PRZECZYTAJ ZANIM ZACZNIESZ! Odsyłam także do ogłoszeń. Ale do rzeczy. Znacie to na pewno: ,,wszystko co piszę jest fikcją..." itd, itp. Nic nie jest do końca fikcją... Żeby coś napisać, trzeba było to przeżyć lub chociaż o tym usłyszeć. I tak też jest z tym opowiadaniem. To będzie suma przeżyć moich i nie tylko moich. Bohaterowie będą mieszanką mnie i tych, których skądinąd znam. Pozdrawiam.

sobota, 13 października 2012

7. Potrzeba walki


hejo :) dziś o potrzebie walki będzie, a jak na pewno wam jest wiadome, największą mają chłopcy :P ale nie tylko oni będą walczyć, Iza także, tylko że w inny sposób ;]
ponad 600 wejść... WOW :D
dziś piosenka Alexz Johnson, którą się dawno temu jarałam i niedawno znów się nią zainteresowałam  :)
zapraszam do czytania i komentowania, jestem ciekawa waszych opinii :P
pozdrawiam :*
                                                               
,, Nigdy nie sądziłem, że tak bardzo pokocham.
Nigdy nie sądziłem, że moje serce pęknie.
Przegrałem tą wojnę (...)
Zostawiłem swoją zbroję w domu (...)
Miłość staje się moim wrogiem"

                        Lubiła czasem włożyć słuchawki, włączyć radio i iść przed siebie. Pozostawić rzeczywistość za sobą. Zrelaksować się. Zapomnieć o całym tym popapranym świecie i problemach piętrzących się przed nią jak sterta brudnych skarpet, nie ubliżając poczciwym skarpetom, nawet tym brudnym. Wolałaby je wąchać niż rozprawiać się ze swoimi kłopotami. Niestety, musiała wziąć się w garść. Mijała właśnie skatepark, gdy spiker radiowy powiedział:
- a teraz rozejrzyjcie się. Jeśli wasze życie was nie zadowala – Iza prychnęła – zawsze macie jakieś wyjście, zazwyczaj pod samym nosem! Spróbujcie czegoś nowego – posłuchała i rozejrzała się. Jakiś chłopak przejechał niedaleko niej na desce i podskoczył, obracając nią przy tym. Fajnie – pomyślała dziewczyna – spróbować nowego? To się chyba nada! Podeszła bliżej i zaczęła obserwować chłopców, wyczyniających niebywałe rzeczy na zabawnie wygiętych kawałkach drewna na kółkach. Usiadła po turecku i przechyliła głowę. Zaczęła analizować ich ruchy. Czysta fizyka – pomyślała zachwycona. Wtedy podszedł do niej ten, który ją minął na samym początku, wyciągnął ku niej dłoń i powiedział:
- elo, jestem Paweł, chcesz się przyłączyć? – uścisnęła podaną dłoń i odpowiedziała:
- cześć, ja jestem Iza i chętnie bym się przyłączyła, ale… no jakby… nie umiem na tym jeździć i nie mam w ogóle takiej deski… – zakończyła zakłopotana.
- Mogę cię nauczyć – zaproponował – a deska to nie problem, zawsze możesz wypożyczyć.
- No to wchodzę – stwierdziła i wstała. Chłopak zaczął jej tłumaczyć najprostszy trik. Wydawało się to bardzo proste, ale tylko w teorii. Dał jej ćwiczyć na swojej desce, prowadził za rękę, pomagał jak mógł, jednak to nic nie dało.
- Chyba nie nadaję się do tego… – powiedziała wreszcie całkowicie zniechęcona.
- No przestań, nie od razu Kolumb odkrył Amerykę – odparł.
- Zabawne, że o tym wspominasz – zaśmiała się. Paweł uśmiechnął się, złapał ją w pasie i uniósł. Iza krzyknęła z zaskoczenia.
- Spokooojnie – powiedział i obrócił nogą deskę, po czym postawił Izę na niej – i widzisz? Udało się!
- No rzeczywiście – odpowiedziała rozbawiona i przybiła piątkę z kolegą. Spojrzała na zegarek – niestety, muszę spadać. Mam sprawdzian…
- Oouuu, kujonek? – zapytał zdziwiony.
- A co? Lepiej miej się na baczności, bo zwołam naszą mniejszość i dostaniesz wciry – zagroziła z zabawną miną. Chłopak uniósł ręce w geście obronnym, śmiejąc się.
- Co takie zabawne? – zapytała i nie wytrzymując na poważnie także zaczęła się śmiać. Dała znajomemu kuksańca w bok – no dobra, trzeba wrócić do rzeczywistości…  – powiedziała, poważniejąc – chętnie bym została, ale…
- To zostań – przerwał jej, patrząc na nią z nadzieją.
- Muszę lecieć – odpowiedziała z przepraszającym uśmiechem.
- Ale spotkamy się jeszcze? Może nie na deskach – zaśmiali się – ale może gdzieś wyjdziemy razem?
- Jasne – zapewniła i podała mu swój numer – to pa – pomachała, włożyła słuchawki do uszu i z uśmiechem powędrowała do domu. Na wejściu zaczepiła ją mama.
- Spacery ci służą – stwierdziła, gdy zobaczyła córkę w dobrym humorze – dawno cię tak radosnej nie widziałam.
- Taaak, spacery mi służą – odpowiedziała Iza z uśmiechem, złapała jabłko i skierowała się do swojego pokoju. Najwyraźniej okres burzy miała za sobą. Chociaż…
*  *  *
- Więc skateboarding to nie twoja bajka powiadasz? – zapytała Estelle rozbawiona skateparkową historią Izy.
- Całkowicie – odpowiedziała Izka – o wilku mowa… – dodała, gdy zobaczyła, że zbliża się do nich Paweł. Wstała, a przybysz pocałował ją w policzek na powitanie, po czym przedstawiła mu swoje koleżanki. Zjedli razem posiłek, ale chłopak musiał wyjść wcześniej. Wstał i pochylił się nad szatynką.
- Mam nadzieję, że jutro nie masz żadnego sprawdzianu i że dziś mi nie uciekniesz tak szybko, Kopciuszku – powiedział patrząc na nią do góry nogami.
- Patrz jakie zrządzenie losu! Nie mam jutro żadnego sprawdzianu – odpowiedziała z uśmiechem.
- No to umówieni – zakończył uszczęśliwiony i ucałował Izę w czoło. Całą sytuację obserwowały dwie pary oczu, a ich właściciele zacisnęli pięści w tym samym momencie. Gdy zobaczyli, że obiekt ich gniewu wychodzi ze stołówki, podążyli za nim i zaczepili go.
- Czego chcesz od Izy? – zapytali razem jak na komendę. Zdziwieni spojrzeli na siebie.
- Ty do niej naprawdę uderzasz? – zakpił Ian.
- Nic ci do tego – odpowiedział Johnny i pchnął go, a ten mu zaraz oddał z czego od razu wywiązała się bójka. Paweł próbował ich rozdzielić, więc został wciągnięty. Cała stołówka zaczęła obserwować zdarzenie, prócz Izabeli. Brysia podbiegła do niej i powiedziała:
- chyba jednak powinnaś to zobaczyć…
- Niby czemu mam patrzeć jak jacyś neandertalczycy załatwiają swoje sprawy? – zapytała rozdrażniona Iza, nie odrywając nawet wzroku od czytanych notatek.
- Może dlatego, że to twoi kochasie! Wszyscy! – zawołała Gabriela.
- Co? – postawiła idiotyczne pytanie Izka i gwałtownie uniosła głowę. Dotarło do niej to, co powiedziała przyjaciółka. Wstała od stolika i pobiegła w stronę tłumu. Otworzyła usta ze zdziwienia. Johnny, Ian i Paweł. Niebywałe.
- Zamknij usta. To niegrzeczne – powiedziała Estelle, która pojawiła się znikąd, śmiejąc się. Dostała w ramię, ale nie miała okazji oddać sprawczyni, bo ta przepychała się już przez tłum.
- Halo! Możecie przestać?! – wykrzyknęła. Ian i Paweł spojrzeli na nią i przestali, ale Johnny wykorzystał chwilę nieuwagi kolegów i uderzył Iana z całej siły pięścią w twarz. By zapobiec dalszej bijatyce, dziewczyna wskoczyła między nich – przestać! Co wam odbiło?!
- Co to ma być? Co za zbiegowisko? – zapytał nowo przybyły profesor, a gdy zobaczył ślady krwi, dodał – do pielęgniarki. Na następnej przerwie wszyscy do dyrektora. Łącznie z panią – zakończył, wskazując na Izabelę. Chłopcy łypiąc na siebie, skierowali się tam, gdzie im kazano. Szatynka chciała iść z nimi, ale zabrzmiał dzwonek i postanowiła nie tracić lekcji. Nie wiedziała, ile ich jeszcze jej zostało przez to całe zajście.
- Nie mogę uwierzyć… jak tak mogli? Miałam ich za rozsądniejszych – skarżyła się koleżankom.
- Mnie to nie dziwi. Ponadto jestem pewna, że poszło o ciebie – powiedziała stanowczo Stell. Iza spojrzała na nią z przestrachem – no co? To nie przypadek, że to byli oni. I tak ogółem to ja nie wiem czemu ty się tak dziwisz temu, że to zrobili. To właśnie takie typki. Przykro mi – otoczyła przyjaciółkę ramieniem.
- Zadaję się z neandertalami! – zawołała w odpowiedzi Izka.
- Kochana, nie obrażaj nas. Jeśli już to z amazonkami – powiedziała Brycha, rozładowując atmosferę.
- I radziłabym ci zacząć tworzyć jakieś okopy czy coś – dodała rozbawiona Es.
- A to niby dlaczego? – zapytała zdziwiona Iza.
- Jaki mamy miesiąc? – zadała pytanie Telli.
- Styczeń… ale ja nie wiem co ma piernik do… – urwała przestraszona Iz – za miesiąc walentynki!
- O tak, kochana. To będzie jazda. Z tymi osobnikami? Wszystko jest możliwe! – powiedziała Estelle.
*  *  *
- No więc słucham wyjaśnień, bo zapewne jakieś macie – powiedział dyrektor – tylko proszę zgodnie z prawdą – rozejrzał się po twarzach czterech młodych ludzi. Żadne z nich nie wykazywało chęci do współpracy – gadać, bo zawieszę wszystkich!
- Jeśli już to tylko nas – powiedział Paweł i wskazał na siebie, Johnnego oraz Iana, na co oni przytaknęli głowami – Iza nie miała z tym nic wspólnego. Próbowała nas powstrzymać.
- Czy to prawda, Izabelo? – dyrektor zwrócił się do dziewczyny i spojrzał na nią znad swoich okularów.
- Tak – odpowiedziała zgodnie z prawdą.
- No dobrze, więc możesz już iść na zajęcia – odpowiedział dyrektor i wskazał jej drzwi. Odetchnęła z ulgą i posłusznie wyszła.
- No dobrze, skoro już udowodniłeś jako jedyny z szanownych gentlemanów, że potrafisz mówić, to powiedz co się stało. Czemu wszczęliście tą bójkę? – zapytał dyrektor Pawła. Chłopak spojrzał na pozostałych, ale ci nie obdarzyli go spojrzeniem. Postanowił oczyścić się z zarzutów.
- Wyszedłem ze stołówki, a oni mnie zaczepili, ale koniec końców zajęli się sobą. Próbowałem ich rozdzielić, więc mnie także wciągnęli. Tyle – zrelacjonował.
- Dobrze… co na to koledzy? – pytał dalej dyrektor. Odpowiedziała mu cisza – to prawda czy nie? – zapytał bardziej zdecydowanie, ale znów usłyszał tylko ciszę – ciszę uznaję za potwierdzenie, ty jesteś już wolny – powiedział do Pawła, a ten wyszedł – a z wami jeszcze sobie porozmawiam… albo poprowadzę monolog – zwrócił się do pozostałej dwójki – pewnie nie macie nic do dodania. Pozwólcie więc, że was zawieszę na tydzień. Panie Kacperski, powinienem pana usunąć z drużyny! Ale niech pan zna moje dobre serce. Z tym, że jeszcze jeden taki występek, nawet malutki, a nie będę miał wyboru. Do zobaczenia za tydzień panowie – zakończył i wyprosił ich z pomieszczenia. Na korytarzu znów zaczęli na siebie groźnie łypać.
- Ciut przy biedny jesteś na pannę pokroju Izy i nie mówię tu tylko o kasie – zadrwił Ian.
- Widzę, że bardzo chcesz, by cię wywalili z drużyny, idioto – odpowiedział Johnny.
- Grozisz mi? – zapytał wyzywająco Ian.
- Się okaże… – stwierdził tajemniczo Johnny i odszedł. Na następnej przerwie znalazł w szafce kartkę: Rewanż. Park Penn Treaty. 21:00. Zmiął ją i wyrzucił. Bynajmniej, że nie chciał iść. Bez dowodów będzie lepiej. Czas załatwić tą niewydarzoną, nowobogacką świnię. Raz na zawsze. Musiał się tylko ubezpieczyć. Niestety kumple nadal byli na niego wkurzeni.
- Hej, chłopcy, proszę – błagał ich, ale byli nieugięci.
- Wracaj do nas, spoko, ale nie będziemy się podkładać, bo ty się zabujałeś w problematycznej pannie – powiedział jeden z nich i zakończył rozmowę. Więc Johnny poszedł sam. Na miejscu było cicho. Po kilku minutach coś poruszyło się w pobliskich krzakach.
- Wyłaź, załatwmy to jak najszybciej, kolacja mi stygnie – zakpił. Z krzaków wyszedł Ian, tak jak się spodziewał.
- Trudno ci będzie wrócić na kolację – odpowiedział ’buszman’ z wrednym uśmieszkiem, a z krzaków wyłoniła się cała drużyna  siatkarska. Johnny spodziewał się tego, ale i tak ogarnął go strach. Przełknął ślinę i przybrał dobrą minę do złej gry.
- To już wszyscy? Nie za mało was? – zapytał przekornie – myślałem, że rozegrasz to bardziej honorowo.
- Dobra, skończ już te pogrywanie. Niech wyłażą ci twoi – odpowiedział zirytowany Ian.
- W przeciwieństwie do ciebie ja chcę to zrobić honorowo. Jeden na jeden. Prawdziwy rewanż. Czy się boisz, ćwoku? – pogrywał sobie dalej Johnny.
- No nie gadaj? Właśni kumple cię wystawili? – zaśmiał się Ian i wydal komendę uchwycenia przeciwnika dwóm kolegom. Chwilę musieli się zmagać z silnym kolegą, aż pomogło im dwóch innych. Ustali przed kapitanem drużyny z Johnnym w żelaznym uścisku.
- Cóż… prawdę mówiąc, zaimponowałeś mi! Potrzeba było aż czterech! Wciąż nie mogę uwierzyć, że odszedłeś od nas… Gdybyś nadal był w drużynie, mógłbym ci ją nawet odstąpić – powiedział spokojnie Ian.
- Nie mów o niej jak o rzeczy! – wykrzyknął pokonany, przez co dostał pięścią w twarz. Wypluł trochę krwi i  dodał – czemu się dziwisz, że nie chciałem tworzyć drużyny z kimś takim jak ty? – dostał kolejny raz, ale w brzuch. Spojrzał na kapitana z obrzydzeniem – popatrz na siebie, nawet nie masz odwagi gdziekolwiek się ruszyć bez świty bezmózgich mięśniaków, którzy się ciebie ślepo słuchają! Dziwisz się, że nie chciałem być jak oni?! – i splunął mu w twarz. Ian wytarł twarz i spojrzał na przeciwnika z nienawiścią.
- Twój wybór, a miałem ci wybaczyć… – odwrócił się i rzekł do pozostałych – tylko go nie zabić. Nie chcę mieć kogoś takiego na sumieniu – na co wszyscy ruszyli na Johnnego, który zdążył zawołać nim utonął pod kolejnymi ciosami:
- ty pier****ny kutafonie! – a adresat się roześmiał.

3 komentarze:

  1. Dlaczego taki krótki? Dodawaj częściej.;)

    OdpowiedzUsuń
  2. krótki, ale bardzo fajny :)
    dodawaj częściej bo to co piszesz jest po prostu świetne !!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezu nie sądziłam, że będą w stanie pobić się o dziewczynę, ale robi się ciekawie :) Mam nadzieję, że fajnie rozwiniesz sprawy między nimi :)
    Zapraszam do mnie na siódmy rozdział.
    http://live-fast-dont-forget-us.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń