PRZECZYTAJ ZANIM ZACZNIESZ! Odsyłam także do ogłoszeń. Ale do rzeczy. Znacie to na pewno: ,,wszystko co piszę jest fikcją..." itd, itp. Nic nie jest do końca fikcją... Żeby coś napisać, trzeba było to przeżyć lub chociaż o tym usłyszeć. I tak też jest z tym opowiadaniem. To będzie suma przeżyć moich i nie tylko moich. Bohaterowie będą mieszanką mnie i tych, których skądinąd znam. Pozdrawiam.

sobota, 19 stycznia 2013

21. Reasumując...


dziś ciut krócej, ale dużo przemyśleń i ważnych kwestii ;P
tytuł odnosi się do tego co będzie się dziać dziś we wnętrzach głównych bohaterów :)
cytat można traktować jako wypowiedź i Izy i Johnnego, ma na celu zobrazowanie ogromu zagubienia w jakim się teraz znajdują.
pozdrawiam i życzę miłej lektury :*
                                                         
,,Próbowaliśmy iść razem,
ale noc stawała się coraz ciemniejsza (...)
Gdzie teraz jesteś?
Zgubiłaś się? (...)
Jesteś sama?
Boisz się? (...)
Czy zobaczę cię jeszcze? (...)
Teraz serce, które źle umiejscowiłem,
błąka się zagubione i ranne"


- Ta nowa to same kłopoty, nie? – zagadnął Ian Johnnego w szatni po zakończonym w-fie. Ten spojrzał na niego z pogardą.
- Naprawdę sądzisz, że chcę o tym rozmawiać? I to z tobą? – zakpił.
- No myślałem, że topór zakopany… byliśmy na turnieju w jednej drużynie – odparł zdziwiony Ian i usłyszał parsknięcie śmiechem.
- To się myliłeś. Nie wybaczyłem ci i zapewne to nigdy nie nastąpi, więc zostaw mnie z łaski swojej w spokoju – odpowiedział Trevtner coraz bardziej poddenerwowany, a kolega posłusznie odszedł od niego. Ian współczuł mu. W końcu jego też Iza wystawiła. Nie znał całej sytuacji, ale nie wyglądało to za ciekawie. Doszło do tego, że próbował zaatakować jej znajomego i przy okazji oberwało się jej samej.
Johnny, gdy tylko opadły mu nerwy, przycupnął na ławce i rozejrzał się po pomieszczeniu. Nienawidził go, a z drugiej strony miał do niego sentyment. Tyle się tu wydarzyło. Przypomniał sobie jak pierwszy raz się tu spotkali. Był z samych bokserkach i wyżywał się na worku treningowym, a ona przyszła, bo się martwiła. Martwiła się… wydawała mu się wtedy taka cudowna, taka idealna. Dokładnie pamięta jej reakcję, gdy uwięził ją między sobą a ścianą i zaczął całować. I wtedy go zgasiła. Pokazała prawdziwą, złą siebie. No ale wcześniej się martwiła. Więc jaka w końcu była? Dobra czy bez serca? Powinien już wtedy dać sobie z nią spokój. Powinien się domyśleć, że będą z nią same kłopoty jak to powiedział Ian. Więc czemu stało się jak się stało? No tak. Coś nie pozwalało mu zapomnieć o niej, przez co tylko oberwał i wylądował w szpitalu. I wtedy znów okazała się dobra, znów się martwiła. Później ponowny nóż w plecy, omal nie pocałowała się przy jego łóżku z Ianem, niby z tęsknoty. Ale wybaczył to, zrozumiał, bo bardzo chciał z nią być i wreszcie nastąpił ich pocałunek. Był wyjątkowy. Ale niedługo po tym uwierzyła temu debilowi, że była zakładem, a on w odpowiedzi poświęcał swoje zdrowie, by tylko nie odeszła. Pokręcił głową. Ten związek od początku był pasmem wzlotów i upadków. Ale po tym było przez dłuższy czas bardzo dobrze. Aż do walentynek… cholerne święto i te jego niewyżycie. Z drugiej strony każdy jego związek do tej pory właśnie na TYM się opierał. Dziwne było to, że mimo iż miał myśli, o których powiedział Estelle na feralnym murku, to prawdą było to, że mógłby to wszystko rzucić. Tak jak powiedział wtedy Izie, mógłby z TYM poczekać, żeby tylko zgodziła się znów z nim być. Czemu był taki do niej uwiązany? Przecież od początku nic tylko go na przemian rani i uszczęśliwia. Gdzie stary Johnny, który powiedziałby takiej ‘see ya’? Postanowił dalej się nie płaszczyć i już nie próbować. A nade wszystko nie dać żadnej dziewczynie więcej sobą rządzić. Nigdy więcej – pomyślał. Wtedy wszedł trener.
- No chłopaki, widzicie? Trzeba walczyć do końca. Nie można tracić nadziei, nawet w najgorszym położeniu, tylko wziąć dupy w troki i walczyć! – powiedział gromkim głosem, a przebierający się chłopcy głośno mu przytaknęli. Miał na myśli oczywiście walkę w sporcie, ale Johnny odczytał to jako walkę w miłości. Mowa trenera znów wprowadziła w jego głowę zamęt – pamiętajcie o szacunku do przeciwnika! – kontynuował trener, a chłopak znów odczytał to inaczej. Przypomniał sobie turniej i to jak w gniewie szarpnął Izą tak bardzo, że straciła równowagę. Spojrzał na swoje dłonie z obrzydzeniem. Jak mógł zrobić coś takiego? Do kobiet zawsze miał szacunek. Mama go tego nauczyła. Nie byłaby z niego dumna… dlatego nie przyznał się jej dokładnie dlaczego go zawiesili w poprzednim tygodniu. Szczególnym szacunkiem otaczał swoją dziewczynę. Teraz w zasadzie byłą. Co się z nim stało? Miał ochotę wybiec z szatni, znaleźć szatynkę, padnąć przed nią na kolana i błagać o wybaczenie. Opamiętał się, bo usłyszał, że trener znów o czymś mówi – nie możecie się rozpraszać, musicie skupić się na przeciwniku – przypomniał sobie jak stał przed drzwiami szkoły rano w dniu, w którym wrócił po długiej nieobecności spowodowanej pobytem w szpitalu. Czekał na nią. Szła powoli w kwiecistej spódniczce lekko falującej na delikatnym, ciepłym wietrze cała w skowronkach. Bynajmniej tak wyglądała. Wtedy sądził, że jest z nim szczęśliwa. Jak teraz to wspominał to miał te same odczucie. Przecież nie mogłaby tak dobrze udawać. Wtedy było cudownie. Jego rozmyślanie bardzo gwałtownie przerwał czyiś krzyk. Jakiś chłopak wparował do szatni i nie zważając na trenera, który nadal rozwodził się nad strategiami, zaczął krzyczeć:
- ludzie, spadł śnieg! – wszystkich wcięło. Był koniec lutego. W Filadelfii o tej porze rozpoczynała się wiosna, a nie spadał śnieg. Jednak rzeczywiście dziś rano było jakoś tak zimno…
*  *  *
- Patrz, patrz – zawołała Iza i wskazała na okno. Estelle spojrzała na coraz bardziej zimowy krajobraz za oknem. Pokręciła głową z niedowierzaniem. Dziewczęta dogadywały się z trudem. Potrafiły rozmawiać ze sobą tylko o takich głupotach typu śnieg. Ale dobre i to. Podeszła do nich Gabrysia. Es rozejrzała się ostentacyjnie na wszystkie strony.
- Nie musisz się martwić, nie ma ze mną Rachel – powiedziała Brysia, wiedząc o co chodzi przyjaciółce – bardzo ciekawe, prawda? – zmieniła temat i wskazała na okno.
- No… o ile mi wiadomo to w Filadelfii śnieg spotyka się raczej w styczniu a nie na przełomie lutego i marca – stwierdziła Izabela, a blondynki przytaknęły jej.
- Same anomalie w tym roku… kto by się spodziewał śniegu i tego, że nasza przyjaźń będzie wyglądać w ten sposób? – jak zwykle Stelle wypowiadała na głos to co wszystkie myślały. Wszystko było takie sztywne i wymuszone, każdy kontakt. Izka zaczęła o tym myśleć, wspominać czas, gdy było wszystko ja należy. Zacisnęła zęby z gniewu. Poczuła, że zaraz wybuchnie. I tak się stało.
- Powiedz czemu kumplujesz się z dziewczyną, której nienawidziłaś i która jest byłą chłopaka, który rzucił ją przeze mnie?! – zwróciła się do Gabrieli – a ty czemu udajesz, że jest w porządku skoro cały czas mi zazdrościłaś i zazdrościsz relacji z Johnnym?! – zwróciła się tym razem do drugiej koleżanki – czemu siedzicie w tych chorych kłamstwach?! Czemu nie mogę już liczyć na waszą prawdę i prostolinijność?! Po co te komplikacje?! – zakończyła wywód, który był właściwie krzykiem serca, które bardzo chciało powrotu relacji, które kiedyś miało. Osłupiałe dziewczyny nie mogły wydusić słowa. Pozostawiła je samym sobie i ruszyła na poszukiwanie jej zewu Polski, czyli Pawła, który przypominał jej polskich przyjaciół.
- Hej, co tam? Wyglądasz na wzburzoną – stwierdził, gdy tylko znalazła go na stołówce.
- No bo jestem – skwitowała. Spojrzał pytająco – denerwuje mnie to, że moja przyjaźń z Estelle i Gabrielą już nie wygląda tak jak kiedyś…
- Muszę cię zmartwić – zaczął, a dziewczyna się skwasiła – nie możesz liczyć na to, że będzie jak kiedyś. Za dużo przeszłyście po prostu. I pamiętaj, że to ty jesteś jednym z hamulców.
- Co przez to rozumiesz? – zapytała zdziwiona.
- Ty także hamujesz powrót do poprzedniego stanu rzeczy, bo nie ufasz już im tak jak wcześniej – wyjaśnił.
- Czy to takie dziwne? – zaperzyła się.
- Oczywiście, że nie, ale mówię to po to byś nie obwiniała tylko ich. Wina leży po każdej stronie i nie wyzbędziecie się tego do końca. Przecież nie wykasujecie sobie pamięci – podsumował.
- Racja – odpowiedziała. Oparła głowę na dłoni i spojrzała na padający śnieg za oknem.
- O czym tak myślisz? – zapytał Paweł po chwili, zauważając jak dziewczyna odpływa.
- A wiesz, że po raz pierwszy raz od dawna nie myślałam o niczym? – odparła ze śmiechem – po prostu sobie patrzyłam.
- Jakimś takim nieobecnym wzrokiem – drążył dalej chłopak.
- No dobrze, może pod koniec pojawił się Piotrek – odpowiedziała i wytknęła mu język.
- Wiedziałem – powiedział tryumfująco – często z nim rozmawiasz? Jesteście razem?
- Czy często to bym nie powiedziała… raz na kilka dni. Musiałam się ostatnio porządnie wziąć za naukę, więc nie mam zbyt wiele czasu z resztą tak jak on. A czy jesteśmy razem to nie wiem. Jeśli rozmawiamy to o jakiś banałach. Nie rozmawialiśmy o nas. Możliwe, że to przeze mnie. Skrzętnie omijam ten temat – przyznała.
- Czemu? – zapytał.
- Czemu, czemu… sama bym chciała wiedzieć! Nie wiem… z jednej strony to wspaniałe, że mnie kocha i chciałabym z nim być, mimo dzielących nas kilometrów, bo jest ideałem, ale z drugiej strony wiem, że ja go nie kocham. Podoba mi się właściwie wszystko w nim. I wygląd zewnętrzny i to jaki jest wewnątrz. No totalnie po prostu. Ale nie ma chemii jak to mówią. Jak mnie pocałował to było mi przyjemnie, bo to jest przyjemne same z siebie, ale nic więcej. O wiele więcej działo się we mnie, gdy całowałam się z Johnnym. Myślisz, że to źle, że ich porównuję? – zwierzyła się.
- Myślę, że nie. Dobrze, że masz punkt odniesienia. Inaczej mogłabyś zranić i siebie i jego przez związek, który nie byłby oparty na uczuciu – ocenił.
- Wiem, że na pewno nie chciałby być ze mną, gdybym go nie kochała… chyba muszę mu to powiedzieć, co? – zapytała.
- No dobrze by było – odpowiedział.
- Jeju, ale to będzie trudne… tak bardzo bym chciała kochać jego a nie Johnnego – powiedziała i spojrzała na swoje dłonie.
- Wiesz, że to tak nie działa? Nie kochamy tego kogo chcemy i kto jest tego wart – stwierdził bolesną prawdę Paweł.
- Wiem – pomyślała czy Johnny rzeczywiście nie jest wart jej miłości. Przypomniała sobie co jej wybaczał i jaki był jej często uległy. Poruszyła się niespokojnie na krześle. Coś ja zabolało. To odezwał się siniak na nodze, którego zafundował jej wyżej wymieniony na turnieju siatkówki. To było upokarzające wydarzenie i niezwykle bolesne nie tyle fizycznie co wewnętrznie. Nigdy jej nie zrobił krzywdy. Zawsze powtarzał, że nigdy tego nie zrobi. Znów miała mętlik. Nie wiedziała, że ten sam dylemat ma jej druga połowa. Każde z nich popełniło błędy, których nie odwróci.

1 komentarz: