już trzeci! i to jaki długi! rozpieszczam was :P
zmieniłam czcionkę na większą, mam nadzieję, że będzie się lepiej wam czytać :)
ach, jak wiele komplementów otrzymuję ^_^ dzięki ;p napędzacie mnie ;D
ostatni rozdział był monotematyczny, więc dzisiejszy jest różnorodny
wyhaczcie linki! ;)
hope you joy it! :*
,,Poszukiwałam tchnienia życia,
maleńkiej nutki niebiańskiego blasku,
lecz wszystkie chóry w mojej głowie śpiewały: NIE!"
Spojrzała na swojego chłopaka. Dziś był
jakiś dziwny. Od samego rana. Zastanawiający był też samochód, który stał na
jej miejscu. Przecież jej misiu zawsze ,,czyścił” jej miejsce. Jej samochód
zawsze stał przy jego tak jak ona sama przy nim. Ale nie teraz. Tak jak dziś
ich samochody zostały rozdzielone tak i oni nie mieli wiele okazji by w ogóle
porozmawiać. Musiała ustawić swoje piękne, wymuskane, bladoróżowe MaseratiGrancabrio między auta plebsu. Fuj. A on?! On nawet dziś nie raczył jej
buziakiem! Olewa ją totalnie…
-
Mógłbyś uraczyć mnie choć a little* zainteresowania? – powiedziała do chłopaka.
Ten nie zareagował. Wciąż robił to co wcześniej, czyli siedział i patrzył w
przestrzeń – helou! – zawołała.
-
Co? – zapytał lekko zachrypniętym głosem, jakby się przed chwilą przebudził ze
snu. Spojrzał na dziewczynę nieobecnym wzrokiem.
-
Exactly!* Nie zważasz
na nic co dziś mówię! Co się with you* dzieje? – powiedziała szybko,
wykorzystując resztki jego uwagi.
-
Zakochał się – powiedział czarnoskóry kolega Iana przechodzący właśnie obok
kłócącej się pary. Gdy sens dopiero co wypowiedzianych przez Tylera słów, dotarł
do chłopaka, wstał błyskawicznie i przygwoździł go do ściany.
-
Chyba coś ci powiedziałem na ten temat – syknął mu do ucha i puścił go. Ten
otrzepał się teatralnie i wyszczerzył się jak dziecko, które dostało torebkę
musujących cukierków. Właśnie otrzymał potwierdzenie swych słów. Ian usiadł z
powrotem przy swojej dziewczynie i złapał ją za rękę.
-
Ian? Co on mówi? Przecież jesteś in love with me* od dawna, ale nigdy się tak
nie zachowywałeś… Tyler! – wykrzyknęła dziewczyna i spojrzała morderczym
wzrokiem na kolegę swojego chłopaka, bo ten parsknął śmiechem na jej słowa.
Żaden z kolegów Iana nie lubił jego dziewczyny, bo była strasznie pusta i nie
rozumieli wyboru kolegi. Oni woleliby być sami niż mieć kogoś takiego przy swym boku. Takie jak ona były jedynie
‘na jedną noc’. Dodatkowo wszyscy wiedzieli, że tak naprawdę on jej nigdy nie
kochał. Właściwie nie wiadomo, czy ktokolwiek jest w stanie pokochać kogoś
takiego. No bo co w niej kochać? Zniekształcony akcent i kaleczenie rodzimego
języka?
Ian postanowił się
ogarnąć i w ciągu kilku dni przestał myśleć o dziewczynie z parkingu. Pomagało
mu w tym to, że nie stawała już swoim autem na miejscu jego dziewczyny. Znikła
z parkingu, znikła z jego głowy. Jakby się zapadła pod ziemię. Nie dziwiło go
to. Szkoła jest wielka tak jak i cały świat. Trudno w nim znaleźć swoją drugą
połówkę, sens życia, miłość. A on tą szansę zaprzepaszcza. Na własne życzenie.
Cóż… liczy się prestiż.
*
* *
Kolejne dni mijały Izie
bardzo przyjemnie. Obawiała się, że w nowym miejscu nie będzie mogła się
skupiać na nauce, ale jak do tej pory jej obawy były bezpodstawne. Rodzice
także odnaleźli się w nowym środowisku i oprócz standardowych małych kłótni
rodzinnych nic nie mąciło im spokoju.
-
Córuś, pojedź do sklepu, kupisz kilka rzeczy to zrobię naleśniki – powiedziała
mama Izy, na co córka zaklaskała dłońmi w aprobacie. Bardzo lubiła naleśniki.
Mimo, że było gorąco, na naleśniki zawsze miała ochotę. Ale musiała się
spieszyć, bo dziewczyny miały za godzinę po nią przyjść i miały przejść się nad
rzekę Delaware. Wzięła więc pieniądze od mamy i pojechała. Gdy wysiadła z
samochodu lekki wietrzyk rozwiał jej włosy. Uśmiechnęła się do siebie. Jak przyjemnie – pomyślała. Weszła do
sklepu i zamarła. Był bardzo zatłoczony i to głównie ludźmi z jej szkoły,
skojarzyła kilka twarzy. Sklep znajdował się niedaleko rzeki, więc pomyślała,
że robią zakupy na popołudniową imprezę na plaży. Zauważyła, że głównym
produktem kupowanym przez nich było piwo. Nie zdziwiło ją to. Przechadzała się
między półkami w poszukiwaniu potrzebnych jej rzeczy, gdy zauważyła niedaleko
siebie jednego z chłopców, którzy zaczepili ją pierwszego dnia na parkingu.
Spojrzała nerwowo na półki z produktami nabiałowymi, szukając mleka, a
czarnoskóry chłopak, którego zauważyła, dźgnął kolegę obok.
-
No dajesz, Romeo – powiedział szeptem do kolegi, gdy tylko ten się do niego
odwrócił.
-
Ja ci… – zaczął Ian, ale nie dokończył, bo zauważył na kogo wskazuje Tyler.
-
Gdzie te cholerne mleko – powiedziała do siebie Iza.
-
Chodzi ci o to? Czy może jest za mało cholerne? – zapytał Johnny, który pojawił
się przy niej nie wiadomo skąd i przyprawił dziewczynę o mały atak serca. Wskazywał
na butelkę mleka znajdującą się kilka półek niżej niż patrzyła.
-
Och, dzięki Bogu, to ty – powiedziała oddychając z ulgą.
-
No no! Nie spodziewałem się takiego przyjęcia mej osoby z twojej strony –
odpowiedział szczerząc się do niej. Miał taki zaraźliwy uśmiech… mimo że bardzo
nie chciała, bo ją zazwyczaj potwornie wkurzał, nie potrafiła się nie
,,odśmiechnąć”.
-
To się ciesz, bo to pierwszy i ostatni raz – odparła – to tylko dlatego, że się
boję tych mięśniaków po prawej – dodała i wskazała głową na Iana i Tylera.
Johnny spojrzał na nich marszcząc czoło. Jego spojrzenie spotkało się ze
spojrzeniem jednego z nich, który cały czas przypatrywał się im. Wyglądał na
zdenerwowanego. Przez chwilę posyłali sobie gniewne spojrzenia. Johnny
zastanawiał się, czemu Ian jest na niego taki cięty. Zerknął na Izę, która
czytała ulotkę mleka. Wyglądała bardzo uroczo, marszcząc co chwilę nos i mrużąc
lekko oczy. Zazdrościmy? No to sobie
popatrz teraz! – powiedział w myślach i objął ramieniem zdziwioną
dziewczynę. Popatrzyła na niego pytająco lekko oburzona. Zaczął prowadzić ją w
przeciwną stronę niż stali chłopcy, nachylił się i szepnął w jej włosy, by się
nie odwracała, co on sam zrobił, aby podziwiać reakcję chłopaka. Ten zaciskał
tylko pięści. To wystarczyło Johnnemu. Dopiął swego. Gdy tylko schowali się za
rogiem, Iza zrzuciła rękę chłopaka ze swych ramion i syknęła wzburzona:
-
co to miało być?
-
Wyprowadziłem cię bezpiecznie z terenu, na którym byłaś chyba zagrożona, więc o
co chodzi? – odpowiedział i uniósł ręce w geście obronnym.
-
Nie musiałeś mnie dotykać! – powiedziała cicho.
-
Przyznaj, że ci się podobało – odpowiedział i zabawnie poruszył brwiami. Gdyby
nie była zdenerwowana zapewne by się roześmiała, ale teraz zacisnęła dłoń w
pięść i uderzyła go w ramię z zaciętą miną, która od razu jej zrzedła.
-
Uuuła – jęknęła i zaczęła machać dłonią, by załagodzić ból.
-
Ma się te stalowe muły, co? – odparł w odpowiedzi na cios i wyszczerzył się.
Iza prychnęła i odeszła do kasy. Johnny rozejrzał się, ale sklep był już prawie
pusty, mięśniaków nie było już widać. Przeszedł się między regałami i wyszedł
przed sklep. Tu też było czysto. Była bezpieczna. Odprowadził ją wzrokiem do
samochodu, gdy wyszła i pomachał do niej z szerokim uśmiechem, gdy spojrzała na
niego. Dziewczyna wytknęła mu język i odjechała, na co się roześmiał i odjechał
z kumplami.
*
* *
-
Ugh, jak on mnie denerwuje! – wykrzyknęła do dziewczyn, gdy znalazły się w
drodze na plażę. Spojrzały na nią z lekkim uśmiechem – i co michy cieszycie? To
nie jest zabawne…
-
Mogłabyś się przyznać, chociaż nam – powiedziała Brysia. Iza zrobiła
zdezorientowana minę. A po chwili na jej policzki wstąpił rumieniec.
-
Nie wiem całkowicie o czym mowa – odpowiedziała zażenowana. Ostatnio faktycznie
dosyć często zdarzało jej się myśleć o Johnnym, ale to przez to, że często go
napotykała na swojej drodze. Podejrzanie często.
-
Ojej no, przyznaj się, że mimo że cię denerwuje, jest całkiem uroczy –
powiedziała ze znaczącym uśmiechem Estelle.
-
Ani mi się śni! Żadnych miłostek! Żadnych chłopaków! Tylko nauka, no i
oczywiście wy – odpowiedziała Izka i poklepała dziewczyny po plecach.
-
Spokooojnie – powiedziała Telli i wymieniła z Brychą porozumiewawcze uśmiechy,
co szatynka zauważyła.
-
Co to było?! – naburmuszyła się Iza – ja naprawdę nie chcę mieć nikogo…
-
Hmm… któryś ci zalazł za skórę, co? – powiedziała Brysia.
-
Taa… był taki jeden… to on jest winny mojej nienawiści do płci skąd inąd
brzydkiej! – odpowiedziała, bardzo podkreślając słowo ‘brzydkiej’.
-
Wooow, co on ci zrobił? – zapytała zdziwiona Estelle.
-
Ech… no nie wiem czy powinnam psuć sobie i wam humor. Po prostu bardzo nie
lubię kłamstw, ani wykorzystywania mnie, a to właśnie robił i tak oto
naznaczył klątwą całe męskie grono. Żaden osobnik już nigdy nie uzyska przez
niego mojego serca, ani niczego innego – powiedziała zdecydowanie Iza, ucinając
w ten sposób wszelkie dyskusje na ten temat.
*
* *
-
Może jednak się zawrócimy? – powiedziała Izka nerwowo rozglądając się wkoło.
Głośna muzyka współczesna coraz bardziej drażniła jej uszy. Im bliżej plaży i
jednej wielkiej imprezy znajdowały się dziewczyny, tym muzyka była coraz
głośniejsza i coraz bardziej denerwująca.
-
Tak rzadko mamy czas na wspólnie spędzone popołudnie. Nie pozwól, żeby jakieś
pustogłowy zniszczyły nam to – odpowiedziała Es.
-
No ale możemy wybrać się gdzieś indziej. Liczy się przecież tylko to by razem
spędzić czas – wykręcała się Iza. Gabrysia spojrzała na nią badawczym wzrokiem.
-
Co ty się tak boisz z ludźmi spotkać? – powiedziała.
-
Takie imprezy zawsze się źle kończą. Widziałam jak chmara ludzi z naszej szkoły
kupowała alkohol. Nie powiesz mi, że to normalne i nie pociągnie za sobą
konsekwencji – odpowiedziała Iza zdecydowanym tonem. Dziewczyny spojrzały na
siebie.
-
Ale przecież tylko posiedzimy trochę. Mamy prowiant – powiedziała zachęcająco
Estelle i pomachała koszykiem jedzenia przed twarzą Izki – z resztą
przycupniemy daleko od nich.
-
Ale… – zaczęła Iza, ale dziewczyny zasłoniły sobie uszy dłońmi na znak, że nie
słuchają już żadnych wymówek. Nie miała wyboru. Poszła za nimi.
Mimo że znalazły sobie
miejsce dosyć daleko od imprezowej zgrai to nadal słyszały muzykę i widziały z
daleka ogrom bawiących się przy niej ludzi. Gdy zaczęło się trochę ściemniać,
rozpalili pochodnie. Iza wstała wzburzona.
-
Jak oni tak mogą?! Przecież to niebezpieczne! Co za bezmózgi! – zaczęła
wrzeszczeć i jak szybko zaczęła tak też szybko się uciszyła, bo zauważyła, że
jacyś chłopcy biegną w ich stronę – chodu! – wrzasnęła i wraz z dziewczynami zaczęła
uciekać, zostawiając wszystko co przyniosły ze sobą na plaży. Niestety daleko
nie uciekły. Chłopcy sprawnie wyłapali wszystkie trzy. Nie podziałał nawet
manewr rozproszenia z zajęć samoobrony. Teraz wszystkie przewieszone przez
ramiona chłopców znajdowały się na miejskim molo, a oni sami zastanawiali się
głośno czy wrzucić je do wody czy też nie. Przerażona Iza przestała bić
żartownisia, który ją złapał i uczepiła się jego pleców. Wtuliła twarz w jego
koszulkę i modliła się w myślach, by mu się odwidziało, bo nie umie pływać.
Zauważyła, że ładnie pachnie. Cóż…
przynajmniej zginę z rąk zadbanego oprawcy. Taki mały pozytyw – pomyślała. Wtedy chłopak krzyknął do
zgrai na brzegu, obserwującej całe zajście:
-
rzucać? – na co tłum zaczął szaleńczo klaskać i wrzeszczeć, wyrażając w ten
sposób całkowitą aprobatę. Izka zamarła. Skądś znała jego głos, tylko skąd…
Nagle chłopak ustał tyłem do rzeki, a jego uścisk zelżał, przez co zsuwała się
powoli po jego plecach głową do przodu w stronę wody. Zaczęła błagać go, żeby
tego nie robił, tłumaczyła, że nie umie pływać, ale nie reagował. Trzymał ją za
kostki nad taflą wody, stojąc już przodem do niej. W delikatnej poświacie
pochodni, które nadal paliły się na plaży, dostrzegła znajome rysy twarzy. Mimo
że widziała go do góry nogami, rozpoznała go. Przestała dziwić się, że potrafi
ją utrzymać na wyciągniętych ramionach, bo to był Ian, a to wydaje się, że jest
jego zemsta. Uśmiechnął się do niej cwaniacko i puścił…
* - błędy celowe
haha ta pusta lala najlepsza! :D a zgaduję, że na molo Izkę trzymał Ian? :) robi się interesująco, czekam na kolejny rozdział :D
OdpowiedzUsuńJEZU JAKIE ZAJEBISTE *o* Dawaj szybciej następny rozdział :D !!
OdpowiedzUsuńjuż chcę nowy rozdział!!! :)
OdpowiedzUsuńjeszcze dwa dni :D
OdpowiedzUsuńej , dawaj kolejny rozdział :D !
OdpowiedzUsuń