no i proszę, jest trochę sielanki ;)
pojawiły się dziś różne wątki, taki misz-masz :P
tytuł jak zazwyczaj wieloznaczny
podoba mi się piosenka dziś wykorzystana, ale katuję jeszcze inną ;D
tylko akurat nie pasowała zbytnio więc nie ma jej tym razem...
może ktoś chce być informowany o nowym rozdziale?
jeśli tak to skomentujcie w zakładce 'ogłoszenia', w treści jakiś kontakt dajcie :)
no to pozdrawiam i zapraszam do czytania :*
,,Jak mogę kochać, kiedy boję się zakochać?
Ale patrząc na ciebie, stojącego samotnie,
cała moja wątpliwość nagle jakoś znika (...)
Będę odważna, nie pozwolę niczemu
odebrać tego, co stoi przede mną"
Przed oczami
ciągle miała przesłodki obrazek przytulającej się nowej z jej byłym chłopakiem.
Miała ochotę wyrwać tej wywłoce serce i rzucić pod koła swojego cudnego
różowego kabrioletu, by je malowniczo rozjechać. Tak, Rachel nie należała do
tych co łatwo zapominają urazy, a jej związek był całkowicie udany dopóki ta
idiotyczna szatynka nie weszła jej w drogę.
- Ta ofiara losu pożałuje, że w ogóle
pojawiła się whenever w Ameryce… – powiedziała do grupy przyjaciółek, które
wiernie otaczały ją swym wianuszkiem, gdy szła żwawo korytarzem.
- Tak właściwie to skąd ta pewność, że to
przez nią Ian z tobą zerwał? – zapytała jedna z racjonalniejszych dziewczyn.
Rachel ustała gwałtownie, a pozostałe wpadły na nią z impetem. Stojący
nieopodal chłopcy z drużyny, wybuchli śmiechem, a wręcz tarzali się ze śmiechu.
- I co tak was śmieszy, douche bags?! –
wydarła się najważniejsza w grupie – nie mam wątpliwości who is guilty
rozpadowi mojego idealnego relationship! A zemszczę się na both! I Ianie i Izie
czy jak jej tam… – odparowała do dziewcząt, otaczających ją. Mówiła dosyć
głośno, więc chłopcy ją usłyszeli. Gdy to zauważyła, ściszyła głos i dalsze
kłótnie i plany postanowiła snuć jak najdalej od zawodników.
- Ty, słyszałeś? – Eric trącił kolegę.
- Słyszałem, słyszałem. Co za głupia
laska… – odpowiedział Tyler i zamyślił się – no cóż, trzeba chronić swoich.
Ostrzegę Iana, że ‘panna-różowe-maserati’ chce go udupić. Tak ogółem to nadal
nie mogę pojąć czemu on z nią był…
totalny bezsens.
- No co? Gorąca jest… – stwierdził Ric, za
co dostał w tył głowy od kumpla.
- Opanuj się – powiedział Ty – czekaj,
czekaj… to może być myśl. Nawet do siebie pasujecie! Zajmij się nią, a zapomni
o Ianie i da spokój całej tej sprawie!
- Eee… że niby mam być przynętą czy coś? –
zapytał zdezorientowany Eric, a czarnoskóry kolega poklepał go po plecach jak
miał w zwyczaju i powiedział:
- nie martw się na zapas. Po prostu uderz
do niej i się postaraj – wytłumaczył nierozgarniętemu chłopakowi, a ten pokiwał
głową na znak, że rozumie. Przynajmniej mniej więcej.
*
* *
Patrzyła jak
drzewa migają jej przed oczami. Rozmazany obraz nie interesował jej nawet w
najmniejszym stopniu. Siedziała zamyślona w samochodzie na tylnej kanapie i
czekała, aż dojadą. Zastanawiała się co może ją czekać i co też powie, gdy
spotka się twarzą w twarz z podejrzanie dziwną matką Gabrieli. Ciekawe czy w
ogóle spotka się z przyjaciółką. Chciałaby ją w końcu zobaczyć… upewnić się, że
wszystko jest w porządku i uspokoić Estelle.
- Dojechaliśmy – usłyszała przytłumiony głos zza szyby samochodu.
Zorientowała się, że mama puka w szybę i próbuje ją przywołać z krainy myśli.
Dziewczyna wyszła powoli i rozejrzała się. Stała na obszernym podwórku gdzieś
na wsi. Było cicho i spokojnie. Nie było żadnego samochodu oprócz ich.
Niedaleko zauważyła stosunkowo duży dom. Rodzice skierowali się w jego stronę. Poszła
za nimi. Mama zapukała do drzwi i uśmiechnęła się pokrzepiająco do córki. Po
chwili otworzyła im pani w podeszłym wieku.
- Słucham? – zwróciła się do nich
pogodnie. Pierwszą myślą na jej widok było zadziwienie jej radością i
niedowierzanie, że jest na cokolwiek chora. Wyglądała jak w kwiecie wieku.
- Dzień dobry. Przepraszamy, że
niepokoimy, ale czy mamy przyjemność z panią Forks? – zaczęła mama.
- Tak – odparła staruszka.
- Och, to dobrze – wymsknęło się Izie.
Przez wygląd otoczenia straciła nadzieję, że to poprawny adres – przepraszam –
powiedziała, zauważając karcące spojrzenie rodzicielki.
- Miło nam poznać panią. Chcielibyśmy
porozmawiać z pani synową i jej córką, Gabrielą – ciągnęła dalej pani
Mieczkowska.
- Och, ale oni mieszkają w Filadelfii… chcą
państwo adres? – odpowiedziała babcia Brysi.
- Ale poinformowano nas, że mają być
tutaj, by opiekować się panią, wyprowadzili się z Filadelfii – powiedział
ojciec Izabeli.
- No to źle państwa poinformowano –
stwierdziła z uśmiechem – nie potrzebuję na razie opieki, a o tym, że się
wyprowadzili to nic nie wiem. A to coś pilnego?
- Tak – powiedziała zdecydowanie Iza, a
kobieta zaprosiła ich gestem do środka i złapała za telefon.
- Zaraz zadzwonimy i się dowiemy,
Siądźcie, proszę – wskazała kanapę w salonie. Państwo Mieczkowscy usiedli
posłusznie.
- Halo? – powiedziała kobieta po chwili do
słuchawki – witaj synuś. Czy chciałbyś mi o czymś powiedzieć? Na przykład o
waszej przeprowadzce? – zapytała – nieważne skąd wiem. Moja synowa znów coś
wymyśliła? – zapadła cisza na dłuższą chwilę – podaj adres, bo nawet nie będę
miała jak was odwiedzić… – chwyciła za leżącą na stoliku nieopodal kartkę i
zapisała szybko to co usłyszała. Po kilku minutach rozłączyła się – no więc
moja synowa ma różne pomysły – zaśmiała się, zwracając się do swych gości –
nadal mieszkają w Filadelfii tylko na drugim końcu. Szkoda, bo w poprzednim
miejscu Gabrysia miała taką dobrą szkołę… a tak w ogóle to o co chodzi?
Jesteście ich znajomymi? – zapytała w końcu.
- Jestem przyjaciółką Gabrysi ze szkoły. Ni
stąd ni zowąd się wyprowadziła i trochę się zmartwiłam. Jedyne co miałam to
pani adres – wytłumaczyła Iza.
- Ach, rozumiem – staruszka pokiwała głową
– teraz mieszka na Johnston 1009.
- Dziękuję – odpowiedziała zadowolona
dziewczyna – ale czemu tak szybko się wyprowadzili? Ostatnim razem jak Brysia
się ze mną kontaktowała to powiedziała, że przeprowadzają się tutaj. Jej mama
musiała ją okłamać. Tylko po co?
- Nie wiem – babcia wzruszyła ramionami –
syn nie chciał mi wiele powiedzieć… mnie też dziwi fakt przeprowadzki i to w
obrębie jednego miasta… widocznie nie chcieli tracić pracy… czyli było to
pewnie spowodowane szkołą Gabrieli.
- Ale ona nie miała żadnych kłopotów… –
odparła Izka i zamyśliła się.
- Nie wiem, dziecko, nie wiem – pani Forks
pokręciła głową. Dowiedzieli się wszystkiego czego mogli. Rodzice Izy
zrozumieli, że jednak coś może się dziać, a Izabela powracała z jeszcze większą
liczbą pytań bez odpowiedzi. Pożegnali się z kobietą i wyruszyli w drogę
powrotną.
*
* *
Taka szczęśliwa to
nigdy nie była, zmierzając do szkoły. Gdy wysiadła z samochodu koleżanki z
ogromnym uśmiechem na twarzy, podskakując z radości, ludzie dziwnie się na nią
patrzyli. Całkowicie się tym nie przejmowała i szybko przemierzała szkolny
parking w poszukiwaniu ukochanego. Przyjaciółka wołała za nią, by zaczekała,
ale była tak podekscytowana, że nogi same ją niosły, jakby wcale nie prosiły ją
o pozwolenie. Wreszcie go zauważyła. Stał na szczycie schodów prowadzących do
szkoły z ręką w kieszeni. Miał niedbale przewieszony przez ramię plecak,
jeansy, czarną koszulkę i trampki, a włosy miał lekko zmierzwione. Rozglądał
się po parkingu. Wyglądał genialnie, mimo śladów bójki na twarzy. Na szczęście
nie miał nic złamane – chłopcy z drużyny wiedzieli co robili. Przez chwilę
stała i wpatrywała się w niego jak w obrazek, nie mogąc się ruszyć. Jej
kwiecista spódniczka igrała swobodnie na wietrze. Estelle dogoniła ją wreszcie
i trąciła ją.
- Nie zapomnij tylko jak się oddycha –
zaśmiała się do ucha koleżance. Wtedy Johnny je zauważył i uśmiechnął się na
widok swojej dziewczyny. Izie lekko ugięły się kolana na ten widok. Es
popchnęła ją delikatnie do przodu – idź wreszcie, bo nie zdążycie na zajęcia
zakochańce – szatynka wytknęła jej język i odprowadziła wzrokiem, gdy ta odchodziła.
Westchnęła. Trzeba zrobić dobre wrażenie!
– postanowiła w myślach. Zaczęła powoli iść w stronę chłopaka, aby tylko
się nie potknąć. Jego miała przecież zwalić z nóg, a nie siebie.
- Nie zdążysz na lekcje jak będziesz się
tak włóczyć – zakpił jak to miał w
zwyczaju. Niektóre rzeczy się nie zmieniają. Ale to dobrze. Przecież to, że są
w związku nie znaczy, że mają wyzbyć się swoich charakterów. Za mało ludzi o
tym pamięta.
- Martw się o siebie Trevtner! –
odkrzyknęła i zrobiła naburmuszoną minę. Ustała i założyła ręce na piersiach.
Chłopak zbiegł po schodach, pochylił się nad nią i wyszeptał:
- tylko nie krzycz – ucałował ją w czoło i
wziął na ręce. Zaskoczona w pierwszym momencie zapomniała o prośbie i pisnęła,
ale od razu się ogarnęła.
- Jesteś pewien, że możesz nosić ciężary?
– zapytała z troską, gdy wnosił ją po schodach.
- Jakie ciężary? – odparł z uśmiechem.
Rzeczywiście nie czuła się ciężka w jego ramionach. Wręcz przeciwnie, czuła się
jak piórko. Niebywałe.
- Dalej jednak pójdę na własnych nogach –
powiedziała stanowczo przed drzwiami szkoły. Wzruszył ramionami i postawił ją
na nogach. Otworzył drzwi i przepuścił ją.
- Ale jak znów będziesz się tak wlec to
będę zmuszony znów cię nieść – odpowiedział, wymierzając w nią palec
wskazujący. Odgoniła go.
- Nie będzie potrzeby – stwierdziła z dumą
w głosie i uśmiechnęła się cwaniacko. Johnny zmrużył oczy, zastanawiając się co
knuje, bo wyraźnie na coś się zanosiło. Nagle dziewczyna odwróciła się i
zaczęła biec, wołając:
- goń mnie! – gonitwa długo nie trwała, bo
było już po dzwonku, więc ludzie się tak nie kłębili na korytarzach. Sprawnie
wyminął kilku ludzi i złapał uciekiniera. Okręcił ją przodem do siebie i z
poważną miną wpatrywał się jej w oczy.
- Wiesz, że nie dam ci uciec ode mnie –
powiedział po chwili.
- Strasznie to zabrzmiało – zaśmiała się –
kto w ogóle powiedział, że chcę? – dodała i uśmiechnęła się lekko. Chłopak ujął
jej twarz w swoje dłonie i delikatnie pocałował, a gdy nie zaprotestowała,
zaczął pogłębiać pocałunek. Dziewczyna wspięła się na palce i zatopiła palce w
jego włosach, robiąc mu jeszcze większy nieład na głowie. Po jakimś czasie
przypomnieli sobie, że znajdują się w szkole i oderwali się od siebie. Korytarz
zupełnie opustoszał, więc pognali szybko do swoich klas. Gdy Iza weszła do sali,
pierwsze co zauważyła to ogromny wyszczerz Stell, bo inni nie zwracali na nią
szczególnej uwagi. No i z czego ta się
cieszy? – pomyślała automatycznie. Po przeproszeniu za spóźnienie, usiadła
w ławce i rozpakowała rzeczy. Przyjaciółka jednak nie dawała jej spokoju swoim
wyszczerzem skierowanym nieustannie w jej stronę. Zaczęła się zastanawiać czy
nie ma niczego na twarzy. Zapytała o to bezgłośnie koleżankę, a ta w odpowiedzi
wskazała na włosy. Izabela pacnęła się w czoło. Johnny bawił się jej włosami!
Dotknęła ich i z przerażeniem odkryła, że ma totalną szopę. Zaczęła szybko je
poprawiać i dziękowała Bogu, że prócz Telli nikt jej nawet nie zaszczycił
spojrzeniem, gdy wparowała spóźniona do klasy. Po zakończeniu lekcji dziewczyny
wypadły z sali, śmiejąc się w najlepsze. Niestety musiały powrócić do
rzeczywistości, która nie była do końca kolorowa. Iza opowiedziała przyjaciółce
o wyprawie do babci Gabrieli.
- Co ta kobieta wymyśliła?! –
zbulwersowała się Estelle.
- Spokojnie – powiedziała szatynka w próbie
uspokojenia rozemocjonowanej koleżanki – mam adres, tak? Więc za kilka dni, jak
tylko ci się szlaban skończy, pojedziemy tam i wszystkiego się dowiemy.
- Masz rację… jesteśmy już bliżej niż
dalej rozwiązania – odpowiedziała Es już bardziej spokojnie – a tam w ogóle to
gdzie twój kochaś?
- A nie wiem. Przecież nie będziemy ze
sobą cały czas. Ma swoich znajomych, ja mam swoich. Bez spinki. Nie jestem
jakąś zaborczą panną, ani on też – odparła Iza.
- On ma znajomych? Przecież go wystawili
ostatnio, przez co w szpitalu wylądował – stwierdziła Stell.
- Chyba poszedł się z nimi pogodzić –
powiedziała Izka i wskazała na grupkę nieopodal stojących ludzi i
rozmawiających z Johnnym. Niby wszyscy wyglądali podobnie, a jednak z łatwością
wyłoniła z tego tłumu swojego chłopaka. Swojego chłopaka? Czy mogła tak mówić?
Oficjalnie to żadnego pytania nie było… no ale w końcu nie są w przedszkolu.
Takie rzeczy się wie po prostu. Prawda? Tak?
To opowiadanie z rozdziału na rozdział staje sie coraz ciekawsze;)) I bardzo dobrze;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie:
http://przezcalezyciesiatkowka.blogspot.com/