PRZECZYTAJ ZANIM ZACZNIESZ! Odsyłam także do ogłoszeń. Ale do rzeczy. Znacie to na pewno: ,,wszystko co piszę jest fikcją..." itd, itp. Nic nie jest do końca fikcją... Żeby coś napisać, trzeba było to przeżyć lub chociaż o tym usłyszeć. I tak też jest z tym opowiadaniem. To będzie suma przeżyć moich i nie tylko moich. Bohaterowie będą mieszanką mnie i tych, których skądinąd znam. Pozdrawiam.

sobota, 3 listopada 2012

10. Migracje


no i mamy kolejną sobotę :) już dwa dni temu miałam wrażenie jakby nadszedł czas na publikację ^_^ to zapewne przez święta :P 
dziś tak jak pisałam tydzień temu o Ianie ciut, a za tydzień mieszanka wybuchowa, i to dosłownie ;D 
jest dłużej niż poprzednio ;) a tytuł to z powodu odejścia i powrotu różnych bohaterów, jak przeczytacie to będziecie wiedzieć :p
cytat jako, że dziś jest o Ianie, to właśnie pod niego, więc zmieniłam z liczby mnogiej w orginale tekstu piosenki na pojedynczą.
ciągle piszę ciąg dalszy, więc zastoju w dodawaniu nie planuję ;] mam już w tej chwili drugie tyle tekstu napisanego :D
pozdrawiam i zapraszam do czytania i komentowania ;*
                                                                            
,,Jestem tym zdesperowanym, szukającym znaku.
Jestem tym samotnym, opuszczonym tu w ciemności (...)
Jestem tym zmęczonym, 
zmęczonym poszukiwaniem dwóch słów,
których nie mogę powtórzyć (...)
Między nami jest wojna.
Zimno wokół, a gorąco w środku (...)
Jestem zmęczony czuciem tego samego.
Chcę coś poczuć!"

Siedziała od kilku minut w miejscu, gdzie chciała się znaleźć już od rana. Nie mogła usiedzieć w szkole. Nie spodziewała się, że kiedykolwiek najlepiej będzie jej w szpitalu. Patrzyła jak leży na łóżku, a jego klatka piersiowa miarowo unosi się i opada. Był taki spokojny. A w niej? Istna burza. Nie mogła uwierzyć w to co się działo. Jak ten skończony idiota mógł jak gdyby nigdy nic do niej podejść?! To chyba jakiś chory żart. Chyba jest w jakimś popapranym reality show, bo niemożliwe… Jej przemyślenia – kolejne błyskawice – przerwał dzwonek telefonu.
- Halo? – powiedziała do słuchawki.
- Cześć… – powiedziała jakoś niesamowicie smutno Gabriela.
- Co się stało? – zapytała szatynka nerwowo. Czyżby znów coś złego?
- Wiem, że nie tak to powinno wyglądać, ale nie ma czasu na pożegnania… Z resztą wiem, że jesteś teraz w szpitalu z Johnnym – mówiła powoli Brysia, a Iza nie dowierzała własnym uszom. Jakie pożegnania?! – muszę wyjechać. Babcia poważnie zachorowała i musimy się nią zająć. Wybacz, że muszę was pozostawić. Chciałam zostać, ale mama mi zakazała. Wiesz jaka ona jest… kolejne kłótnie i tak nic nie dały. Jak wróciłam ze szkoły to dom był już prawie pusty. Postawili mnie przed faktem dokonanym… – Izabela słuchała w ciszy kolejnych słów. Nie mogła nic z siebie wydusić przez dłuższą chwilę.
- Ale jak to… a co ze szkołą? Co z twoim chłopakiem? Z nami? – wykrztusiła z siebie kilka pytań.
- Muszę wszystko zostawić – odpowiedziała blondynka i załkała do słuchawki. Iza usłyszała jak ktoś coś krzyczy po drugiej stronie – muszę iść. Będziemy w kontakcie – powiedziała szybko Gabrysia na odchodnym i rozłączyła się, pozostawiając szatynkę zagubioną w myślach, które przebiegały przez jej umysł jak przez autostradę. Estelle! Teraz jest jej potrzebny ktoś kto ją przytuli. Nikt tak nie przytulał jak Telli. Wybrała numer koleżanki i słuchała kolejnych sygnałów. Podciągnęła kolana pod szyję i objęła wolną ręką nogi. Skuliła się w sobie. Miała takie uczucie, jakby miała się zaraz rozpaść w drobny mak. Nagle ktoś odezwał się po drugiej stronie, ale to nie była Es…
- Słucham? – powiedziała jakaś kobieta.
- Eee… dzień dobry. Ja chciałabym rozmawiać z Estelle – powiedziała Iza.
- Przykro mi, ale moja córka ma szlaban do końca miesiąca – odpowiedziała mama Stell.
- Ach… no to do widzenia – odparła dziewczyna i rozłączyła się, nie czekając nawet na odpowiedź. Spojrzała na chłopaka na łóżku przed sobą. Nic się nie zmieniło. Leży jak leżał. Oddycha jak oddychał. Niby jest tak blisko, a zarazem tak daleko… Łza spłynęła jej po policzku. Schowała twarz w dłoniach.
- Obudź się, proszę… – wyszeptała, gdy ponownie spojrzała na niego. Zamiast tego usłyszała pukanie do drzwi sali. Odchrząknęła – proszę – powiedziała. Do środka wszedł Ian. Wytrzeszczyła oczy. Wstała błyskawicznie z fotela – czego tutaj chcesz? – zapytała zdenerwowana.
- Spokojnie – uniósł ręce do góry, gdy zobaczył, że dziewczyna znów zaciska pieści – chciałem go tylko zobaczyć… i  ciebie też. Wiem jak to przeżywasz. Mógłbym coś dla ciebie… dla was zrobić? – Izabela spojrzała na niego. Wydawał się okazywać skruchę. Ale ona nie należy się jej…
- Przyznaj się do tego co zrobiłeś – powiedziała.
- Ale ja nie mogę… to znaczy… to zrujnuje moją karierę! Wyrzucą mnie z drużyny! Wyrzucą mnie ze szkoły! – odparł chłopak, ale dziewczyna była nieugięta.
- Nic więcej zrobić nie możesz – stwierdziła – o tylko tyle proszę.
- Tylko?! Chyba aż! – uniósł się – nie wiesz czego oczekujesz…
- Wiem, że dla tak zadufanego w sobie i w swojej karieryjce człowieka to duże poświęcenie, ale nie sądzisz, że jesteś mu to winien? – zapytała i wskazała na leżącego bez ruchu Johnnego – wiesz, że jeśli szybko nie wybudzi się ze śpiączki może nie umieć już powrócić do normalnego życia?! – tym razem to ona się uniosła. Ian zobaczył jak ponownie oczy napełniają jej się łzami. Spojrzał na niegdysiejszego najlepszego kumpla. Wiedział, że musi to zrobić.
- Dobrze – odpowiedział po chwili. Postanowił dokończyć zmiany w swoim życiu. Do końca nie wiedział czy chce być profesjonalnym sportowcem, więc nie musiał na dobrą sprawę wiele tracić. Drugi semestr dopiero się zaczął, powinni go przyjąć w jakiejś innej szkole – zrobię to, jeśli to ma w jakiś sposób wynagrodzić mu mój błąd – Izka uśmiechnęła się lekko w odpowiedzi – długo tu siedzisz? Nie wyglądasz dobrze… – powiedział. Faktycznie dużo czasu spędziła ostatnio w szpitalu. W nocy się nie wysypiała. Miała wory pod oczami i była blada – przyniosę kawę – stwierdził i wyszedł. Dziewczyna opadła na fotel. Była wykończona dzisiejszym dniem, więc szybko przysnęła. Gdy wrócił z dwoma kubkami i zobaczył, że odpłynęła, uśmiechnął się na ten widok i usiadł po drugiej stronie łóżka Johnnego. Wypił zawartość jednego kubka, wpatrując się w okno. Po kilkunastu minutach usłyszał jak ktoś wchodzi do sali. Odwrócił się i zobaczył mamę poszkodowanego. Wstał szybko z fotela.
- Ian? Jak ja dawno cię nie widziałam… – powiedziała kobieta i przytuliła go – znów się przyjaźnicie? – zapytała zaciekawiona, ale obudziła się Izabela. Przywitała się z nią – marnie wygląda, odwieź ją do domu – zwróciła się z powrotem do niego.
- Jasne – zapewnił, nie zważając na sprzeciwy dziewczyny – a wracając do tematu to nie, nie przyjaźnimy się… Chciałem tylko zrobić coś dla niego, bo to… – urwał. Wyznanie winy trudno przechodzi przez gardło. Spojrzał na Izę i  dokończył, nie odrywając od niej wzroku – bo to przeze mnie Johnny jest w szpitalu – matka spojrzała na niego zdziwiona, a on spuścił głowę i przymknął powieki. Spodziewał się krzyków, wyrzutów i tym podobnych, ale nic takiego nie usłyszał. Uniósł wzrok – przepraszam – wyszeptał.
- Cóż… – powiedziała wreszcie kobieta – na pewno nie chciałeś, żeby to się tak skończyło.
- Oczywiście. Chciałbym tylko jeszcze powiedzieć, że się przyznam – odpowiedział Ian. Kobieta pokiwała głową z uznaniem i uśmiechnęła się blado.
- Chodźmy – wtrąciła się Iza. Wyszli na dwór i odetchnęli świeżym powietrzem.
- Ty się przyjaźniłeś z Johnnym? – zadała wreszcie pytanie, które ją nurtowało od kilku minut.
- Tak… to było dawno temu. Jak jeszcze był w drużynie. Ale zacząłem go traktować jak wszystkich pozostałych, czyli tak jak ty to określiłaś, jak sługę. Wtedy po prostu się wypisał i odwrócił ode mnie. W parku powiedział mi, że nie chciał być kimś takim jak my i dlatego odszedł – wyznał.
- Nie wiedziałam, że grał – odpowiedziała.
- Nie można wiedzieć wszystkiego – skwitował z uśmiechem – chodź, musisz wreszcie się wyspać i to we własnym łóżku – wsiedli do samochodu, a gdy ruszyli, Iza momentalnie zasnęła. Gdy dotarli na miejsce, wziął ją na ręce i zaniósł do jej pokoju.
- Uparta z niej dziewczyna – powiedziała mama Izy do Iana – dziękuję, że ją przywiozłeś. A tak w ogóle to jak się nazywasz?
- Ian Kacperski – odpowiedział i wyciągnął dłoń przed siebie. Kobieta uścisnęła ją z zachmurzoną miną.
- Czy to nie ty wrzuciłeś ją do rzeki? – zapytała podejrzliwie.
- Tak to ja – odparł ze skruchą – i bardzo dziękuję, że była pani tak wyrozumiała – matka pokręciła głową.
- Lepiej podziękuj jej – wskazała głową córkę – chcesz coś zjeść?
- Nie, będę już leciał… – stwierdził, a kobieta wyszła z pokoju. Przysiadł na chwilę i obserwował jak dziewczyna śpi. Wyglądała na spokojną. Chociaż we śnie mogła odpocząć od tego całego chaosu w jej życiu.
*  *  *
Wstała z łóżka, ociągając się. Była tak zmęczona, że nie zważała na niewygodę spowodowaną spaniem w ubraniach. Spojrzała na wyświetlacz telefonu. 1 połączenie nieodebrane od Ian o 3:14. Wybrała numer chłopaka.
- Hej, śpiochu – powiedział głos w słuchawce po kilku sygnałach.
- Cześć, dzwoniłeś. Coś się stało? – zapytała.
- A nie, nie – odpowiedział – właściwie to nie wiem czemu dzwoniłem… pomyślałem, że może jak tak wcześnie zasnęłaś to przebudziłaś się w nocy i chciałabyś pogadać.
- Spałam jak zabita – odparła rozbawiona – a w ogóle co to za pomysł dzwonić do ludzi po nocy? Nie sypiasz jak normalny człowiek?
- Nie mogłem zasnąć… – stwierdził zgodnie z prawdą – ciągle miałem przed oczami pewien uroczy obrazek.
- Taaak? A można wiedzieć jaki? – zaciekawiła się Iza.
- Chyba za długo patrzyłem jak śpisz, gdy cię przyniosłem do łóżka – odpowiedział i zaśmiał się. Czarować to on potrafi… – pomyślała od razu. Nie wiedziała co robić. Jak tu spławić, żeby nie obrazić?
- Eee… Ian wybacz, ale chyba wiesz, że z mojej strony na nic więcej niż przyjaźń nie możesz liczyć? – powiedziała ostrożnie. Zapadła cisza. Po chwili usłyszała ciche sapnięcie.
- Czyli jednak zdecydowałaś… – odparł zawiedziony – ale wiedz, że będę czekał – Izabela bardzo nie lubiła tego zwrotu. To pewne, że nie będzie czekał wiecznie, więc składał obietnicę z góry skazaną na zerwanie. Bardzo nie lubiła niedotrzymanych obietnic…
- Nie. Lepiej jak najszybciej idź dalej – powiedziała stanowczo.
- Ale wiesz, że i tak się mnie nie pozbędziesz? Przejdę przez to bagno z tobą – zarzekał się. Westchnęła. Cóż… miło z jego strony.
- No dobrze. Do zobaczenia może w szkole – odpowiedziała zrezygnowana.
- Potrzebujesz podwózki? Bo to, że cię zabieram do szpitala to myślę, że już jasne – stwierdził.
- Jeśli to nie będzie problemem – odpowiedziała.
- A więc umówieni – zawołał rozradowany i rozłączył się. Włączyła radio i zaczęła się zbierać, kołysając się w rytm. Zorientowała się, że nie przygotowała się na nic. Dziś musi wziąć książki ze sobą do szpitala i nadrobić… zdecydowanie. Pół godziny później przyjechał Ian i razem wyruszyli do szkoły. Przez dłuższą chwilę panowała cisza.
- Przyznasz się dziś? – zapytała cicho w stronę szyby. Nie patrzyła na niego. Jakoś nie mogła. Jakby samym patrzeniem mogła zdradzić Johnnego. Czuła, że robi źle, nawet tylko jadąc z Ianem.
- Tak. Już mam przygotowane wnioski o przyjęcie do innych szkół – odparł spokojnie. Spojrzał na dziewczynę. Nie zaszczyciła go nawet przelotnym spojrzeniem – czy coś się stało? – zapytał zatroskany.
- Nie, nic – odpowiedziała szybko. Zmrużył oczy.
- Chyba jednak tak – powiedział zdecydowanie i położył dłoń na jej kolanie. Podskoczyła jak oparzona.
- Zatrzymaj się – zażądała.
- Ale... – zaczął, ale nie dane mu było dokończyć, bo Iza zaczęła krzyczeć, by się zatrzymał. Posłuchał. Wysiadła z samochodu i szybkim krokiem odeszła w stronę szkoły. Pospiesznie wysiadł za nią.
- Co jest? – dogonił ją i złapał za ramiona.
- Nie czuję się dobrze… – odpowiedziała powoli.
- Więc otworzymy okna. Chodź, bo nie dojdziesz przed pierwszym dzwonkiem – powiedział i skierował ją ku samochodowi.
- Nie w ten sposób –  wyrwała się mu – nie jest mi dobrze z naszą znajomością… Nie czuję się w porządku wobec Johnnego.
- To wy jesteście razem? – zadał proste pytanie, które pierwsze mu się nasunęło. Dziewczyna jednak nie potrafiła na nie odpowiedzieć. Oficjalnie przecież nic nie miało miejsca…
- Nie – wyznała – przynajmniej oficjalnie… ale nie o to chodzi czy z nim jestem czy nie – Ian popatrzył na nią zdezorientowany – nigdy nie zrozumiesz.
- Masz rację, nie zrozumiem! Przecież jeśli nie jesteście razem to o co chodzi? Z resztą czy nie mogę się o ciebie troszczyć, gdy jego nie ma? Oferowałaś mi przyjaźń. Coś się zmieniło? – zasypał Izę pytaniami.
- To, że go nie ma, nie znaczy, że go nie kocham i nie jestem mu wierna – odpowiedziała zirytowana. Pierwszy raz się przyznała,  że kocha Johnnego… ciekawe doznanie – a ty się zachowujesz, jakbym była w spadku, a on już nie żył! – oskarżyła chłopaka.
- No dobra… może nie byłem zbyt… – zastanawiał się długo jakiego słowa użyć – delikatny? Ale nie chcę byś była z tym wszystkim sama. Dopuść mnie do siebie, proszę – spojrzał jej w oczy i zrobił minę kota ze Shreka – jedziemy? – zapytał, gdy zobaczył, że się rozchmurzyła.
- No dobrze… ale ogarnij się – powiedziała stanowczo.

1 komentarz:

  1. Moim zdaniem powinien już się obudzić, wybaczyć Ianowi i wszyscy razem szczęsliwi;) A czego Estelle ma szlaban?
    zaprasam do mnie:
    http://przezcalezyciesiatkowka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń