PRZECZYTAJ ZANIM ZACZNIESZ! Odsyłam także do ogłoszeń. Ale do rzeczy. Znacie to na pewno: ,,wszystko co piszę jest fikcją..." itd, itp. Nic nie jest do końca fikcją... Żeby coś napisać, trzeba było to przeżyć lub chociaż o tym usłyszeć. I tak też jest z tym opowiadaniem. To będzie suma przeżyć moich i nie tylko moich. Bohaterowie będą mieszanką mnie i tych, których skądinąd znam. Pozdrawiam.

sobota, 17 listopada 2012

12. Przebudzenie


no i mamy 12! moja ulubiona liczba :D
kurczę, muszę pisać więcej, bo nieubłaganie zbliżam się do końca moich zapasów! eh...
dziś jest ważny dzień! w opowiadaniu oczywiście ;) nie zabijajcie za łzawość tego fragmentu ^_^ i nie dajcie się nabrać! jak już wspominałam moi bohaterzy mają niejedną twarz... nie można do końca ufać nikomu. zazwyczaj na początku związku zakochani są bardzo ,,słodcy" i niemal ,,idealni", tak też jest w tym rozdziale jako że stawiam na realizm, więc nie bijcie :p
tytuł można wielorako odczytywać, z resztą jak prawie zawsze :)
w cytacie, linku i w trakcie opowiadania wykorzystałam piosenkę, przy której ten fragment wtedy pisałam :) bardzo ją lubię :P na dole będą tłumaczenia, ponieważ ważne są jej słowa, przekonacie się z resztą. cytat ponownie ustami Izy
zgłosiłam się do nowego projektu Oleńki_Kg, ale nie wiem co z tego wyjdzie, więc nic wam na razie nie powiem :P ;)
pozdrawiam i zapraszam do lektury :*
                                                    
,,Wróć, pomogę ci stanąć.
Odpuść i złap mnie za rękę.
Jeśli wszystkim, czego chciałeś, jestem ja, 
nie mogłabym dać ci mniej"

To dziś. Prawdopodobnie. Milion razy i na miliony sposobów wyobrażała sobie jak to będzie. Miała w pamięci ich ostatnią rozmowę. Tak bardzo chciała, by spojrzał na nią w ten sposób co wtedy. Już. Teraz. Natychmiast. Kiedy raz się doświadczy czegoś takiego, chce się więcej, chce się tego wiecznie. Do tej pory coś takiego mogła tylko sobie wyobrażać lub widywać w filmach. Mieć coś takiego we wspomnieniach… już to samo jest cudowne! A tak wiele może ich jeszcze czekać…Tak bardzo chciała, by już się wybudził, by już nie czuła się samotna, by był z nią, patrzył na nią, rozmawiał z nią. Czytała lekturę, którą miała do przeczytania na pojutrze. Wiedziała, że gdy się wybudzi nie będzie miała czasu ani głowy do takich rzeczy. Co chwilę odrywała spojrzenie od stronic książki i zerkała na Johnnego czy przypadkiem nie obserwuje jej. Cały czas czuła na sobie czyjeś spojrzenie. Nie wiedziała, że to Ian patrzy na nią zza szyby okna między szpitalnym korytarzem a salą. Miał iść po kawę i wrócić, ale tam w sali musiał siedzieć cicho, by Iza spokojnie nadrabiała szkolne zaległości i znosić jej tęskne spojrzenie rzucane co chwilę w stronę Johnnego. Tu mógł bezkarnie napawać się jej widokiem. Poczuł, że kawa zaczyna stygnąć, więc ociągając się, wkroczył do pomieszczenia.
- Proszę – powiedział i podał dziewczynie kubek.
- Chyba trochę przestygła – zauważyła i spojrzała podejrzliwie na chłopaka, ale zaraz wróciła wzrokiem do ukochanego. Ian poczuł ukłucie gdzieś w klatce piersiowej.
- A no bo nie przyszedłem tu od razu – powiedział zgodnie z prawdą.
- A to gdzie się włóczyłeś? – zapytała z uśmiechem, nie odrywając wzroku od chorego. Kolejne ukłucie.
- A niedaleko – odpowiedział. Mruknęła coś niezrozumiałego i powróciła do lektury. Nie mógł wytrzymać już po kilku minutach. Wstał i rzucił na odchodnym, że idzie się przewietrzyć, a ona tylko przytaknęła głową. Przechadzał się około godziny po szpitalnym ogrodzie. Był całkiem duży i ładny. Niestety nie pomagało mu to ogarnąć myśli. Musi cos zrobić… przecież nie jest taki! Nie daje za wygraną! Ale co racja to racja, to trochę niesprawiedliwe współzawodniczyć z gościem w śpiączce… Ale co mu pozostało? Musi coś wymyślić… Powrócił do szpitala i pełen determinacji wszedł do sali Johnnego. Nic się nie zmieniło. Iza siedziała i czytała, a Johnny leżał w bezruchu na łóżku.
- Nadal się nie wybudził? – zagaił.
- Nie – odpowiedziała krótko, nie przestając czytać. Westchnął. Postanowił postawić wszystko na jedną kartę. Żadnych kombinacji, bo nie dają rezultatu.
- Porozmawiasz ze mną? – zapytał nieśmiało. Powoli uniosła wzrok i zamrugała.
- Co? – zauważył zdziwienie w jej głosie i oczach. Tak, wreszcie na niego spojrzała.
- Nudzi mi się i bardzo bym chciał porozmawiać – odparł z lekkim uśmiechem. Odchrząknęła i ku jego zaskoczeniu odłożyła książkę.
- A o czym? – zadała proste pytanie. Proste dla niej. Dla niego? Niekoniecznie.
- Hmmm… – zastanawiał się chwilę. Potrzebował jej bliskości – tak właściwie to jeśli już chcesz mi poświęcić czas to mam prośbę – patrzyła zaciekawiona jak wstaje i wyciąga do niej dłoń – naucz mnie tańczyć. Mogę się założyć, że potrafisz – uśmiechnęła się. Rzeczywiście umiała.
- No dobrze, ale wiesz, że będzie nam potrzebna muzyka? – zaśmiała się i ujęła jego dłoń. Wyjął telefon i puścił balladę. Położyła jego drugą dłoń na swoim wcięciu w talii, przysunęła się i zaczęła go cicho instruować. Bujali się lekko w lewo i prawo. Znał dobrze tą piosenkę. Specjalnie ją wybrał. Szeptał jej kolejne słowa:
- come back when you can. Let go, you'll understand. You've done nothing at all to make me love you less so come back when you can. Come back, I'll help you stand. Let go and hold my hand. If all you wanted was me, I'd give you nothing less. So come back when you can…* – gdy piosenka się skończyła, jeszcze przez chwilę się kołysali. Iza skierowała wzrok ku górze. Ich spojrzenia się spotkały. Nie wiedział czy dobrze robi, ale pragnienie wzięło górę i zaczął się pochylać, by ją pocałować.
- Umiesz tańczyć, prawda? – zapytała cicho. Uśmiechnął się delikatnie. Izabela miała mętlik w głowie. Nie wiedziała czy to z tęsknoty za Johnnym, czy pod wpływem chwili, czy może zaczęła coś czuć do Iana, ale chciała, by ją pocałował, choć bardzo się bała. Johnny? Ian? Johnny? Ian? Johnny? – obijało się jej o czaszkę, a on był już tak blisko… ich usta dzieliły milimetry… miała tak wyczulone zmysły… nagle usłyszała jakby ktoś się ruszał w pościeli. Odepchnęła zdezorientowanego kolegę i spojrzała na ukochanego. Miał szeroko otwarte oczy i próbował wstać. Niestety mięśnie mu odmawiały posłuszeństwa po długim bezruchu. Jego twarz wykrzywiał grymas złości. Podbiegła do niego i przytrzymała go na łóżku.
- Spokojnie, nie ruszaj się – powiedziała ze łzami w oczach. Nie tak miało być. Nie tak to sobie wyobrażała… czemu właśnie teraz?! – wyjdź! – krzyknęła do Iana, a ten posłusznie wykonał jej polecenie. Gdy wyszedł, Johnny wyraźnie się uspokoił. Spojrzał na dziewczynę z żalem. Nie tak miał spojrzeć…
- Czemu? – zapytał smutno. Patrzyła na niego, płacząc. Wzruszyła ramionami. Przyciągnął ją do siebie – ile spałem? – zapytał po chwili. Nie mogła nic z siebie wydusić. Wyjęła telefon i pokazała mu – to dlatego? Bo mnie tyle nie było? – zadał kolejne pytania. Znów wzruszyła ramionami. Otarła policzki, przełknęła ślinę i odchrząknęła.
- Wybacz – powiedziała cicho. Odgarnął kosmyk z jej twarzy.
- Wiem, że ty taka nie jesteś… To wszystko przez niego. Specjalnie wszystko zrobił. Zawsze mnie gnębił… – odparł.
- Nie… on mi pomagał. Przywoził i w ogóle… przyznał się nawet i wyrzucili go tylko z drużyny. Naprawdę żałował – odpowiedziała. Pokręcił głową.
- On właśnie taki jest. Zrobi wszystko, by coś osiągnąć. Nie dziwię się, że tym razem jego celem byłaś ty… Jak widać, nawet dla kogoś takiego jak on, jesteś warta wszelkich poświęceń – stwierdził z uśmiechem – tylko szkoda, że się nabrałaś – spuścił wzrok.
- Przepraszam… tak bardzo tęskniłam! Chyba dlatego byłam taka uległa… Tyle się działo, a ciebie nie było. Z kolei on był jak mój cień. Namieszał mi w głowie… – mówiła szybko, nie umiejąc opanować emocji. Złapał jej dłonie i uścisnął lekko.
- Spokojnie. Wiem… i przepraszam, że… – zaczął.
- Ale to przecież nie twoja wina tylko tej lekarki, która podała ci zły lek! – przerwała mu.
- Ale przecież to ja poszedłem na ten rewanż i to bez wsparcia, choć wiedziałem, że on będzie miał i że nie zachowa się honorowo i nie będzie walczył ze mną, tylko naśle swoich sługusów. To wszystko przez moją pieprzoną dumę… tak jak i to, że wtedy w szatni odszedłem i się później nie odzywałem, bo mnie trochę uraziłaś – obwiniał siebie. Zacisnął zęby i podciągnął się do pozycji siedzącej. Spojrzał na nią z uśmiechem, bo ona patrzyła na niego zmartwiona. Przyciągnął ją do siebie i delikatnie pocałował. Niby krótki buziak, a zaparł dech w piersi obojga.
- Dobrze, że masz takie wyczucie czasu – powiedziała z uśmiechem i ułożyła się koło niego. Położyła głowę na jego klatce piersiowej, a on zaczął głaskać ją po głowie. Trwali tak przez dłuższy czas, aż przyszła pielęgniarka. Stwierdziła, że trzeba powiadomić matkę chłopaka, o czym całkowicie szatynka zapomniała. Wyszła z sali i zadzwoniła po nią. Gdy skończyła połączenie, zauważyła, że na korytarzu siedzi Ian. Podeszła do niego.
- Czego nie rozumiesz w słowie ‘wyjdź’? – zapytała zdenerwowana.
- Sądziłem, że dotyczy tylko sali. Muszę pogratulować Johnnemu wygranej. Czekałem, aż sobie wyjdziesz – odparł.
- Jakiej wygranej? – zadała kolejne pytanie coraz bardziej poirytowana. Wstał i spojrzał jej w oczy.
- Wygrał zakład. Zakład o ciebie – odpowiedział. Spuściła wzrok. Nie wiedziała co myśleć. Wyminął ją i wszedł do sali.
- Gratuluję – powiedział z wrednym uśmieszkiem. Iza ustała w wejściu i spojrzała na zdezorientowanego Johnnego ze łzami w oczach.
- Co już wymyśliłeś, idioto?! – wykrzyknął i próbował wstać, ale nie mógł. Zgrzytnął zębami, a Ian mijając w drzwiach dziewczynę wyszeptał jej do ucha:
- come back when you can** – zadrżała. To był wers piosenki, którą jej śpiewał… Mam wrócić, kiedy będę mogła? Po co? Żeby to jednak on wygrał zakład? Wolne żarty… – pomyślała.
- Co ci powiedział? Nie pamiętasz co ci powiedziałem o nim? Co jest? – zadawał kolejne pytania, a ona nic nie mówiła. Cofnęła się na korytarz i oparła się o ścianę. Pojedyncza łza spłynęła jej po policzku. Słyszała jak ją woła, ale nie reagowała. W końcu zaprzestał. Po chwili jednak usłyszała ciche skrzypienie łóżka. Wstał. Przerażona wparowała do sali i ujrzała jak odłącza się od wszystkich aparatur, stojąc przy łóżku. Złapała go za ręce.
- Przestań – nakazała.
- Jak mam przestać jak ode mnie odchodzisz – odpowiedział smutno.
- Kto powiedział, że odchodzę? – zapytała.
- Cokolwiek powiedział, wiesz, że to najprawdopodobniej nieprawda – odparł – czemu wciąż mu wierzysz?
- Boję się, że to co mam jest zbyt idealne, aż nierealne, że ty jesteś zbyt idealny… – odparła cicho, puszczając jego ręce.
- Nierealny? – ujął jej twarz w wyswobodzone dłonie i skłonił, by popatrzyła na niego – nie jestem idealny, więc nie mogę być nierealny. Ale… – zamilkł na chwilę, zastanawiając się jakich użyć słów – ale wiedz, że to co do ciebie czuję, sprawia, że chcę być idealny. Idealny dla ciebie. Dla nas.
*  *  *
- To kiedy wraca? – zapytała Es, gdy dowiedziała się, że Johnny się obudził.
- W przyszłym tygodniu. Musi przejść rehabilitację. Miał dużo urazów i przez tą śpiączkę mięśnie mu trochę zastygły czy coś – odpowiedziała Iza.
- A rozmawiałaś z rodzicami o Bryśce? – pytała dalej blondynka.
- Tak, ale niestety miałam chyba za mało argumentów – stwierdziła Izabela zrezygnowana – próbowałam też nakłonić ich do tego, bym po prostu ją odwiedziła, bo tęsknię i się martwię, ponieważ nie mamy od niej żadnych wieści, ale odpowiedzieli, że za mało czasu minęło i że trzeba sobie radzić z tęsknotą.
- No to lipa – podsumowała Stell.
- Yhm – potwierdziła szatynka – ale za tydzień może dadzą się namówić – powiedziała z nadzieją.
- Może… – odparła Telli – Ian zmierza w tą stronę – dodała po chwili, a Iza od razu gdzieś się rozpłynęła – no, no. Tak zniechęcić do siebie dziewczynę to chyba tylko Ian Kacperski potrafi – zaśmiała się, gdy wyżej wymieniony był w odpowiedniej odległości od niej, by to usłyszeć. Spojrzał na nią spode łba – i co się tak lampisz? – zadrwiła, a on odszedł bez słowa. Gdy straciła go z pola widzenia, Izabela od razu się pojawiła, sprawiając, że Estelle podskoczyła ze strachu – czasem mam wrażenie, że ty jakieś nadprzyrodzone moce masz… – stwierdziła z podziwem, na co Izka się roześmiała.
- Staram się go unikać. Johnny na pewno nie chciałby, żebym miała z nim jakikolwiek kontakt – odpowiedziała.
- Widzę, że znalazł sobie perfekcyjną kobietę – powiedziała Es. Iza spojrzała na nią zdezorientowana – lubi rządzić, a ty jesteś uległa, nawet jeśli od ciebie tego nie żąda. Ideał – wyjaśniła.
- Czy ty próbujesz mi go obrzydzić? – zapytała podejrzliwie Izabela.
- Weź, przestań. Przecież widzę, że się nie da – odpowiedziała ze śmiechem – mówię jak jest. Trochę wam zazdroszczę, że tak do siebie pasujecie… że się odnaleźliście… przyznaję, na początku myślałam, że się tak ciebie uczepił, żeby mi dopiec, ale teraz… Taka miłość, że idzie rzygać tęczą – śmiała się dalej.
- Czekaj, czekaj… czemu nic mi nie powiedziałaś o swoich podejrzeniach?! – zirytowała się Izka.
- Spokooojnie – uspokajała koleżankę Telli – nie chciałam ci nic mówić, bo to były tylko domysły. I widzisz? Okazały się nieprawdą. A jakbym to ci powiedziała to kto wie jak by to się skończyło… nie chciałam mącić, póki nie byłam pewna.
- No dobrze… tylko nie kryj więcej przede mną… – odpowiedziała Iza.
                                                           
*- wróć, kiedy będziesz mogła. Odpuść, zrozumiesz. Nie zrobiłaś kompletnie nic, aby sprawić, bym kochał cię mniej, więc wróć, kiedy będziesz mogła
**- wróć, kiedy będziesz mogła

4 komentarze:

  1. no i się obudził. Super :) jestem ciekawa co wymysliłaś dalej. Co do Ian'a. No cóż, tonący brzytwy się chwyta. Ale zobaczymy jak potoczą się ich losy. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. p.s. co do naszej współpracy na którą chcesz się pisac to dogadaj się ze mna poprzez maila lub gg. Zastanów się jednak, bo ja oczekuję pełnego profesjonalizmu, ponieważ to nie my, jeśli ewentualnie zgodzisz się na współpracę, będziemy pisac tego bloga, a czytelnicy. Coś na wzór oni piszą my bawimy się w edytorów i to publikujemy. Ja zaproponowałam współpracę, bo byc może ktoś kto interesuje się dziennikarstwem ma szansę zebrac trochę "dziennikarskiego szlifu". Ja nie dam rady poprowadzic tego sama, dlatego zapytałam czy czyjeś imię i nazwisko chce figurowac obok mojego pod każdym postem. Jeśli w to wchodzisz to super, bo pomysł mi się spodobał. A jeśli nie będę musiała się pogodzic z tym, że jednak się nie udało. Jakby co maila masz na dawnym onetowskim SJM,a gg byc może gdzieś jeszcze jest

      Usuń
  2. wiesz...jak czytałam ten rodział to samo stwierdzenie przyszło mi na myśl "tonący brzytwy się chwyta"...
    Czekam na sielankowe momenty;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam! Z góry z całego serca przepraszam za spam, jednak wiadomo, każdy chce zdobyć czytelników, prawda? :) Jeśli nie jesteś zainteresowana, po prostu zignoruj ten komentarz. Będę jednak bardzo szczęśliwa, jeśli chociaż rzucisz okiem. Może treść cię zainteresuje? :)

    Poznaj piątkę młodych ludzi, którzy mają podobne spojrzenie na świat, jednak są zupełnie inni. Każde z nich zmaga się z własnymi problemami, nałogami, lękami, słabościami i trudami własnego życia. Są samotni i nie wierzą w dobro czy sprawiedliwość. Na skutek pewnych wydarzeń, zostają ukarani i wspólnie muszą odremontować bibliotekę. Żadne z nich nie spodziewa się jednak, że w tej grupie znajdą osoby, z którymi połączy je przyjaźń a nawet coś więcej. Poznaj historię rozwijającej się przyjaźni oraz losy nastolatków którzy nauczyli się ufać i kochać.
    http://brytyjski-akcent.blogspot.com/

    Z góry bardzo dziękuję za wstąpienie na bloga. Liczę, że treść cię zaciekawi i jeszcze raz przepraszam za spam. ♥

    OdpowiedzUsuń