PRZECZYTAJ ZANIM ZACZNIESZ! Odsyłam także do ogłoszeń. Ale do rzeczy. Znacie to na pewno: ,,wszystko co piszę jest fikcją..." itd, itp. Nic nie jest do końca fikcją... Żeby coś napisać, trzeba było to przeżyć lub chociaż o tym usłyszeć. I tak też jest z tym opowiadaniem. To będzie suma przeżyć moich i nie tylko moich. Bohaterowie będą mieszanką mnie i tych, których skądinąd znam. Pozdrawiam.

sobota, 8 września 2012

2. Trzy muszkieterki


więc dziś będzie przyjacielsko :)
a jako że czepiali się mnie wszyscy, że ostatnio było za krótko, dziś macie dłużej :P
fajnie, że tyle was czyta, mimo że nie komentujecie :D
za wszystkie uwagi serdeczne dzięki ;)
a piosenkę na bank znacie ^_^ ale pasowała, więc jest.
pozdrawiam i do soboty!
                                                                     
,,Ale przynajmniej mam przyjaciół.
Podzielą się ze mną płaszczem,
gdy jest wietrznie.
Będą ze mną aż do końca"

- Jesteś dobra w te klocki! – wykrzyknęła zachwycona Estelle, gdy wychodziły z Izą z szatni dziewcząt  po w-fie.
- Dziękuję – uśmiechnęła się w odpowiedzi Iza – bardzo lubię siatkówkę i trenowałam dużo w Polsce, byłam nawet w reprezentacji mojej poprzedniej szkoły.
- Nie szkoda ci było wyjeżdżać? – zapytała zaciekawiona Stelle.
- Gdyby to ode mnie zależało… – powiedziała Iza. Mijały właśnie drzwi szatni chłopców, które były otwarte. Izka zajrzała do środka i zauważyła mięśniaków, których spotkała rano. Jeden z nich – środkowy – patrzył wprost na nią. Przerażona szybko złapała koleżankę za nadgarstek i pociągnęła za sobą. Dobiegły do końca korytarza i wpadły zdyszane do łazienki za rogiem. Chłopak szybko podbiegł do drzwi, ale dziewczyn już nie było widać. Jeden z jego porannych kompanów podszedł do niego i spojrzał na niego pytająco.
- Właśnie zajrzała tu ta dziewczyna z rana… – powiedział w odpowiedzi.
- No co ty?! I ty tak stoisz? Choć, dorwiemy ją! – wykrzyknął kolega.
- Nie… – odpowiedział pierwszy.
- Ale… – zaczął drugi.
- Nie ma żadnego ale! – ryknął pierwszy chłopak i ukrócił rozmowę. Gdy się odwrócił wszyscy chłopcy patrzyli się na nich jak na debilów – czego?! – krzyknął zdenerwowany. Nikt nic nie odpowiedział, wrócili tylko do swych poprzednich zajęć. Spojrzał na kolegę, na którego się wcześniej wydarł, a ten uśmiechał się do niego głupkowato – mógłbyś czasem poćwiczyć miny przed lustrem, bo teraz wyglądasz jak srający kot na pustyni. O co ci chodzi?
- Dzięki  – powiedział jego skwaszony czarnoskóry kolega i dodał już ożywiony – lecisz na nią!
- Nie! – odpowiedział i pchnął go, by przejść w głąb szatni, gdzie mógł pobyć sam. Zaczął myśleć. Masz dziewczynę idioto! Ogarnij się! Coś odpowiedziało w jego głowie – ale ona jest taka… inna, lepsza! Co ci szkodzi! Możesz mieć każdą, udowodnij to! Złapał się za głowę. Nie! Muszę przestać być taki! – wykrzyknął w myślach. Głosik w jego głowie nie dawał za wygraną – przestań! Taki już jesteś, nic nie poradzisz. Z resztą przecież nawet nie kochasz tej swojej dziewczyny… Przyznał rację wewnętrznemu głosowi. Tak było. Był ze swoją dziewczyną, by nie było, że on, wielki Ian, który jest najlepszym i najpopularniejszym sportowcem w szkole ma dziewczynę z ,,niższych sfer” albo nie ma jej w ogóle. To byłby obciach. Czasem miał szczerze dość swojego życia. Nie mógł robić tego co chciał, tylko to co powinien. Dlatego nawet, jeśli to prawda co powiedział jego kolega, nikt nie może się o tym dowiedzieć…
 Estelle spojrzała na Izę pytająco, gdy znalazły się już względnie bezpieczne w dziewczęcej łazience.
- Przestraszyłam się – wytłumaczyła się krótko Izabela.
- No tego to idzie się domyślić. Tylko co w tej szatni było tak strasznego? Na nago chodzili? Jeśli tak,  nie wybaczę ci, że mnie stamtąd zabrałaś! – powiedziała Telli śmiejąc się.
- Nie, nie… – odpowiedziała Iza.
- No to co się stało? – zapytała Es – jeśli mam nadal być twoim Supermanem, musisz mi powiedzieć.
- No bo… eh, rano postawiłam samochód na pierwszym wolnym miejscu. Okazało się, że to było miejsce dla ,,wyższych sfer”… – Izka nie musiała kończyć, koleżanka od razu ją zrozumiała i zapytała za współczującym wzrokiem:
- co powiedzieli?
- Że nie dadzą mi żyć – odpowiedziała cicho Iza.
- Czyli nie chciałaś przestawić. Harda dziewczyna – Estelle przytuliła ją – spokojnie, damy radę. Wiesz co… powinnyśmy sprawdzić czy coś zrobili twojemu autku.
- Też tak myślę… tylko ciut się boję – powiedziała szatynka z bladym uśmiechem.
- Jakby co, zawiozę cię do domu, mam samochód. Mogę cię też przenocować – odpowiedziała blondynka i puściła oczko do koleżanki.
*  *  *
- No i widzisz? Nic się nie stało. Może zapomnieli, bo mieli tyle kujonów do sprania – powiedziała Estelle z uśmiechem, ale gdy zobaczyła przerażoną minę Izy od razu dodała – żartowałam! Za dużo się naoglądałaś amerykańskich filmów widzę – i zaśmiała się.
- No rzeczywiście bardzo śmieszne – odpowiedziała naburmuszona Izka.
- Oj przestań się boczyć – powiedziała Es i dała jej kuksańca w bok – o, kogo my tu mamy! – wykrzyknęła w pewnym momencie i podbiegła do jakiejś blondynki. Iza zatrzymała się zdezorientowana. Nie wiedziała co ze sobą począć. Dziewczyny podeszły do niej. Ta, której nie znała, uśmiechnęła się do niej i powiedziała:
- hej, jestem Gabriela.
- No przestań, nie bądź taka oficjalna, bo dziewczyna nam się będzie spinać! – powiedziała do niej wesoło Estelle i zwróciła się do Izabeli – to Brycha, moja baaaardzo dobra kumpela. Jest całkiem w porządku, ale nie zdziwię się jak stwierdzisz, że do siebie nie pasujemy. Jesteśmy jak ogień i woda!
- Czasem nawet bardziej dosłownie – dopowiedziała z lekkim uśmiechem Gabrysia – pamiętam jak miałaś rude włosy – dodała już do swojej starej kumpeli.
- No rzeczywiście na pierwszy rzut oka jesteście całkiem inne… – powiedziała Iza. Nie wiedziała co więcej powiedzieć. Miała pustkę w głowie. Brysia wydawała się bardziej rozsądna od Estelle, świetnie się dopełniały. Czy ja nie będę im tej równowagi psuć? Czy nie będę jak piąte koło u wozu? A raczej trzecie w dwukółce? Myśli kłębiły jej się w głowie. Ale dziewczyny jakby czytały jej w myślach.
- Nie martw się przyjmiemy cię do paczuszki, nie będziesz sierotą – powiedziała Stelle wyszczerzona, a Brycha pokiwała głową z uśmiechem. ‘Sierota’ odpowiedziała im szerokim uśmiechem – a teraz na obiad! – wykrzyknęła Estelle i przybrała pozę ala Fredie Mercury, na co pozostałe dziewczyny odpowiedziały śmiechem, a pozostali znajdujący się nieopodal patrzyli dziwnie.
- Idzie się przyzwyczaić, uwierz – powiedziała cicho Gabrysia do nowo poznanej koleżanki. Już je lubię! Może jednak ten dzień nie jest taki denny? – pomyślała Iza i grzecznie poszła za dziewczynami na jedzonko. Gdy tylko weszła na stołówkę usłyszała, że z głośników radiowęzła leci muzyka. Znała tą piosenkę. Bardzo lubiła muzykę i wszystko co z nią związane, więc od razu zaczęła kołysać ramionami i głową w rytm i mruczała pod nosem melodię. Gdy Estelle ją zobaczyła, uśmiechnęła się pod nosem i pomyślała – wreszcie mam partnerkę do hasania!  I porwała ją do tańca. Tanecznym krokiem przeszły całe pomieszczenie, aż doszły do stanowiska kucharki, która rozdawała obiady. W ogóle nie przejmowały się tym, że prawie cała szkoła obserwowała ich wygibasy, a Gabriela została w tyle i patrzyła na ich wyczyny z bezpiecznej odległości, śmiejąc się z nich w duchu. Tym bardziej Iza nie zauważyła, że obserwowały jej ruchy szczególnie dwie pary oczu po przeciwnych stronach stołówki, a w przyszłości po przeciwnych stronach barykady…
*  *  *
- Wstyd się z wami gdziekolwiek pokazać! – powiedziała po zakończeniu zajęć Brysia z udawanym wyrzutem – a myślałam, że będziesz po mojej stronie – zwróciła się do Izy, a ta wraz z drugą blondynką zaczęły się śmiać.
- Wybacz, czasem muszę trochę poszaleć – odpowiedziała, gdy tylko się uspokoiła – z resztą ja się zastanawiam, jak ty z nią wytrzymywałaś na poważnie? Bo ona te szaleństwo ma takie zaraźliwe – i znów z Es zaczęły się rechotać. Brycha pokręciła głową i skierowała się na parking.
- Chodźcie toż – krzyknęła w stronę pokładających się ze śmiechu dziewczyn. Gdy już były zdolne iść, podążyły pośpiesznie za nią. Iza wsiadła do swojego samochodu i otarła łzę, która popłynęła jej ze śmiechu. Spojrzała w lusterko wsteczne i uśmiechnęła się do siebie. Nagle ktoś zaczął szaleńczo uderzać w jej szybę.
- Co jest? – powiedziała bardziej do siebie niż do osoby za szybą.
- Otwórz! – krzyknęła Estelle zza szyby.
- Wiesz jak się przestraszyłam?! Czubie! – powiedziała Izka, gdy tylko otworzyła drzwi i wyszła. Brysia parsknęła śmiechem i powiedziała do Telli:
- mówiłam, że to nie jest dobry pomysł – na co ta wystawiła jej język i powiedziała do szatynki:
- nie mamy kontaktu! – więc ta podała jej swój telefon.
- Wpisz swój – powiedziała i  wzięła telefon Estelle, by wpisać jej swój.
- Tak w ogóle to gdzie mieszkasz? – zapytała Izę Brysia – mogłybyśmy dojeżdżać razem.
- E. Madison – odpowiedziała.
- A no to świetnie! O ile się nie mylę to kilka przecznic od nas, Es – powiedziała zadowolona Brych.
- No rzeczywiście,  to całkiem po drodze do szkoły od nas – dodała z uśmiechem Estelle.
- No to się dziś zgadamy jeszcze, muszę wracać, bo mama wyjdzie z siebie – powiedziała Iza śmiejąc się – a wy mieszkacie niedaleko siebie?
- Tak, na Pickwick, jakbyś chciała odwiedzić to dzwoń – powiedziała Stelle i pożegnały się.

2 komentarze:

  1. piszesz naprawdę ciekawie :) dodaję do obserwowanych!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe, i sporo dialogów, więc wszystko nabiera realności i zaczyna interesować :)
    PS jedyna wada, że takie krótkie xD

    OdpowiedzUsuń