśleć i o. dupa blada.
żadnego komentarza ostatnio nie było, to też smutne :(
dziś w rozdziale zmagania z uprzedzeniami i ze wstydem, powróci także jeden z bohaterów ;)
i taki morał z tej dzisiejszej mojej bajeczki, że pomimo wszystko musi dojść do  tytułowej konfrontacji, trzeba zawsze wszystko sobie wyjaśnić.
cytat można traktować zarówno jako 'Izowy', ale i 'Johnnowy' ;P
zapraszam do lektury :*
                                                   
,,Nie chcę zamknąć moich oczu, nie chcę zasnąć,
bo będę tęsknić (...)
Bo nawet kiedy śnię o tobie, 
najsłodszy sen nigdy nie wystarczy (...)
Nie chcę pominąć żadnego uśmiechu.
Nie chcę pominąć żadnego pocałunku.
Cóż, chcę tylko być z tobą"

Biegła ile sił w nogach, nie patrząc przed siebie. To i tak było bezcelowe, ponieważ łzy rozmazywały jej obraz. Chciała znaleźć się teraz w domu, w miękkiej pościeli i nie myśleć już o tym wszystkim. Było tego po prostu za wiele. Nie wytrzymywała już. Czyżby chwila szczęścia tak bardzo ją przytłoczyła? Wszelkie przemyślenia i maraton w kierunku domu przerwało jej zderzenie. Bynajmniej nie z rzeczywistością. Okazało się, że ktoś wybrał się akurat tamtędy na spacer.
- Nic ci się nie stało? – zapytał zafrasowany chłopak, przytrzymując Izę za ramiona, by się nie przewróciła, bo niebezpiecznie się zachwiała. Od ciągłego płaczu miała zawroty głowy i problem z równowagą – o Boże, Iza, to ty?! Czemu płaczesz? – wykrzyknął, gdy tylko ją rozpoznał. Zdziwiona dziewczyna przetarła wilgotne oczy i spojrzała na nieznajomego. Okazał się nim Paweł. Uśmiechnęła się delikatnie i odetchnęła z ulgą. Nie wiedziała czemu, ale nie chciałaby w tej chwili z nikim innym się spotkać. Paweł był wyjątkowy. Czuła się z nim komfortowo. Miała go za świetnego przyjaciela. Takiego od serca. Wybrał sobie genialną porę na spacer.
- Nic takiego… – nie wiedziała jak mu to wszystko powiedzieć, więc wyraziła swoją aktualną potrzebę – możesz mnie przytulić? – spojrzał na nią zdziwiony, ale po chwili przyciągnął ją do siebie delikatnie i podzielił się z nią swoim ciepłem. Zaczął ją lekko kołysać, jak to mają w zwyczaju matki uspokajające dziecko. Złe myśli gdzieś odpłynęły, serce powoli się uspokajało, a umysł uwalniał od wspomnień. Oderwała się od kolegi i uśmiechnęła się do niego w podzięce.
- Sądzę, że zrobiłoby ci się lepiej, gdybyś powiedziała co się stało. Może nawet mógłbym ci jakoś pomóc – stwierdził Paweł zachęcająco. Nie była pewna czy jest gotowa cokolwiek powiedzieć. Może to zdarzenie wydawało się błahe, może nic nieznaczące, ale nie dla niej. Ona była inna. Wciągnęła powietrze i już miała zacząć mówić, ale nie potrafiąc dobrać odpowiednich słów, by opisać tą peszącą sytuację, spłonęła rumieńcem i wypuściła ze świstem zgromadzone wcześniej powietrze.
- Chyba potrzebuję jeszcze chwili… – powiedziała wreszcie.
- No wiesz, jeśli nie chcesz to nic na siłę – odpowiedział, dostrzegając jak się męczy.
- Nie, nie, nie o to chodzi. Zgadzam się z tobą, że powinnam z kimś porozmawiać i ty wydajesz się dobrą osobą do tego, ale muszę się zastanowić jak to ubrać w słowa, bo to dla mnie dosyć delikatny temat… – wytłumaczyła – może się przejdziemy? Dotlenię się i może będę efektywniej myśleć.
- Jasne – zgodził się i ruszyli ulicą. Już po kilku krokach mózg zaczął Izie sprawnie działać i postanowiła rozpocząć opowieść.
- Wiesz, że jestem z Johnnym? – zapytała na wstępie, a chłopak pokiwał głową – poprztykał się ostatnio ze swoimi znajomymi i próbował znów z nimi odbudować więź. Umówili się, że spędzą razem dzień jak dawniej. Wybrali dzień dzisiejszy.
- Ale przecież dziś walentynki! – przerwał jej Paweł. Uśmiechnęła się delikatnie.
- Właśnie, ale stwierdziłam, że nie mogę mu zabraniać niczego i mimo wszystko mogę oddać im go na jeden dzień, nawet jeśli to święto zakochanych, którego nigdy nie obchodziłam, a miałam nadzieję, że wreszcie zacznę. Ale nic. Spędziłam wieczór z przyjaciółką – opowiadała dalej.
- U Gabrieli? – zapytał. Dziewczyna posmutniała. Nie wiedział dlaczego.
- Nie… u Estelle, a o Gabrieli to może opowiem ci innym razem – blondyn pokiwał głową na zgodę – w pewnym momencie Johnny pojawił się u niej, bo wiedział, że tam właśnie jestem. Miał bukiet róż. Były piękne – rozmarzyła się na chwilę, przypominając sobie jak wyglądały – poszliśmy do niego, bo jego mamy nie było i stwierdził, że nikt nie będzie nam przeszkadzał. Wtedy jeszcze nie domyślałam się co miał tak naprawdę na myśli – głos uwiązł jej w gardle. Przełknęła ślinę i spojrzała na przyjaciela. Patrzył przed siebie z poważną miną i zmrużonymi oczami – dobrze się razem bawiliśmy… łaskotanie takie tam bzdety… zaniósł mnie do swojego pokoju i położył na łóżku – zauważyła kątem oka, że Paweł zacisnął dłonie w pięści – zaczęliśmy się całować i w ogóle… zazwyczaj nie pozwalałam mu na tak wiele. Nie wiem czemu dziś tak było. Nie powiem, że nie było mi przyjemnie. Było całkiem… hmmm… inaczej? Nigdy czegoś takiego nie doświadczyłam. Zapomniałam o całym świecie. Zapomniałam o swoich zasadach… Kiedy chciał zdjąć ze mnie koszulkę, oprzytomniałam. Odepchnęłam go od siebie, a gdy chciał znów się do mnie zbliżyć, uciekłam. Może to się tobie wydawać głupie, ale… – rozpoczęła myśl, ale jej przerwał.
- Nie sądzę, że to było głupie – powiedział z hardą miną, wciąż wpatrując się wprzód – nie powinien sobie pozwalać na zbyt dużo.
- A może to moja wina? Nie powinnam pozwalać mu na tyle… – zamyśliła się. Chłopak zatrzymał się. Zatrzymała się i ona i spojrzała na niego zdziwiona.
- Słuchaj. To, że tutejsze panienki są niezwykle łatwe, nie znaczy, że ty jesteś taka sama. Jako twój chłopak powinien wiedzieć jaka jesteś. A na pewno nie taka jak najwidoczniej sądził. Na twoim miejscu przemyślałbym ten związek – stwierdził i ruszył dalej. Poszła za nim – i nie sądź, że mówię to od tak sobie. Ja znam bardzo dobrze swoją dziewczynę – na te słowa oczy Izy powiększyły się diametralnie.
- To ty masz dziewczynę? – zapytała zszokowana. Spojrzał na nią rozbawiony jej reakcją.
- A co, myślałaś, że już nie nadaję się dla żadnej? – odpowiedział pytaniem. Zrobiło się jej głupio. To wyraźnie brzmiało jak aluzja do tego, że go jakiś czas temu nie wybrała. Spuściła wzrok.
- Hej, no przestań. Żartowałem. Tak naprawdę to powinienem być ci wdzięczny , bo nie wiem co to by było, gdybyś wybrała wtedy inaczej – odparł i trącił ją łokciem. Spojrzała na niego już rozchmurzona – ja wtedy mówiłem prawdę, że zgadzam się z tobą. Nie pasowaliśmy do siebie. Nie czuliśmy chemii. Nie zmieniłem zdania i nie zmienię. Przyjaźń to dla nas najlepsza droga. No tylko popatrz teraz na nas – kontynuował z szerokim uśmiechem. Miał całkowitą rację.
- Co ja bym bez ciebie jako mojego najlepszego przyjaciela zrobiła? – zadała retoryczne pytanie Izabela i rzuciła się na kumpla – a tak właściwie to dziś są przecież walentynki… co ty tu robisz? – zapytała, gdy zakończyli okazywać swoją radość z odnowienia przyjaźni.
- Wracam z randki. Jest jakby – spojrzał na zegarek – prawie 24.
- Naprawdę?! – krzyknęła przerażona szatynka – rodzice mnie zabiją… – stwierdziła i ruszyła pędem w stronę domu – do jutra – zawołała do Pawła, pomachała mu i znikła za rogiem uliczki.
*  *  *
Dzień po walentynkach, a jej kochane skowronki nie ćwierkają razem? Coś tu nie grało… Popatrzyła badawczo na koleżankę. Wyglądała normalnie. Lekko się uśmiechała i rozmawiała ożywiona z ich koleżanką z klasy, ale cały czas też się ukradkiem rozglądała. Jednak nie tak jakby czekała, aż kogoś zobaczy, tylko jakby… obawiała się kogoś zobaczyć. Nie widziała jej od rana z Johnnym, więc czyżby chodziło o niego? Cóż takiego się stało? Podeszła do niej i odciągnęła ją od wścibskich uszu.
- Co jest? – wyszeptała pytanie, patrząc uporczywie na przyjaciółkę, która rozglądała się nerwowo dookoła.
- Nic – odpowiedziała jej Iza zdawkowo.
- Nic?! Myślisz, że jestem ślepa? – wysyczała w jej stronę Telli. Szatynka sapnęła niezadowolona. Nie uśmiechało się jej opowiadanie tego wszystkiego ponownie.
- Dobierał się do mnie, więc uciekłam – nakreśliła krótko sytuację przyjaciółce. Ta chwilę patrzyła na nią wyczekująco, jakby sądziła, że będzie coś więcej, albo że powie, że żartowała.
- To niby ten dramat, przez który przed nim wiejesz? – zaśmiała się blondynka. Iza skarciła ją spojrzeniem.
- To poważne! Mogłabyś się nie śmiać? – zaperzyła się.
- A to ci cnotka-niewydymka! – śmiała się dalej w głos koleżanka, za co dostała w głowę.
- Mogłabyś zejść ciut z tonu? – odparła zażenowana Izka – co cię tak dziwi? Czekam z tym do ślubu!
- Ja rozumiem, ale nie sądzisz, że to nie mnie powinnaś to powiedzieć? A ty zamiast postawić sprawę jasno, ukrywasz się po kątach – odpowiedziała Stell.
- Ja wiem… ale trochę obawiam się naszego spotkania… – powiedziała cicho szatynka.
- A wiesz co ci może pomóc? Konfrontacja z zaskoczenia! – zawołała Es z wyrazem twarzy wyrażającym: ‘ale jestem genialna’. Podbiegła do idącego nieopodal Johnnego i już chciała pchnąć go w ramiona Izabeli, gdy okazało się, że jej już nie ma w tym miejscu, gdzie ją zostawiła dosłownie kilka sekund temu.
- Co tobie? – zapytał brunet, gdy odzyskał równowagę po tym, jak go pchnęła.
- Chciałam zorganizować konfrontację, ale niestety za damę serca wybrałeś sobie chyba strusia pędziwiatra… – stwierdziła zawiedziona Estelle.
- Co? Iza była tutaj? – zapytał zdziwiony – szukam jej od rana wszędzie…
- No była tu jeszcze pół minuty temu – odparła blondynka – a tak w ogóle to odwaliłeś ci powiem… naprawdę sądziłeś, że uda ci się z nią? Ona to nie ja. Ostrzegałam cię, byś nie robił jej krzywdy!
- Nie rozumiesz! – krzyknął zdenerwowany – nie zrobiłbym nic wbrew jej woli. Ale ona… przynajmniej tak sądziłem… dała mi zielone światło!
- Jesteś pewien? – zadała nurtujące go pytanie. Teraz już niczego tak naprawdę nie był pewny i  tak też jej odpowiedział – nie wiedziałeś, że to typ cnotki?
- Nie! Niczego nie wiedziałem! Możesz dać mi spokój?! Już dość sam siebie dołuję przez wspomnienie jej strachu w oczach… to mnie prześladuje – odpowiedział ze smutkiem i odszedł powoli. Poczuł czyiś wzrok na sobie. Był wręcz palący. Spojrzał w bok. Paweł wpatrywał się w niego wrogo. Prychnął. Czyżby kolo jeszcze się nie pogodził z tym, że to mnie wybrała? – pomyślał. Powód był jednak inny. Gdy tylko minął rozgniewanego blondyna i skręcił w boczny korytarz, na horyzoncie pojawiła się biegnąca Izka. Podbiegła do przyjaciela.
- Jest tu gdzieś Johnny? – zapytała zdyszana.
- Był przed chwilą, ale poszedł w tamtą stronę – odpowiedział i wskazał ręką korytarz, w którym zniknął chłopak.
- To super – sapnęła. Bieniek spojrzał na nią zdezorientowany.
- Sądziłem, że go szukasz – odparł.
- Nie, nie… staram się go unikać – sprostowała.
- Boisz się z nim teraz przebywać? – zapytał. Zamyśliła się.
- Tak naprawdę to nie wiem… boję się z nim teraz porozmawiać. Nie wiem co miałabym mu teraz powiedzieć. Na pewno będzie oczekiwał wyjaśnień, a na razie mnie na nie po prostu nie stać – odpowiedziała zrezygnowana.
- Więc nie chodzi o to, że się go teraz boisz? – upewniał się przyjaciel.
- Nie, nie. Możesz sądzić, że jestem głupia – przerwało jej sapnięcie dezaprobaty – ale chyba miłość mi przysłoniła racjonalne myślenie. Nigdy się go nie bałam i nadal mu ufam. Wtedy… po prostu emocji było za dużo. Teraz jak o tym… o nim myślę to wiem, że nie zrobiłby mi nic złego – spojrzał na nią sceptycznie.
- Więc wszystko spoko tylko nie wiesz co powiedzieć… – podsumował i zaczął nad tym myśleć – może po prostu powiedz ,,zapomnijmy o tym co było, ale wiedz, że nie możesz liczyć na coś tego typu ode mnie przed ślubem”?
- Hahah, fajna koncepcja – zaśmiała się dziewczyna, ale od razu spoważniała i rozejrzała się nerwowo – chyba słyszałam gdzieś jego głos.
- Ale ty masz te zmysły – powiedział z uznaniem kolega – widzę go na końcu korytarza.
- O nie – zawołała i schowała się za Pawłem.
- Sądzę, że nie powinnaś odwalać takich szopek. Jeśli nie wiesz co mu powiedzieć to przynajmniej to mu powiedz. Mimo że zachował się jak niewrażliwy dupek, powinnaś mu ulżyć w cierpieniach i dać chociaż znak życia. Poproś by dał ci trochę czasu na przemyślenie wszystkiego, was – poradził – a przede wszystkim wyłaź stamtąd. Zbliża się. Masz szansę. Masz mnie blisko jakby co – dziewczyna wyjrzała powoli zza przyjaciela, a gdy zobaczyła swojego chłopaka zmierzającego w jej stronę, przełknęła głośno ślinę. Spojrzała na blondyna.
- Masz rację – powiedziała i wyszła na spotkanie Johnnemu. Ten zacisnął pięści. Wyglądał strasznie. Był zagniewany. Przeniósł spojrzenie z dziewczyny na chłopaka, za którym się jeszcze przed chwilą chowała i już chciał wyminąć Izę i ruszyć na biedaka, gdy złapała go mocno i powiedziała zdecydowanie:
- chodź – siłownia – przemknęło jej przez myśl. To zawsze mu pomagało. 

2 komentarze:

  1. Według mnie rozmowa jest rozwiązaniem na wszystko.. Czuje, ze jeszcze pomiedzy tą dwójką będzie sielankowo;))

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapraszam na nowości na siatkowka-jedyna-miloscia.blogspot.com otaz na milosne-poswiecenie.blogspot.com. Zaległości jeśli się uda nadrobię na dniach. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń