wiem, że bohaterzy mogą być niezrozumiali, ale co to by była za przyjemność czytanie o jakiś szablonowych postaciach? :P takie życie, nie jest łatwo poznać do końca człowieka :)
dziś piosenka Joe Brooks'a, którego ostatnio bardzo polubiłam :D
pierwszą część cytatu możecie potraktować jak swego rodzaju proroctwo ;)
jak już dużo wejść :O jesteście świetni :p
pozdrawiam i do następnej soboty ;] :*
,,Gdybym tylko mógł zmienić się,
ale to nie stanie się (...)
Jestem wolny, bo pokazałaś mi jak kochać,
kim naprawdę jesteś, nie kim chcesz być"
Siedziała
i tępo wpatrywała się w przestrzeń. Już kolejny dzień mama zastanawiała się co
się dzieje z jej córką. Nie wytrzymała, gdy zauważyła, że ta zaczęła przytulać
butelkę mleka, zamiast zalać sobie nim ulubione czekoladowe kulki w misce przed
sobą.
-
Możesz mi wreszcie wytłumaczyć co się z tobą dzieje? – powiedziała matka i
wyrwała butelkę z objęć Izy, a ta, otrząsnąwszy się z letargu, uśmiechnęła się
od razu, by sprawiać pozory normalności i odpowiedziała spokojnie:
-
przecież nic się nie dzieje – mama potrząsnęła głową niedowierzając i wskazała
na mleko.
-
A to co? Twoja nowa przytulanka? – zapytała poirytowana. Dziewczyna zmieszana
wstała od stołu, przy którym siedziała i zwróciła się w stronę swojego pokoju.
Rzuciła tylko na odchodnym:
-
mamuś, nie trzymaj tak tej butelki, jestem zazdrosna – na co całkowicie
ogłupiona kobieta odstawiła butelkę do lodówki i podeszła do telefonu.
Potrzebna jest jej pomoc i to już, teraz, natychmiast.
-
Halo? – usłyszała po drugiej stronie.
-
Dzień dobry, z tej strony mama Izy, mogłabym cię prosić o pomoc, Estelle? –
zapytała z nadzieją w głosie.
-
Och, dzień dobry, jasne – odpowiedziała
entuzjastycznie Es.
-
To świetnie. Przyjdź do nas. Najlepiej z Gabrysią. Potrzebna jest mi ciężka
artyleria…
*
* *
-
Co?! Hahahahaha! Ale butelkę mleka? Naprawdę? – dopytywały z niedowierzaniem
dziewczyny.
-
Taaak… i dlatego jesteście mi tak potrzebne – powiedziała mama Izy z troską w
głosie. Rozbawione dotąd koleżanki, natychmiast spoważniały.
-
Zauważyłyśmy w szkole, że nie jest do końca sobą, ale nie chciała nic
powiedzieć. Wciąż powtarzała, że nic się nie stało – powiedziała Brysia.
-
Ale teraz już nam nie może nigdzie uciec, więc wyciągniemy z niej prędzej czy
później co jest. Trochę nas unikała ostatnimi czasy… ale to mogła być też nasza
wina – Estelle przypomniała sobie powstrzymywanie koleżanki od zemsty -– teraz
trzeba wszystko wyjaśnić – stwierdziła hardo i wstała z miejsca. Wraz z Brychą
poszły do pokoju koleżanki i rozpoczęły ,,okupację”. Niestety Izka była
niesamowicie uparta i nadal utrzymywała, że nic się nie stało. Zbliżała się
noc. Dziewczyny zjadły kolację podaną przez mamę okupowanej i przedstawiły jej
swój szatański plan.
-
Nie mamy wyjścia. Za nic nie chce powiedzieć co się stało, a coś musiało –
skończyła Telli.
-
Ale upijać ją? – powiedziała zaskoczona rodzicielka – nie lepiej czegoś
lżejszego? Ja wiem… może szantaż? Wy powinnyście się znać na tym lepiej –
zaproponowała i od razu dodała widząc miny dziewczyn – oczywiście bez urazy. Po
prostu jesteście młodsze, obrotniejsze od starej matki – zakończyła z
przepraszającym uśmiechem. Przyjaciółki na nowo zaczęły kombinować jak złamać
Izabelę.
-
Pamiętnik! – pacnęła się w czoło Estelle.
-
O nie, czytanie jej pamiętnika to nie jest dobry pomysł… nie powinnyśmy. To już
naruszanie jej prywatności – zaprotestowała Gabrysia.
-
A czy ja mówię o czytaniu? – odpowiedziała Es z wrednym uśmieszkiem –
zabierzemy go i tak jak pani proponowała, zaszantażujemy, że przeczytamy.
-
No dobrze, ale jak go zabierzemy? – zapytała matka.
-
Niech ją pani zawoła, by coś zrobiła. Jakiś domowy obowiązek. A my poszukamy i
zwiniemy. Później zaatakujemy – powiedziała podekscytowana Estelle, a pozostałe
spojrzały na nią zaskoczone – no co? Udziela mi się ta wojskowa terminologia –
dodała rozbawiona.
-
No dobrze. Do działa. To znaczy do dzieła – zakończyła rodzicielka. Zaśmiały
się. Plan o dziwo wypalił. Pozostało tylko zapytanie czy dojdzie do zeznań…
-
Więc powiesz nam? Czy mamy sobie przeczytać? – zapytała Telli tonem
nieznoszącym sprzeciwu.
-
I tak nic tam o tym nie zapisałam – odpowiedziała Iza i zauważyła chytry
uśmieszek na twarzy koleżanki. Zrozumiała, ze właśnie przyznała, że coś się
jednak stało – och! Przestań, wcale nie przyznaję, że w ogóle miałam o czym pisać!
Nic się nie stało! Czemu nie dacie temu spokoju?
-
Bo martwimy się Iz – powiedziała zatroskana Brysia i położyła dłoń na plecach
przyjaciółki. Od razu przypomniało jej się jak to ona położyła dłonie na
plecach Johnnego. Potrząsnęła głową – co jest? Wyduś wreszcie – Brych spojrzała
Izie w oczy. Zauważyła, że napełniają się łzami. Od razu ją przytuliła, a ta
rozkleiła się na dobre. Gdy tylko się uspokoiła, opowiedziała co się stało w
szatni. Es słuchała z rozdziawionymi ustami.
-
Był w samych gaciach?! – zapytała na sam koniec.
-
Oj no, takich bokserkach. Nie wiem… nie przyglądałam się. To by było dosyć
niezręcznie – odpowiedziała jej Iza.
-
Bardziej niezręczne od tego, że cię całował prawie nagi? – zadała kolejne
pytanie rozbawiona. Uspokoiła się, widząc karcące spojrzenie Gabrieli, która
zwróciła się zaraz do zasmuconej koleżanki pocieszającym głosem:
-
słuchaj, słonko. Rozumiem, że nie mówiłaś nam o tym, bo jednak dopuściłaś się w
pewnym sensie zemsty, a obiecywałaś, że tego nie zrobisz. Teraz widzisz, że nie
chciałyśmy byś sobie namieszała niepotrzebnie w życiorysie… – Iza pokiwała,
rozumiejąc – z resztą, nie sądzisz, że oni się starali? A oni nie należą do
takich co się starają, uwierz. To coś znaczy. Sądzę, że mogłabyś przebierać w
najlepszych – dodała z uśmiechem Brycha.
-
Obaj są popaprani, ale Johnny chyba zrobił na tobie wrażenie, prawda? –
zapytała Stell.
-
No tak… nie wiedziałam, że tak mi się podoba… ale i tak wszystko zepsułam –
odpowiedziała rozżalona Izka.
-
Nie mów tak. Sądzę, że można to odkręcić – powiedziała zachęcająco Brysia.
-
Może…
*
* *
Była taka smutna przez
ostatnie dni… Wiele by dał, żeby się dowiedzieć czemu. Próbował zagadać, ale
zawsze, gdy był już blisko, ona gdzieś uciekała. Z resztą nie jest łatwo
uganiać się za dziewczyną, gdy ma się własną, ma się obowiązki szkolne i
sportowe oraz gdy ta w ogóle nawet nie reaguje na twoje starania. Nigdy nie
wysyłał kwiatów. Nawet swojej dziewczynie. A teraz? Staje się ckliwy. Powinien
o niej zapomnieć. Tym bardziej, że spaprał sprawę wtedy na plaży. Jak mógł się
tak napić, żeby zrobić jej takie coś? Dobrze, że rodzice się nie dowiedzieli i
dobrze, że od razu otrzeźwiał i wyjął ją z wody. To mogło się skończyć gorzej.
O wiele gorzej. Jak mógł być taki bezmyślny? Nie zasługuje na kogoś takiego jak
ona. Chodzący ideał. Piękna, mądra, zabawna i na pewno dobra. Gdyby taka nie
była, mógłby mieć już kuratora przez to co zrobił. Niespodziewanie jednak
znalazł okazję, by zamienić z nią choć kilka słów. Cóż za zrządzenie lasu…
Szedł sobie do pubu na
spotkanie z kolegami z drużyny. Po drodze znajdowała się kawiarenka. Zajrzał do
niej przez szybę. Izabela siedziała w niej przodem do wejścia i czytała,
popijając kawę. Była sama. Taka okazja
może się nie powtórzyć – pomyślał i wszedł do środka. Podszedł i zapytał:
-
można się przysiąść? – dziewczyna podniosła powoli wzrok znad książki i
wytrzeszczyła oczy. Zaskoczona odpowiedziała automatycznie:
-
jasne – ale po chwili zastanowienia i przypomnieniu sobie, że miała się trzymać
od chłopców z daleka, bo powodują tylko kłopoty, dodała – to znaczy… ja już
sobie idę – i wstała od stolika. Ian złapał ją za rękę i powiedział:
-
nie, nie musisz, a właściwie to ja do ciebie… – dziewczyna zaskoczona usiadła z
powrotem, wyrywając się delikatnie z uścisku – to znaczy… chciałem z tobą
porozmawiać – Iza pokiwała głową i czekała na dalszą wypowiedź. Chłopak miał
całkowitą pustkę w głowie. Co powiedzieć?
Co powiedzieć? Myśl, idioto! – powtarzał w myślach zestresowany. Chrząknął.
Nie mógł się skupić, gdy patrzyły na niego te piękne i przenikliwe niebieskie
oczy. Postanowił odwołać się do zdarzeń na plaży. To był ich punkt styczny –
chciałbym jeszcze raz cię przeprosić za to, że cię wrzuciłem do rzeki… byłem
pijany i… wiem, że kwiaty niczego ci nie wynagrodziły, pomyślałem tylko,
że… – jąkał się cały czas i nerwowo
wiercił na krześle. Iza uśmiechnęła się na ten widok. Postanowiła ukrócić jego
męki.
-
Słuchaj, nic się nie stało. Kwiaty były ładne, dziękuję. Nie masz się już czym
przejmować, nawet nie byłam chora – powiedziała i machnęła ręką. Wcześniej ją
przerażał, ale gdy zobaczyła go tak przejętego, zmieniła o nim zdanie.
-
Nie, nie. Może nic się nie stało, ale mogło! Przecież mogło mi się nie udać cię
wyłowić. Mogło to się skończyć o wiele gorzej! Nie przeżyłbym chyba, gdyby coś
ci się… – odpowiedział szybko i urwał, orientując się co właśnie chciał
powiedzieć. Izka zarumieniła się i spuściła wzrok. Gdy to ujrzał, zapomniał o
całym Bożym świecie i że miał spotkać się z kolegami. Zaczęli gadać o wszystkim
i o niczym, o błahostkach typu zainteresowania czy wspomnienia z dzieciństwa.
Kilka razy nieźle się uśmiali. Niestety czas płynął nieubłaganie.
-
Och nie – westchnęła smutno dziewczyna, gdy zobaczyła, która jest godzina.
Miała spotkać się z dziewczynami w jednym sklepie pół godziny temu. Żałowała,
że musi opuszczać towarzystwo Iana. Naprawdę żałowała – przepraszam cię, ale
miałam być gdzieś już pół godziny temu…
-
To zabawne, ja miałem być gdzieś godzinę temu – odpowiedział z uśmiechem i
spojrzał jej w oczy przenikliwie, jakby mógł zobaczyć w nich w ten sposób coś
więcej. Iza znów spłonęła rumieńcem. Uwielbiał to – no cóż… więc czas się
rozstać – dodał zasmucony. Ociągając się, wstali od stolika i wyszli z
kawiarni. Ustali na chodniku naprzeciw siebie. Nie wiedzieli jak się pożegnać.
-
Więc… mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy? – zapytał z nadzieją w głosie
chłopak.
-
Tak, sądzę, że tak – odpowiedziała dziewczyna – ymm… to ja już pójdę, bo
czekają… – powiedziała i już miała się odwrócić i pójść w stronę umówionego
miejsca, ale ją powstrzymał i pocałował w policzek.
-
Do zobaczenia – powiedział cicho, patrząc jej w oczy i gdy przekonał się, że
zrobił na niej odpowiednie wrażenie, odwrócił się i odszedł, zostawiając ją z
miękkimi kolanami. Stała chwilę w bezruchu, aż ktoś mijając ją, trącił jej
ramię, przez co omal się nie przewróciła. Zmieszana poprawiła niewidoczną
zmarszczkę na spódnicy i ruszyła do dziewczyn.
-
Co tak długo? – zapytała Brycha – i tak zazwyczaj się spóźniasz, ale dzisiaj
pobiłaś rekord – zaśmiała się.
-
Przepraszam, ale jak sobie siedziałam w kawiarence i czytałam to zgadnijcie kto
się pojawił i mnie zagadał! – powiedziała.
-
Nie gadaj, Johnny? – zapytała Estelle, która rzuciła ubrania, aktualnie
przeglądane przez nią i podbiegła podekscytowana – pogodziliście się?
-
Nie, to nie był Johnny – odpowiedziała Iza , która od razu posmutniała na
wzmiankę o chłopaku – ale dobry trop – Gabrysia popatrzyła na Izkę, mrużąc oczy i
nagle je wytrzeszczyła.
-
Bez takich! Ian?! – wykrzyknęła zaskoczona. Szatynka przytaknęła głową.
-
I co? – zapytała zaciekawiona Es.
-
No nic wielkiego… przeprosił za to na plaży, żebyście widziały jak się
stresował! Aż mi go było szkoda… wysmykło mu się nawet, że nie wie co by zrobił
jakby mi się coś stało – Stell pisnęła.
-
I co, i co? – poganiała.
-
Później rozmawialiśmy o pierdółkach… i na pożegnanie pocałował mnie… – kolejna
salwa pisków – w policzek!
-
Oouuu – wydały z siebie jęk zawodu koleżanki.
-
O czym wy myślicie, zboki jedne – zaperzyła się Iza i wytknęła im język.
-
Więc co? Johnny idzie w odstawkę? – zapytała zaciekawiona Telli.
-
No przyznaję, zmiękły mi nogi… ale podjęłam ostatnio decyzję, że trzymam się od
nich z dala, bo powodują same kłopoty – powiedziała stanowczo – choć zgodziłam
się, byśmy się jeszcze kiedyś spotkali.
-
I sądzisz, że da ci teraz spokój? – zapytała sceptycznie Brysia.
-
Hej! On ma dziewczynę o ile mi wiadomo – odpowiedziała Izabela.
-
Każdy wagon da się odczepić – stwierdziła Es, na co wszystkie się roześmiały.
fajne, szkoda że trochę krótki ;(
OdpowiedzUsuń